czwartek, 2 października 2008

Przekluc ten balon

W Polityce ukazal sie, moim skromnym zdaniem, znakomity wywiad Edwina Bendyka z prof. Leszkiem Pacholskim, bylym rektorem Uniwersytetu Wroclawskiego. Jest to glos na tyle wazny, po raz pierwszy poruszajacy tak otwarcie aspekty dydaktyczne, iz proponuje osobna dyskusje nad jego trescia.
Jako wstep do dyskusji proponuje ponizszy cytat z artykulu:

Ale w tej chwili system ten działa głównie po to, żeby korporacja profesorów i nauczycieli akademickich miała wygodne życie, bez wielkiego stresu i bez wielkiej odpowiedzialności. Model kariery naukowej polega na „chowie wsobnym”, uczelnie i instytuty nie szukają najlepszych uczonych, a programy nauczania nie są tworzone pod kątem potrzeb studentów, lecz ze względu na istniejącą strukturę kadrową. Mówię, oczywiście, o tendencji dominującej są wyjątki, godne naśladowania enklawy zachowań merytorycznych, ale to jednak mniejszość.

Zapraszam do dyskusji, zwlaszcza pod katem modelu ksztalcenia na polskich uczelniach, liczac ze wnioski z niej beda mogly byc takze wykorzystane przy opracowaniach dotyczacych modelu Uniwersytetu Badawczego.

Reforma Szkolnictwa Wyzszego - temat w Tygodniku P0wszechnym (Nr 41 (3092), 12 października 2008)
6 XII 2008r. do uwzględnienia w dyskusji - artykuly:
Tadeusz Sławek, Mirosław Handke; Michał Kuźmiński, Przemysław Wilczyński; Jacek Wódz; Krzysztof Pawłowski; Jacek Kubiak

Uniwersytety potrzebują rewolucji

Jan Filip Staniłko 10-06-2008, Rzeczpospolita
28 X 2008r. do uwzgledniena w dyskusji

38 comments:

Jarek pisze...

Pacholski potwierdza diagnozę, która została postawiona już dawno. Jestem równie pesymistyczny co on jeśli idzie o obecny pakiet projektów ustaw, które mają rozpocząć proces naprawy. Na przykład znany mi projekt nowej ustawy o PAN nie próbuje nawet dotknąć sprawy najważniejszej czyli rozdziału zarządzania instytutami badawczymi od zarządzania klubokawiarnią. Jest to w gruncie rzeczy leczenie za pomocą pudru kosmetycznego. Skoro sam Pacholski, który brał udział w procesie przygotowywania tych nowych rozwiązań zastanawia się teraz czy nie pora na tworzenie systemu alternatywnego to łatwo jest się domyśleć jakie głosy ostatecznie przeważyły w opinii firmującej tę reformę pani minister Kudryckiej!

Zdzislaw M Szulc pisze...

Jarek slusznie zauwaza,ze brak nosnych (nowych)propozycji reform odnosnie zarzadzania (kapitalem intelektualnym) oraz mechanizmow tworzenie systemu alternatywnego jest wada zaproponowanych ostatnio pakietu 5 ustaw.

Czy te propozycje beda spojne oraz beda korespondowac z propozycja zmian odnosnie pozostalych 3 ustaw, a dotyczacych szkolnictwa wyzszego, stopni/tytulow/oceny dorobku/awansow oraz CK?-to trudno jest to oszcacowac w chwili obecnej ( podano tylko zalozenia reform). Niestety, wybrano taka, a nie inna strategie zmian/reform!

Dlaczego? Poniewaz, po pierwsze,uniwersytety ida bardzo szybko do przodu, reformujac sie 'w biegu', tak, aby dostosowac sie sprawnie do zmieniajacych sie warunkow zewnetrznych ( konkurencja/zrodla finansowania/pozyskiwanie i tworzenie kapitalu intelektualnego,wzorce patrz tutaj :www.leru.org,oraz po drugie,najpierw nalezy stworzyc motywacje i perspektywy lepszych warunkow pracy, a potem wymagac efektow i dokonywac surowej oceny osiagniec ( nie tylko naukowych).

Sadze, ze te 5 ustaw nalezy wlasciwie ocenic, poprawic i zastosowac jako terapie do stanu obecnej "choroby systemu organizacji i finansowania sektora nauki/badan z podaniem docelowych oczekiwan/modelu, ktory da sie latwo modyfikowac ( nawet na poziomie kazdej jednostki)!?

Mozliwe? Jak najbardziej- bo pomimo tzw "kryzysow"-za granicami takie rozwiazania dzialaja.

Malgorzata pisze...

Wiemy wszyscy cytujac prof. Pacholskiego, ze:
Potrzebujemy głębokich zmian, a te muszą boleć. Kto się zdecyduje na zadanie bólu? Na pewno nie samo środowisko naukowe, bo nie ma w tym interesu. Czy wystarczy odwagi politykom? Wątpię.
Z wywiadu z prof. Pacholskim wynika jednoznacznie, ze srodowisko samo tych zmian nie zaproponuje. Zasadnym w tym momencie wydaje sie wiec pytanie: Dlaczego politykom moze zabraknac odwagi, a byc moze takze odpowiedniej wiedzy. Przyjmujac, ze znajda sie jednak kompetentne zespoly, ktore przy opracowywaniu propozycji reform nie beda sie kierowaly interesami (zwlaszcza korporacyjnymi) srodowiska lecz szeroko pojetym interesem naszego kraju, nalezalo by sie zastanowic co nalezy zrobic by politykom nie zabraklo odwagi.

Niewatpliwie po raz pierwszy od czasow ministra Handkego, mamy do czynienia z rzadem, ktory powaznie podszedl do kwestii doglebnej reformy systemu edukacji i szkolnictwa wyzszego. Niestety, mamy rownoczesnie do czynienia z olbrzymim oporem czy to zwiazkow zawodowych nauczycieli czy tez duzej czesci srodowiska akademickiego. W tej sytuacji, jedyna 'motywujaca' rzad do reform przeciwwaga moze byc wylacznie powszechne poparcie spoleczne dla glebokich reform.

Moi Drodzy - nie ludzmy sie. Szerokich mas zadna nauka, ani innowacyjnosc po prostu nie obchodzi, natomiast wyksztalcenie i mozliwosci kariery wlasnych dzieci jak najbardziej. Uwazam, ze bez naglasniania aspektu dydaktycznego obecnego systemu szkolnictwa wyzszego, masy krytycznej dla poparcia glebokich reform po prostu nie bedzie. FIAP i inne fora dyskusyjne, w tym zwlaszcza NFA i oficjalne FA, maja wiele do zrobienia w przekonywaniu spolecznosci akademickiej do reform, ale lobby prof. Betona chyba jednak niestety przewazy.
Prof. Pacholski stwierdzil:
(...) programy nauczania nie są tworzone pod kątem potrzeb studentów, lecz ze względu na istniejącą strukturę kadrową. (...)
A to sie nigdy nie zmieni bez przeciecia zwiazkow miedzy etatami naukowo-dydaktycznymi, a zarzadzaniem uczelnia. Moze warto wykazywac dlaczego i tym samym stworzyc spoleczny nacisk na odebranie korporacji samodzielnych prawa do 'demokratycznego' (mediokratycznego?) glosowania o losach mlodziezy i przyszlosci tego kraju. Wysuwajac argumet Kto chce zajmować się tylko nauką, traci wpływy. Uczestnicząc zaś w grze o władzę, traci czas potrzebny na badania. popracia spolecznego nie znajdziemy i prawdziwi naukowcy dalej nie odnajda sie w tym systemie bez wzgledu na najdoskonalszy sytem przydzialu grantow!

Poki co wracam do przygotowywania wykladow dla studentow francuskich z metod numerycznych. Po powrocie do kraju bede uczyla polskich studentow obslugi pakietu openoffice i przygotowywania prezentacji - zgodnie z zaleceniami standardow nauczania dla kierunku budownictwo i przynaleznym mi w polskiej hierarchii miejscem... :-)

Zdzislaw M Szulc pisze...

@Magorzata. Swietny i dalekosiezny komentarz odnosnie biezacej inicjatywy ustawodawczej Ministerstwa a stanu na uczelnich odnosnie organizacji dydaktyki, zarzadzania uczelnia i jej wladzami a obsada etatow/stanowisk versus skad sie bierze jakosc ksztalcenia i nauki!? Z db zorganizowanej i wynagradzanej pracy wszystkich akademikow!

Niestety , to wlasnie od poczatku i do konca oraz "z gory", cytujac Twoj tekst" za to odpowiada Ministerstwo: "A to sie nigdy nie zmieni bez przeciecia zwiazkow miedzy etatami naukowo-dydaktycznymi, a zarzadzaniem uczelnia..."!!? Czy jakakolwiek zmiana idaca w kierunku poprawy tej sytuacji jest zaproponowana w obecnym pakiecie 5 ustaw? Ja nie widze tego wogole!?

Zbigniew Mitura pisze...

Do postu "Zaproszenie do wspolpracy.Temat:Uniwersytet Badawczy" dodalem wazne uzupelnienie od Zdzislawa Szulca. Chodzi o to, ze obecnie istnieje juz Liga Europejskich Uniwersytetow Badwczych. I chyba nic wiecej nie potrzebujemy jak wprowadzic do tej Ligi jedna z polskich uczelni... W poscie (tj. nie tutaj) podalem odpowiednie linki.

Malgorzata pisze...

Pragne takze zwrocic uwage forumowiczow na blog Edwina Bendyka, autora wywiadu z prof. Pacholskim, a w nim na watek Pakt dla wiedzy

Jan pisze...

Dopiero teraz przeczytałem wywiad z prof. Pacholskim. Istotnie: bardzo mi się podoba.

Podkreśliłbym raz jeszcze, ze KORPORACJA (żadna) SAMA SIĘ NIE ZREFORMUJE. Czyli wszystko zależy od chęci i determincji polityków. Moim zdaniem testem są tu sprawy nie ustaw (zwłaszcza iz to co przedłożono, to jakaś kosmetyka, a w Sejmie ulegnie to zapewne dalszej degeneracji), ale raczej szybkich rozporządzeń.

Klasycznym przykładem jest habilitacja. "Gonienie tego króliczka" zajmuje sporo czasu i jest dość medialne, ale zapewne albo nic z tego nie będzie, alebo będzie tak zrobione, aby nie urazić interesów korporacji (np. jednoczesne wzmocnienie tytułu prof.). Natomiast BARDZO ŁATWO jest zrecznymi rozporządzeniami totalnie osłabić pozycje habilitacji.

Jeden przykład: gdyby w miniamach kadrowych (nawet takich jakie są teraz) dodać, ze jeśli nie ma hab., to do minimum można zaliczac DOKTORÓW, w liczbie (np.) dwóch za każdego brakującego hab., ORAZ zakazać wliczania do minimów kadrowych na więcej niz JEDNEJ uczelni - wówczas mamy de facto REWOLUCJĘ, bez zmiany żadnej ustawy. To można (było) zrobic w TYDZIEŃ.

Malgorzata pisze...

@Jan Propozycja Jana jest rzeczywiscie sensowna w rozwiazaniu czesci problemow dydaktycznych (np. wieloetatowosci czy tez haraczu dla samodzielnych za firmowanie kierunkow), ale niestety nie wszystkich, gdyz dalej nie rozwiazuje problemu wykorzystania w procesie ksztalcenia specjalistow- praktykow.

Zreszta nie tutaj, moim skromnym zdaniem, lezy glowny problem zwiazany z habilitacja. Pisal juz o tym Rafal Matyja w Mity i tabu szkolnictwa wyzszego. Pozostaje nierozwiazany problem zwiazku habilitacji z zarzadzaniem panstwowymi uczelniami.

Jest jeszcze jedna czarna strona zycia polskich uczelni - zbyt niestety powszechny brak przestrzegania przepisow prawnych jak chociazby ustaw, rozporzadzen i uchwal senatow, jezeli te ostatnie w ogole sa zgodne z prawem!!! Przede wszystkim niestety praktycznie mamy brak jakiejkolwiek INDYWIDUALNEJ odpowiedzialnosci za decyzje i postepowanie niezgodne z prawem (zwlaszcza dla kadr formalnie zarzadzajacych uczelniami).
Moze przeskanowac obecne 'prawo o szkolnictwie wyzszym' pod katem, czy da sie taka odpowiedzialnosc wprowadzic 'szybkim' rozporzadzaniem, analogicznym do propozycji Jana dla minmow kadrowych?
Na pewno zas takie rozwiazanie powinno sie pojawic w listopadowych propozycjach reform - bez tego nic na polskich uczelniach sie nie zmieni!!!

Jan pisze...

Oczywiście kwestia zarządzania i odpowiedzialności jednoosobowej jest KLUCZOWA. Związek tego z habilitacja jest jednak dalece pośredni.

Rozważmy narzucającą się alterantywę: habilitacji nie ma, stanowiska prof. (i co za tym idzie Rada Wydzialu) obsadzane są przez lokalne władze korporacyjne. Moim zdaniem: będzie GORZEJ.

Natomiast: zmiana systemu zarządzania (odcięcie Senatów i RW od pola decyyjnego, i tak zreszta dość iluzorycznego) od razu spowoduje poprawę, niezależnie od istnienia lub nie habilitacji.

Z kolei promowanie dr wymaga czegoś w rodzaju habilitacji (lub ekwiwalentu w postaci minimów dorobkowych, wolałbym to nawet). KONIECZNE jest jak najszybsze uzaleznienie uprawnień doktorskich i habilitacyjnych od (dość ostrych0 kryteriów dorobkowych, aktywności naukowej. To ostatnie chyba da się "załatwić" rozporządzeniem. Natomiast korporacyjny model zarządzania: niestety chyba jest mocno wpisany ustawowo.
Niestety, ale trzeba drążyć "beton" konkretnymi, dokuczliwymi dla establishmentu, wymaganiami i odebraniem przywilejów. Może się zmęczą?

Malgorzata pisze...

@Jan Związek tego z habilitacja jest jednak dalece pośredni
Polecam lekture ustawy: Prawo o szkolnictwie wyzszym:
art. 66 ust.2 i art. 72!!! Matyja nie na darmo opisuje w swoich tabu habilitacje jako rownowazna MBA do zarzadzania uczelniami panstwowymi.

I tutaj jest rzeczywiscie klucz do wszystkiego - w karykaturalnej formie do wladzy sekretarek, ktore przynajmniej znaja jakies przepisy. Szkolenia FRP dla nowo wybranych rektorow to chyba troche za malo...

Zdzislaw M Szulc pisze...

@ Jan i Malgorzata: Sluszne uwagi-ale jakos nie dostrzezone i nie rozwiniete jak dotad w konkretne dzialania przez Decydentow !? Dlaczego tak bylo i nadal jest? Prosze zwrocic uwage,ze w krajach gdzie habilitacji nie ma/nie bylo lub tez jest lecz nie jest konieczna w awansie/karierze akademickiej dla wszystkich(sa alternetywne rozwiazania/podejscie do konkursow na stanowiska prof.Dr + dorobek lub hab =dorobek!) , a poziom jakosci ksztalcenia i nauki jest tam bardzo wysoki (np, USA,Anglia, Szwajcaria, Niemcy..) w uzyciu stosowany jest inny system zarzadzania uniwersytetami na poziomie samych uniwersytetow, ich korelacji z wladzami lokalnymi i panstwowymi!!Inny system zarzadzania=inna rola habilitacji ( ta wlasciwa/podstawowa nie zmienila sie tam nadal-naukowa dojrzalosc i wielokrotnie zweryfikowany znaczacy dorobek/jego wklad naukowy w dyscypline!).Nastapila totalna deprecjacja znaczenia wartosci stopni i tytulow (wszyscy musza awansowac w gore ?) kosztem spadku jakosci zycia naukowego, poziomu etyki , odpowiedzialnosci= zaniedbana dydaktyka i studenci...Koncze pytaniem z nadzieja na trzezwa ocene stanu polskiego uniwersytetu : czy przestawianie krzesel na Titanicu..zbliza sie juz ku koncowi?

Jan pisze...

@Malgorzata.

W tych punktach ustawy ustalono tylko: ogromna wladze rektora plus ustalono, ze rektorem jest dr hab. (uczelnia publiczna) lub dr (uczelnia niepubliczna). Zniesienie hab. spowoduje TYLKO zmiane, iz rektorem uczelni publicznej bedzie MOGL byc dr. To przeciez nic nie znaczaca kosmetyka, nic wiecej.

Nawet ustawowa ordynacja wyborcza nie faworyzuje hab. (statuty wielu uczelni: TAK), juz predzej studentow (bo ich musi byc ponad 20 procent wsrod elektorow).

Zatem: co do meritum (ze zarzadzanie jest zle) ZGODA. Jest to w ustawie: ZGODA (tzn. zarzad uczelnia jako cos w rodzaju samorzadu pracowniczego). Ale
duzego zwiazku z habilitacja tu nie widze. To typowy boczny temat.

Jan pisze...

@Z.Szulc

Nie wiem czemu decydenci sa tak bierni. Moze dlatego, iz sami sa wzieci z tej korporacji i "boja sie" uderzyc w podstawy jej interesow?

Malgorzata pisze...

Jako komentarz do kilku ostatnich postow, pozwole sobie jeszcze raz zacytowac prof. Pacholskiego: Jednocześnie system ten zmusza do łączenia funkcji administracyjnych z naukowymi. Kto chce zajmować się tylko nauką, traci wpływy. Uczestnicząc zaś w grze o władzę, traci czas potrzebny na badania.

Kwestia habilitacji jest szalenie kontrowersyjna. Moze wiec zamiast zastanawiac sie czy ja zniesc,czy jak zmienic procedure jej otrzymywania, na poczatek definitywnie zlikwidowac zwiazek miedzy posiadaniem habilitacji a funkcjami administracyjnymi. Wtedy rzeczywiscie moze nie bylo by dalszego przestawiania krzesel na Titanicu, a pracownicy naukowo-dydaktyczni mogli by wrocic do labow i sal wykladowych z salonow polityki i gabinetow rektorsko-dziekanskich. Boje sie tylko, ze takie rozwiazanie jeszcze bardziej zmniejszy poparcie dla reform - 'mlode wilki' domagajace sie zniesienia habilitacji tez chetnie by sobie 'porzadzily'. :-(

@Jan - habilitowany czy doktor - nie ma znaczenia. Wazne by rownoczesnie NIE BYL zatrudniony na etacie naukowo-dydaktycznym bo to oprocz kwestii kompetencji i obciazenia czasowego, implikuje rowniez najzwyczajniej w swiecie konflikt interesow, o ktorym kiedys znakomicie napisal prof. Stec w GW. Należy zabronić, aby we władzach jakiegokolwiek szczebla zasiadały osoby podejmujące decyzje dotyczące instytucji, w których pełnią one funkcje kierownicze.

Jan pisze...

Brak konfliktu interesow...

Jak by to bylo dobrze, gdyby tak bylo.... Ale taki konflikt interesow jest chyba na uczelniach dosc typowy?

Dziekani przeciez zawsze sa brani z tego samego wydzialu?? A i rektorzy chyba w wielu krajach takze?
Czy moze jednak nie?

Malgorzata pisze...

Ogladnelam w koncu polecony przez Adama wywiad.

I napisze krotko. Na podstawie wlasnych doswiadczen, niestety podzielam w pelni obawy prof. Kleibera. Jezeli dalej beda zarzadzac uczelniami wybierani 'demokratycznie' przedstawiciele obecnych pracownikow to bedzie DOKLADNIE ODWROTNIE niz planuje minister Kudrycka. Im wiekszy dorobek kandydata, tym bardziej srodowisko zewrze szeregi by nie wpuscic do siebie konkurencji - zwlaszcza takiej, ktora moze zaburzyc mu poczucie samozadowolenia lub sprobowac ich oceniac wg kryteriow anglosaskich.

Prof. Pacholski napisal: Najlepsze, jak Stanford lub MIT, zatrudniają po prostu najlepszych. No coz mam w swojej skrzynce dwa emaile z tego samego okresu, nascie miesiecy po powrocie do kraju: jeden z University of Stanford z przeslana mi informacja o tzw. wide search w mojej dziedzinie, a drugi z rektoratu czolowej polskiej uczelni, ze JMR nie widzi sensu rozmowy ze mna, gdy chcialam z nim umowic sie na spotkanie by porozmawiac o szansach przedluzenia mojego zatrudnienia w jego uczelni.

Na koniec dodam, ze uczelnia nie chciala mnie widziec w szeregach swoich pracownikow, natomiast niedlugo pozniej zarekomendowala mnie jako profesora wizytujacego francuskiej uczelni, z ktora ma podpisana umowe. Dokladnie dzisiaj wrocilam juz z piatego z rzedu wyjazdu do Francji, w dalszym ciagu pozostaje jednak osoba 'nieprzydatna' dla polskich panstwowych uczelni...

Minister Kudrycka, za ktora trzymam kciuki, musi zrozumiec, ze srodowisko nie chce zadnych powracajacych u siebie i zadnej konkurencji... Stwierdzil to wyraznie prof. Pacholski w wywiadzie Po co zatrudniać najlepszych, skoro będą z nami konkurowali o studentów, miejsca w laboratoriach i pieniądze na konferencje. Obietnica dodatkowych pieniedzy z ministerstwa na dodatkowy etat nie wystarczy by srodowisko zmienilo zdanie - szczegolnie, ze nie beda to pieniadze dla nich tylko dla potencjalnej konkurencji.

Tadeusz Wroblewski pisze...

Uczylem w czasie doktoratu a potem dydaktyki nie prowadzilem przez ostatnie 12 lat, choc bardzo lubie uczyc. Wrocilem do tego miesiac temu (aby podrasowac resume) i nie bylo mi latwo dostac part-time pozycje wykladowcy na swojej uczelni, ktora jest dobra uczelnia amerykanska i na ktorej pracuje od 12 lat. Oceniany byl moj dorobek i recenzenci byli pytani o opinie. Po tym miesiacu musze powiedziec ze dysproporcja w organizacji dydaktyki, w skutecznosci oraz poziomie przekazywanej studentom wiedzy jest w stosunku do Polski jeszcze wieksza niz w badaniach naukowych. I to NIE O PIENIADZE NA WYPOSAZENIE LABOW to chodzi tylko o podejscie wykladowcow, ich poziom oraz wymagania UCZELNI w stosunku do nich.

Na ogol na tym forum faworyzowalem kwestie dorobku naukowego w karierze akademickiej. Wydaje mi sie ze wiekszosc z tych kryteriow odnosi sie takze do oceny dydaktykow. Machanizmy eliminujace lub niedopuszczajace dobrych dydaktykow do pracy w Polsce sa takie same, jak w przypadku naukowcow. Bo jedno z drugim jest scisle powiazane. Zmiany wracaja jak bumerang to kanclerskiego zarzadu itd.

Dwie kwestie sa moim zdaniem bardzo wazne.
Po pierwsze w odroznieniu od nauki ewaluacja dydaktykow moze sie odbywac poprzez bezposrednich odbiorcow produktu czyli studentow. Czyli jezeli panowie w togach nie sa w stanie wyegzekwowac od swych wiernych wyborcow tego co sa winni za swe pensje, to moze studenci to w koncu zrobia. Po drugie nalezy moim zdaniem twardo wrocic do pryncypow uniwersytetow czyli do tego po co zostaly formalnie stworzone. Te dokumenty dotyczace konkretnych szkol przeciez gdzies istnieja nawet jezeli zostaly podpisane przez Krolowa Jadwige. KRASP bardzo skutecznie borni sie przed zadawanymi publicznie pytaniami, a nowoczesne programy dydaktyczne od zwiekszenia funduszy az tak bardzo przeciez nie zaleza.

Malgorzata pisze...

Kontynuujac mysli zawarte w wypowiedzi Tadka Wroblewskiego, pozwole sobie zacytowac za artykulem Edwina Bendyka i Jacka Zakowskiego Wstrzasnac nie mieszac:

"Dostosowana do potrzeb biznesu infrastruktura i najwyższej klasy badacze przyciągają do amerykańskich uczelni pieniądze, pozwalające finansować pracę doktorantów, bez których profesorowie nie byliby w stanie prowadzić poważnych badań i odnosić naukowych sukcesów. A bez nich przestaliby być atrakcyjni dla studentów, którzy wybierają kierunki studiów i płacą ciężkie pieniądze za to, by najświeższą wiedzę poznać z pierwszej ręki. W ten sposób powstaje synergia między nauką i nauczaniem. – Kształcenie to w USA główna misja uniwersytetu. Nawet najlepszy uczony nie utrzyma się, jeśli nie zdobędzie uznania studentów – wyjaśnia prof. Rużyłło."

W wypowiedzi tej sa zawarte wg mnie dwa kluczowe elementy, ktore decyduja o porazce i zapasci polskich uczelni (obok fatalnego systemu zarzadzania, opisanego przez prof. Pacholskiego), a mianowicie:
(i) brak systemowych mozliwosci tworzenia wlasnych zespolow badawczych przez 'samodzielnych' pracownikow - bez wzgledu na to jak ta samodzielnosc zdefiniujemy (hab, dorobek, etc). Bez tego nie ma mozliwosci rozwoju i sukcesu naukowego - tzw. 'samodzielnosc po polsku' odpowiada wylacznie papierkowo-administracyjnemu certyfikatowi;
(ii) utrzymywanie na etatach naukowo-dydaktycznych kadry (od czlonka rzeczywistego PAN po asystenta-doktoranta), ktorej wrecz powinno zabronic sie zblizania do studentow ze wzgledu na brak aktualnych kompetencji merytorycznych, dwuznaczna postawe etyczna czy tez zwyczajnie brak kultury osobistej w kontaktach z ludzmi.

Jarek pisze...

Małgorzato, Jakiś czas temu w jednym z moich wpisów na tym forum wskazywałem, że polskim uczelniom przysłuzyłoby się uwolnienie doktorantów. Obecny kształt studiów doktoranckich jest taki, że kandydat na doktora w zamian za bycie spolegliwym i wybór promotora z listy proponowanej przez uczelnie dostaje stypendium i możliwość zrobienia doktoratu. Jest to system premiujący zachowanie status quo na uczelniach - czy się stoi czy się leży samodzielnemu doktorant się należy! Aż się prosi, żeby wprowadzic tutaj wolna amerykankę. Można to zrobic na dwa sposoby.
1. Absolwenci konkurują o stypendia a jak je dostaną to wybierają sobie swobodnie promotora
2. Potencjalni promotorzy konkurują o granty badawcze, w których wpisane są w budżet stypendia doktoranckie. Jak dostana to ogłaszają konkurs i rekrutują doktorantów.

Pamiętam, że oponowałaś przed takim rozwiązaniem ponieważ doktoranci to młodzi ludzie, którzy wybierajac promotora kierują się często pozorami itd. itp. Ja pozostaje przy swoim zdaniu. Właśnie etap robienia doktoratu jest punktem, w którym nauka i dydaktyka splatają się ze sobą i gdzie można sporo poprawić małym kosztem.

Malgorzata pisze...

Nie chciala bym byc zle zrozumiana - mnie nie chodzilo o przydzial doktorantow z rozdzielnika, lecz o mozliwosc stworzenia wlasnej bazy badawczej i zespolu. Cos w rodzaju start-up money. Postulaty Jarka w pelni popieram, co do zdolnosci polskich absolwentow uczelni co do wyboru promotora, to jednak pozostaja. Glownie ze wzgledu na olbrzymia rozbieznosc merytoryczna miedzy zakresem realizowanego programu na studiach a swiatowym the state of the art.

Przy okazji informacja. Wlasnie wrocilam ze spotkania z minister Kudrycka. Powolujac sie na wywiad z prof. Pacholskim, ktory okresla obecny system jako glownie dzialajacy dla i na korzysc pracownikow uczelni a niekoniecznie studentow, zadalam pytanie o mniej wiecej takim sensie:
"Mowimy wiele o nauce, a na sali jest olbrzymia wiekszosc studentow. Czego moga sie spodziewac po przyszlych reformach w kontekscie organizacji i przebiegu procesu dydaktycznego."
Uzyskalam odpowiedz, ze to wlasnie dobro studentow ma byc w centrum przyszlych zmian prawnych.
Ta odpowiedz cieszy, pozostaje trzymac kciuki za powodzenie no i oczywiscie trzymac za slowo!!!

Zdzislaw M Szulc pisze...

Studia doktoranckie, o zmodyfikowanej formule, jaka Jarek proponuje,w duzym przyblizeniu funkcjonuja od dawna za granicami kraju, patrz np. ETH Zurich lub North Carolina State University ( oba osrodki z 3/4-tej 10 rankingowej uniwersytetow swiata/czolowe osrodki politechniczne/super laboratoria!)...Student poszukuje i wybiera promotora/temat pracy/grupe badawcza/lab i sklada "papiery" o przyjecie do danej instytucji. Moga wystapic roznice,w zaleznosci od kraju/instytucji jak i przez kogo fundowane jest stypendium doktoranckie. Czesto promotor ma na to srodki z wlasnego grantu. Nierzadko, zdarza sie ,ze doktorantow maja juz w swoich labach mlodzi Res.Assistant Profs!i I w taki oto prosty sposob wszyscy pracuja wspolnie nad swoja przyszloscia...

Malgorzata pisze...

"Polska czeka na Nobla" - pod takim hasłem odbyła się 16 X w Krakowie debata naukowców i przedsiębiorców zorganizowana przez "Polskę Gazetę Krakowską".
W dzienniku Polska zamieszczono informacje z przeprowadzonej debaty, oraz stworzono mozliwosc dodawania komentarzy. Niestety nie udalo mi sie zamiescic komentarza w osobno utworzonym watku :-)
Ponizej kopia mojego wpisu Noblisci - dydaktycy w komentarzach pod artykulem

Pozwole sobie zadedykowac urzednikom ministerialnym cytat z ksiazki Richarda P. Feynmana, Pan raczy zartowac panie Feynman, str.223, Znak, Krakow 2007
(...) Mysle, ze ten czlowiek z Departamentu Stanu byl naiwny, jezeli sadzil, ze wystarczy przegladnac katalog kursow, zeby sie dowiedziec, czy dany uniwersytet jest dobry.
Rownoczesnie polecam zapoznanie sie z wywiadem Edwina Bendyka z prof. Pacholskim w Polityce (UWR jest jedyna obok UJ polska uczelnia sklasyfikowana w rankigu szanghajskim), ktory Parlament Studentow RP okreslil jako SZOKUJACE wyznania.
Dodam do tego wlasna przykra obserwacje, ze im wiecej w danej jednostce pieniedzy na fundusze i badania wlasne tym niestety statystycznie wieksze zaniedbania w procesie dydaktycznym (brak czasu i checi poswiecenia go studentom).

Szacowni Dyskutanci: postawie smiala, aczkolwiek moim zdaniem uzasadniona teze. Bez zmiany podejscia do dydaktyki i jej organizacji na polskich uczelniach, zapasc polskiej nauki bedzie postepowala w zastraszajacym tempie bez wzgledu na jakiekolwiek reformy jej finansowania. Nauce potrzebne sa mlode kadry, ktorych polskie uczelnie po prostu nie ksztaca (wiekszosc polskich doktoratow nie spelnia podstawowych wymagan wg opini prof. Tazbira, przew CK, podanej na komisji sejmowej zima 2005r).

Dalsze grzebanie przy standardach programowych (polecam Feynmana!) czy minima kadrowe ograniczajace autonomie uczelni, tylko ja poglebia. Uczelnie winny byc oceniane za jakosc absolwentow a nie formalnych uprawnien kadry.

A dziennikarzom proponuje rozpoczecie szerokiej debaty o stanie polskiego szkolnictwa wyzszego z perspektywy gospodarki i szans zyciowych mlodych ludzi. Niestety na dzisiaj polskie uczelnie wypuszczaja zbyt wielu analfabetow zawodowych i to bynajmniej nie z powodu poziomu maturzystow jak niektorzy chetnie by twierdzili.

Jan pisze...

@Małgorzata

Na pewno katalog kursów nie wystarczy. Ale dobry katalog kursów plus ludzie (odpowiedniej klasy) którzy go będą realizować plus zdolni studenci: z tego musi być dobra szkoła. Gdy by jeszcze była motywacja (lepsza praca dydaktyczna - lepsza płaca) to czego więcej trzeba?

Powtarzam swoja tezę: zacząć trzeba od kompetentnej (tzn. o międzynarodowych osiągnięciach w danej dziedzinie) kadry. I zaprząc, zmotywować, ją do pracy w dobrym kierunku. Bo gdy nie będzie kadry: to z pustego i Salomon nie naleje...

Jan pisze...

Ważna jest też informacja. GDYBY studenci wiedzieli jaka jest jakość absolwentów opuszczających poszczególne wydziały: to miałoby wielki wpływ na ich decyzje.

Ale u nas jak w czeskim filmie: nikt nic nie wie.

Tadeusz Wroblewski pisze...

Tylko dwa slowa do dyskusji Malgorzaty i Jarka o uwolnieniu doktorantow i doktoratow.
Jak pojawilem sie na NFA kilka lat temu tez myslalem ze adresujac dzialania w strone doktorantow mozna cos zmienic bo to ludzie, ktorzy beda tworzyc nauke. Stad rubryka Poradnika dla doktoranta na NFA i dwa artykuly, ktore tam skrobnalem.

Strzal chybiony. Oni jako masa (wyjatki sa wszedzie) chca dostac dr przed nazwiskiem bez wzgledu na czynniki merytoryczne. To jest to samo co ze studentami, ktorzy beda (i powinni) ewaluowac wykladowcow - latwo i tanio mozna ich kupic (tu troche prowokuje, ale nie odbiegam tez od prawdy).

Malgorzata, ponizej kopiuje swoj komentarz, o ktory prosilas.

Tadeusz Wroblewski pisze...

Komentarz do Drugiej debaty "Forum Polska": Polska czeka na Noble.

Zanim Noble tadeusz.academicus

18.10.08, 00:56:36
Gro instytucji prowadzacych badania w Polsce zostalo stworzone aby ksztalcic studentow. W zamian za ksztalcenie mlodego pokolenia, uczelnie zapewniaja naukowcom zaplecze do prowadzenia badan, ktore do jakosci ksztalcenia powinny sie przyczyniac. Balans pomiedzy dydaktyka a nauka powinien byc zachowany w obrebie kazdej uczelni i regulowany wewnetrznie, tymniemniej fundusze na dzialalnosc statutowa powinny plynac tylko w kierunku podnoszenia poziomu dydaktyki (wlaczajac w to takze zaplecze i infrastrukture), nauka tak jak jest np. w Stanach powinna byc oplacana z zewnetrznych srodkow na projekty badawcze (granty).
Wlasciwy balans jak rowniez zatrudnianie najlepszych dydaktykow oraz naukowcow na drodze otwartych konkursow moze sie zaczac tylko wtedy, kiedy uczelnie przejda na kanclerski system zarzadzania, bo tylko takie rozwiazanie gwarantuje obiektywnosc kryteriow i niezaleznosc od korporacji juz na uczelniach istniejacych.

Kluczowe decyzje o reformach na uczelniach musza sie odbywac na szczeblu politycznym, podobnie jak politykom oddajemy prawo do dysponowania naszymi podatkami. Nie ogranicza to autonimii uczelni, jak zwykli mawiac ich przedstwiciele i bynajmniej nie jest to powrot do ingerencji w nie jak to mialo miejsce w powojennej Polsce. To przywrocenie normalnego systemu zaleznosci i przeplywu pieniedzy podatnikow. Rektor Uniwersystetu Kalifornijskiego na ktorym pracuje od 12 lat co roku pertraktuje budzet z gubernatorem i ustala jaka liczbe studentow bedzie ksztalcil, za przyznane srodki. Z drugiej strony zatrudnia przy pomocy szefow departamentow najlepszych naukowcow, ktorzy nie dosc ze zagwarantuja dobra dydaktyke, to jeszcze sciagna zewnetrzne pieniadze na badania. W obecnej sytuacji w Polsce, kiedy wladze uczelni wybierane sa demokratycznie sposrod jej pracownikow nie istnieja mechanizmy podnoszenia poziomu dydaktycznego i naukowego jednostek akademickich, bo demokratycznie nikt sobie poprzeczki podnosil nie bedzie. Dotyczy to zarowno badan, jak i najistotniejszej ze wzgledu na status uczelni - dydaktyki. W efekcie i programy dydaktyczne sa przestarzale i badania kiepskie. Naljepsi albo uciekaja do przemyslu a jak chca pracowac w nauce musza emigrowac, bo srodowiska krajowe ich nie toleruja.

Chcac miec Nobla musimy najpierw wyksztalcic kandydata. Kandydata moze wyksztalcic kompetentny dydaktyk/naukowiec, ktory nie dosc ze stworzy dobry program badawczy i zadba i zewnetrzne jego finansowanie to jeszcze opracuje nowoczesny program dydaktyczny. To sie nie stanie jak sie nie zmiani zarzadzanie na uczelniach, a to jak ono wyglada jest w gestii politykow - kropka. Sa oczywioscie wyjatki ale z obecna kadra na polskich uczelniach jakiekolwiek reformy, standardy, minima itd. sprowadza sie jedynie co przetasowania tych samych, slabych kart. Zakoncze zdanie tak jak poprzedniczka - nie zwalajmy na niski poziom maturzystow - to przeciez nie oni maja nas douczac a my ich.

Malgorzata pisze...

Cytuje ponizej fragment rozmowy w Tygodniku Powszechnym:

Sławek: Tyle że każdy profesor, na podstawie owego słynnego algorytmu, przynosi uczelni pieniądze.

Handke: To jeden z petryfikujących zły system mechanizmów. A inny polega na tym, że uczelnie są przedemokratyzowane. Rektor ani dziekan niewiele mogą zrobić, bo jakąkolwiek zmianę chciałby przeforsować dziekan, musi przejść przez Radę Wydziału, na której spotykają się interesy zasiadających w niej profesorów. Ponadto rektor dzieli pieniądze tak, że każdy dziekan musi się zmieścić w odpowiednim kawałku budżetu. Doprowadza to do federalizacji uczelni. Nie da się przeprowadzić zmian bez zgody tych kilkunastu dziekanów...

Sławek: ...którzy są udzielnymi książętami, ale bez odpowiedzialności! Odpowiedzialność ponoszą rektor, kanclerz i dyrektor administracyjny.

Jan pisze...

@Małgorzata. Przedemokratyzowanie uczelni dotyczy chyba tylko duzych uczelni, wielkich wydziałów. Z moich doświadczeń wyłania się raczej obraz bardzo autorytarny, choć o pseudo-demokratycznym zabarwieniu (autokrata podejmuje osobistą decyzję, ale wymusza "kolegialną" podkładkę i na papierze jest "demokratycznie").

Malgorzata pisze...

Przebieg drugiej debaty w "Forum Polska": Polska czeka na Nobla jest dostepny na stronach timespolska. Polecam lekture.

Malgorzata pisze...

Dzisiejsza rzepa przynosi wywiad z minister Kudrycka: Nauka dopiero uczy się potrzeb biznesu. Wbrew pozorom, jest to problem scisle powiazany z kwestiami dydaktycznymi, o ktorych w artykule niestety nie ma ani slowa.

Blednym jest nieuwzglednianie czynnika ludzkiego i bagazu wczesniejszych doswiadczen. Po prostu po obu stronach 'dealu' sa konkretni ludzie, o konkretnych doswiadczeniach i pogladach, a w dodatku biznes liczy zainwestowane pieniadze i CZAS.

Przykladowo, firmy software-owe sprzedaja studentom i uczelniom licencje po duzo nizszych cenach - bynajmniej nie z dobrego serca, lecz liczac, ze w przyszlosci studenci beda pracownikami firm i beda chcieli zakupic ten sam software juz po cenach komercyjnych! Dla firm jest to rodzaj reklamy i wstep do zdobycia pozniejszych klientow.

Podobnie jest z pracownikami przedsiebiorstw. Kiedys tez byli studentami. Swietnie wiedza czy byli ksztalceni nowoczesnie, w sposob ulatwiajacy im dalsza kariere zyciowa. Praca weryfikuje natychmiast przydatnosc studiow. Dobrze tez znaja priorytety, komptenecje i mentalnosc kadry.

Obecnie mamy sytuacje, gdy studia zbyt czesto swoja droga, a umiejetnosci potrzebne w pracy swoja droga. W dodatku nierzadko wykladowcy sa nieslowni, niezyczliwi, nieobecni na konsultacjach - ciagle w pogoni za "kasa" (kolejny etat lub granty). Innym zwyczajnie brakuje czasu na poswiecenie go studentom poza wymagane minimum. Wedlug raportu OECD, na polskiej uczelni student jest pozostawiony sam sobie, druga strona nie zapewnia mu zadnego wsparcia w rozwiazywaniu jego problemow. Po takich "doswiadczeniach" wyniesionych z murow uczelni trudno sie spodziewac jakichkolwiek przeslanek do przyszlej wspolpracy obu stron.

Podkreslam, ze kluczowe dla nawiazania wspolpracy miedzy uczelniami a biznesem, jest rozpoczecie jej na poziomie studiow. Studenci musza aktywnie uczestniczyc we wszystkim co sie na uczelni dzieje, a programy maja byc dostosowane do potrzeb rynku i aktualnej the state of the art (w przeciwienstwie do obecnej sytuacji opisanej przez rektora Pacholskiego). W przeciwnym razie student, juz jako pracownik, nigdy wiecej na uczelnie nie wroci.

Zdzislaw M Szulc pisze...

W uzupelnieniu do slusznych uwag Malgorzaty, dotyczacych zawartosci i wymowy opublikowanego wywiadu z prof. Kudrycka, dodaje punkt dotyczacy nowej sytuacji w Finlandii:utworzenie Aalto University! Niestey, o tym zdarzeniu, jego fundamentalnych zalozeniach oraz warunkach wstepnych do realizacji tego kolosalnego organizacyjnego przedsiewziecia, nie bylo tam mowy? Dlaczego?

Ktos moze sie zdziwic i zapytac, co ma wspolnego to, co sie wydarzylo w ostnich 20 latch w Finlandii i dzieje sie tam obecnie w nauce, szkolnictwie wyzszym oraz gospodarce tego kraju z idea i sposobem wprowadzenia reform systemowych w Polsce?

Po czesci sporo. Czesto przywoluje sie ten kraj jako przyklad skutecznosci w wyborze wlasciwych rozwiazan rozwojowych. Patrzac na to zjawisko krytycznie, i analizujac to co sie faktycznie wybiorczo mowi lub pisze na ten temat, mamy tu dobitny przyklad ignorancji (lub zamierzonego przemilczenia faktow?)ze strony mediow, decydentow, a takze srodowiska akademickiego w kraju!??

Tam nie dokonal sie zaden cud, tam przeprowadzono gruntowna i skuteczna reforme systemu calego szkolnictwa!I wciaz sie je modyfikuje pod katem poprawy jakosci i efektywnosci dla potrzeb rozwoju kraju. Latwo jest powolac sie na kogos sukces i jego widoczny produkt! Aby go powtorzyc nalezy byc konsekwentnym i uczciwym: nalezy przeprowadzic wpierw reforme calego systemu szkolnictwa i kompleksowa samych uniwersytetow!Pod kazdym wzgledem! Dopiero potem mozna zaczac wspominac o nauce , innowacyjnosci oraz wspolpracy z gospodarka lub biznesem!

Kiepskie wydanie ksiazki to ..rozpada sie ona juz w reku, zanim zaczniemy ja czytac! Podobnie z kiepskim wyksztalceniem na uniwersytecie!Ukrywa sie to ...a to widac w kazdym rankingu/raporcie zewnetrznym i w sklepie przepelnionym towarem... importowanym!

Malgorzata pisze...

Bronislaw Wieldstein 3 XII w Na uczelniach bez zmian nie tylko o lustracji.
Wypowiadaja sie m.in. prof. Pacholski i Filip Stanilko...

Malgorzata pisze...

Program Wildsteina ma swoj ciag dalszy. Dzisiejszy Dziennik przynosi artykul Jerzego Jachowicza Wildstein pokazał choroby świata nauki. Ponizej kopia mojego komentarza.

Uwazam za bardzo duzy blad i uproszczenie szukanie przyczyn postaw etycznych wspolczesnego srodowiska akademickiego glownie w braku przeprowadzenia lustracji na polskich uczelniach.

Akta trzeba otworzyc raz i przeciac ten wrzod, ktorym graja OBIE strony konfliktu lustracyjnego. Kazdy bedzie (jezeli bedzie chcial) mogl sobie wyrobic wlasne zdanie na ten temat, ale nie zapominajmy, ze to byly czasy szarosci, a 'heroizm' dziekana udajacego twardziela w kontaktach z SB mogl tylko swiadczyc o nieodpowiedzialnosci w stosunku do pracownikow wydzialu, na ktorych spadaly konsekwencje. Podobnie obecnie profesor wyciagajacy plagiat 'wplywowej' osobie musi sie liczyc z utrudnieniami w dzialalnosci dla CALEGO JEGO ZESPOLU, gdyz polskie uczelnie to system naczyn polaczonych.

Lustracji nie przeprowadzono praktycznie w ZADNEJ dziedzinie, a jakos ulegly przemianom. Etyczna sytuacja na polskich uczelniach jest wynikiem braku glebokich reform systemowych po 1989r. Polecam tutaj lekture wywiadu Edwina Bendyka z prof. Pacholskim w Polityce: "Przekluc ten balon".

Problem lustracji mozna rozwiazac jednym ruchem - otworzeniem teczek, gdy rownoczesnie szkolnictwo wyzsze oczami studentow i mlodego pokolenia to Stajnia Augiasza - wystarczy przypomniec glos Filipa Stanilki o promotorach W OGOLE nie czytajacych prac, ktore firmuja swoim nazwiskiem.
Prof. Tazbir (owczesny przewodniczacy CKK) w Sejmowej Komisji zima 2005r. stwierdzil: "Mniej więcej na 10 przejrzanych doktoratów od 4 do 7 doktoratów nie spełnia podstawowych wymagań." (Biuletyn nr:4104/IV, KENiM, 19-01-2005). Pojawia sie natychmiast pytanie o kompetencje nie tyle doktorantow, co promotorow i recenzentow zatwierdzonych prac. A moze pytanie powinno dotyczyc ich postaw etycznych?
Co mozna wiecej dodac? Moze jeszcze lekture kolejnych raportow Rzecznika Praw Studenta (strona PSRP) i zeszlorocznego raportu OECD o polskim szkolnictwie wyzszym...

Jan pisze...

"Mniej więcej na 10 przejrzanych doktoratów od 4 do 7 doktoratów nie spełnia podstawowych wymagań."

Ręce opadają. Ale nie dlatego, ze doktoraty słabe: napisali jak umieli.... Natomiast DLACZEGO jednostki które te doktoraty nadawały wciaż jeszcze maja takie uprawnienia? (Bez sprawdzenia jestem w stanie "zgadnąć", że wciaż mają; nigdy nie słyszałem aby komus z tego typu powodu je odebrano; powodem odebrania jest co najwyzej nie wyrabianie się z ilościa samodzielnych).

Anonimowy pisze...

@ Jan

Przecież to nie jednostki organizacyjne odpowiadają za jakość doktoratów! Od tego są recenzenci i komisja doktorska. Rady wydziałów puszczają wszystko co przez nią przejdzie.

Ponadto, pytanie filozoficzne: co z tego, że połowa doktoratów jest marna? Taki doktorat szkodzi głównie właścicielowi, no i robi złą opinię promotorowi i recenzentom. Samo posiadanie doktoratu niczego nie załatwia, z wyjątkiem prawa do startowania w pewnych konkursach o posady w administracji państwowej.

Jan pisze...

@marc

No nie, cała odpowiedzialność spoczywa na Radzie, a znając marazm i ociężałośc tych ciał - na dziekanie. Komisje, recenzenci, a nawet promotorzy - są wybierani i zatwierdzani przez Radę Wydziału.

A opinia idzie za Wydziałem. Promotora nie zawsze się kojarzy, a rezenzentów chyba nigdy.

Jesli CK widzi zły poziom - to powinna reagować, a nie biadolić.

W polskim systemie nauki zły poziom doktoraów i habilitacji SZKODZI BARDZO, zwłaszcza podatnikowi. Bo potem tacy pseudo-naukowcy konsumuja pieniądze, których zabraknie dla naukowców, szpitali, biednych etc.

Anonimowy pisze...

@ Jan

Rada wydziału nie jest w stanie ocenić każdej pracy doktorskiej (no, chyba, że prowadzi jeden przewód rocznie) i właśnie dlatego powoływani są (teoretycznie) kompetentni recenzenci i komisja czuwająca nad procedurą. Inaczej cały ten cyrk z recenzjami i obroną nie miałby sensu a sprawę załatwiałoby głosowanie rady wydziału, wkrótce po złożeniu rozprawy.

Ostatni akapit jest absurdalny. Nikomu się nie płaci za bycie doktorem (nawet habilitowanym), i to niezależnie od jakości jego doktoratu, zatem na tym etapie nie ma marnowania pieniędzy (może poza opłaceniem recenzentów - jednak a priori nie zna się wyniku recenzji). Płaci się za pracę - o ile delikwent zostanie zatrudniony.

Jan pisze...

Czyżby marc był ślepy na rzeczywistość?

Może wg marca POWINNO byc inaczej, natomiast JEST jak jest. W Polsce habilitacja JEST typowym uprawnieniem do pracy naukowej. Zapewne z 90 procent habilitowanych pracuje w nauce. Wielu z nich (wiekszośc?) to pseudo-naukowcy i MARNUJĄ pieniądze podatnika. W duzej mierze stwierdzenie to dotyczy i doktorów.

Skasowanie uprawnień najgorzej pracującym Radom (jeśli nie są w stanie wskazać kompetentnych recenzentów, to po co im te uprawnienia?) - to najprostszy krok w kierunku poprawy nauki w Polsce.

Jeśli NAWET CK widzi, ze połowa doktoratów jest nic nie warta, to znaczy, ze problem nie jest jednostkowy czy przypadkowy.