niedziela, 20 kwietnia 2008

Wazne glosy w dyskusji?

W ostatnim okresie ukazalo sie wiele publikacji dotyczacych stanu polskiego szkolnictwa wyzszego i nauki. Ponizej podaje linki do kilku moim zdaniem waznych glosow w dyskusji - wybor jest subiektywny i niewatpliwie kontrowersyjny - ma na celu pobudzenie powaznej dyskusji:

Pozniejsze uzupelnienia:

24 IV
- dodany glos studentow.

30 IV - dodane opracowanie Andrzeja Jajszczyka dla Biura Analiz Sejmowych - Siedem grzechów głównych szkolnictwa wyższego w Polsce infos BAS nr 9(33) • 8 maja 2008.

13 V - dodany artykuł Janusza Radziejowskiego na portalu Polska XXI Konstytucja - Państwo: Polskie szkolnictwo wyższe wymaga radykalnych reform

21 V - dodany komentarz Krzysztofa Pawlowskiego na portalu Polska XXI: Finanse uczelni publicznych

32 comments:

Jarek pisze...

Zapowiedź reform uniwersytetów a zwłaszcza zapowiedź ponownej próby zmiany systemu awansu naukowego wywołała publiczną dyskusję. Mocnym dysonansem w stanowisku rządu jest to, że podnosi ten temat jednocześnie zmiejszając realne nakłady na naukę (jeśli się mylę to prosze o korektę). Jeśli rządowe zamiary reform są szczere to powinna pojawic się gotowość inwestowania w nowo-zreformowane uniwersytety. Jednak nic nie wskazuje na to, żeby temu otwarciu po raz kolejny dyskusji na temat reform towarzyszył jakis plan finansowy. Ja przynajmniej o niczym takim nie wiem. Czyni to tę ożywioną i interesującą dyskusję dosyć jałową ponieważ inne kraje startując z wyższego pułapu wykazują jednocześnie większe zrozumienie dla prostego ekonomicznego faktu, że bez odpowiedniego budżetu żadne prorozwojowe reformy w tej sferze się nie powiodą. Dlatego jako wieczny optymista sądzę, że reformy zostaną przeprowadzone ale w złagodzonej formie a ponieważ nie pójda za nimi znaczące pieniądze to dystans dzielący nas od światowej czołówki będzie sie nadal zwiększał. Jak komus na czymś zależy to gotów jest za to zapłacić. Rządowi zależy na pokoju społecznym (i nie dziwota) i za to gotów jest płacić. Środowisko naukowe natomiast ma się zadowolić gadaniem po próżnicy co nie jest koncepcją nową.

Malgorzata pisze...

@jarek
Co do finansow zgoda, ale od razu pytanie o realia. Wiadomo, ze kolderka jest krotka i dla wszystkich nie starczy. Zreszta ja stoje na stanowisku, ze niestety przy duzej demoralizacji srodowiska i postawie roszczeniowej pieniadze nie przeloza sie na jakosc bo w srodowisku zwyczajnie zbyt czesto brakuje 'know-how'.
Na dzisiaj oceniam, ze scenariusz z artykulu Marcinkowskiego i Kuleszy jest niestety najbardziej prawdopodobny. Pieniadze z Unii do wydania sa duze i mozna nimi "skorumpowac" potencjalnych reformatorow zainteresowanych glownie finansowaniem ich badan naukowych - haslo innowacyjnosc i okrety flagowe. o 'korumpowaniu i przechwytywaniu potencjalnych reformatorow' pisal juz w innym watku 8 stycznia Anonim.
W ten sposob dalej bedziemy mieli 'zapyziale uniwersytety' (cytat z J.Rokity) i exodus zdolnej mlodziezy na zagraniczne uczelnie.
To wszystko co pisze Jarek o politycznych uwarunkowaniach jest rowniez sluszne - juz mamy wg onetu zalazek 'profesorskiego kola poselskiego'.

Podstawowe pytanie: Jaki jest warunek konieczny przy nowelizacji by strumien pieniedzy z unii wspomogl reforme zamiast zasilic konkretne kieszenie i osrodki bez jakiegokolwiek/wiekszego przelozenia na jakosc studiow i odpowiedzenia potrzebom rynku pracy i gospodarki?

Anonimowy pisze...

Małgorzata napisała:

Podstawowe pytanie: Jaki jest warunek konieczny przy nowelizacji by strumien pieniedzy z unii wspomogl reforme zamiast zasilic konkretne kieszenie i osrodki bez jakiegokolwiek/wiekszego przelozenia na jakosc studiow i odpowiedzenia potrzebom rynku pracy i gospodarki?

Tu nie trzeba nic odkrywać. Tu już wszystko odkryto w obszarze czystego utylitarnego biznesu. Tylko megalomanii środowisk profesorskich zawdzięczamy mit o wyjątkowości biznesu dydaktyczno-naukowego prowadzonego na uczelniach, instytutach itd.

Pierwszy zasadniczy błąd, który leży u podstaw rozumowania jest nierozróżnienie targetów i kręgów lobbystycznych (wybaczcie nowomowę biznesową).

Targety mamy trzy:
1. realizację dydaktyki szkonictwa wyższego,
2. realizację badań stosowanych na użytek gospodarki KRAJOWEJ (tu akcentuję klienta),
3. realizację badań podstawowych poznawczych.

Kręgi lobbystyczne mamy także trzy:
A. pracowników publicznych szkół wyższych,
B. właścicieli prywatnych szkół wyższych,
C. pracowników PAN.

No i teraz rzecz niepopularna: fundusze krajowe są ograniczone, a fundusze zagraniczne są tak dziwnie kreowane, że większa część wydatków dziwnym trafem ląduje u donatorów (brzydko przypominają mi się pierwsze fundusze na początku lat dziewięćdziesiątych przejadane przez brygady Mariotta).

I teraz co do powyższych punktów:

Ad.1. W interesie Polski leży finansowanie budżetowe przede wszystkim studiów w zakresie utylitarnym dla gospodarki krajowej. Oznacza to znaczące ograniczenie liczby studentów na kierunkach podstawowych (bo w najbliższych latach i tak nie skonsumujemy ich wiedzy i umiejętności, a kreowanie kadr dla krajów wyżej rozwiniętych nie leży w naszym interesie) oraz przesadnie rozbudowanych kierunkach ekonomiczno-marketingowych (bo tu już istnieje nadprodukcja kiepskich "magistrów" i jeszcze gorszych "licencjatów"). Krótko mówiąc: finansowanie z góry określonej liczby studentów na z góry określonych kierunkach (głównie medycznych i technicznych), ale z gwarancją z góry określonej kwoty na sfinansowanie tych studiów (biznes plan kierunku studiów to obecnie fikcja - znam z autopsji). Dodatkowo należy wprowadzić mechanizm umarzania zobowiązań finansowych za studia powiązanych z liczbą lat przepracowanych w kraju. W przeciwnym razie swoboda wyboru kraju pracy, ale ze spłacaniem zobowiązań. Czyli: odpłatności za studia się nie uniknie. Płacz oczywiście też się podniesie pzy redukcji naboru na kierunki nieutylitarne, ale tu trzeba stanowczo powiedzieć, że jeżeli ktoś ma ochotę studiować dla przyjemności lub dla zagranicznej kariery, to NIECH PŁACI! Ilu nam trzeba fizyków, astronomów itd. Co UTYLITARNIE wynika dla kraju z planet odkrytych przez Wolszczana poza wątpliwym utożsamianiem siebie z jego sukcesami? Co wynika dla nas - na obecnym szczeblu rozwoju - z zaspokojania indywidualnych ambicji pracy w CERN? Gospodarczo jesteśmy na niższym szczeblu rozwoju niż Tajwan, który wcześniej budował racjonalnie gospodarkę, a nie prężył naukowe muskuły, kórych nie miał. ACER to była najpierw mała firma, to samo ASUS. Nie zbuduje się dachu, jak się nie ma fundamentów.

Ad.2. W Polsce obecnie nie ma sensownych klientów korporacyjnych, którzy byliby w stanie składać zamówienia dopasowane do poziomu rozwoju branży naukowej i jednocześnie chcieliby finansować badania. Po chaotycznej prywatyzacji lat dziewięćdziesiątych i niszczącej ortodoksji Balcerowicza pozostała próżnia. Działy R&D są praktycznie całkowicie zlokalizowane poza Polską, a do paroksyzmów szyderczego śmiechu doprowadza wskazywanie nielicznych centrów dużych korporacji, które dziwnym trafem - jak w przypadku IBM - są centrami KSIĘGOWYMI. Jedyna metodą ZMUSZENIA (a to jest funkcja rządu! zmuszać do pewnych krótkofalowo nieopłacalnych zachowań) jest przywrócenie niegdyś istniejącego funduszu postępu technicznego. Korporacja wpłacająca do niego fundusze (przymusowo) będzie racjonalnie chciała je wykorzystać, czyli "jak już płacę, to niech dla mnie coś zrobią". I to na początkowe kilka...kilkanaście lat jest jedyna sensowna metoda odbudowa instytucjonalnych kontaktów z przemysłem. Kontakty indywidualne tego nie zastąpią. Kreowanie firm spin-off powinno być obwarowane obostrzeniami, co do refundacji kosztów finansowanych z budżetu w przypadku wyprowadzenia firmy z Polski. To ma być rozwój gospodarki POLSKIEJ a nie napędzanie kradzieży mozgów i wiedzy, bo drenażem to już dawno przestało być.

Ad.3. Na obecnym etapie rozwoju naukowego i gospodarczego prowadzenie badań podstawowych innych niż medyczne nie ma sensu. Jest to wyłącznie finansowanie cholernie drogich zabawek dla nielicznych fizyków i chemików. Nie wykluczam, że się mylę, ale nie dostrzegam tu ŻADNYCH korzyści. Za kilkanaście lat będzie to miało sens, jak odbuduje się warstwę badań stosowanych. Obecnie jest to BARDZO DROGA sztuka dla sztuki. Podobnie sprawa wygląda z programami ramowymi UE, gdzie rządy kupiły bardzo drogi bilet do salonu, tylko zapomniały, że nie wpuszczają bez fraka. A na frak (infrastrukturę krajową, kadry) już kasy nie starczyło. I jak zwykle zostaliśmy z ręką w nocniku. Większe korzyści odnieślibyśmy pozostawiając te pieniądze w kraju i REALIZUJĄC reformę pozwalającą ludziom ZAROBIĆ.

Ad.A. Obecnie model naukowca/nauczyciela akademickiego wdrażany przez kolejne rządy od czasów Karczewskiego to samotny abnegat żyjący w przytułku nie mający żadnych ambicji materialnych. I w takich warunkach ma być realizowany światowy poziom nauki i nauczania! Bzdura! Odwoływanie się do etosu i powołania ośmiesza osoby używające tych argumentów. Ciekawe, że tak bzdurne i aroganckie argumenty stosowane są tylko w odniesieniu do nauczycieli, naukowców i lekarzy. Być może dlatego, że użycie ich wobec górników lub rolników skończyłoby się wyniesieniem na widłach lub wywiezieniem na taczkach. Nauczycielom w szkołach wyższych należy WRESZCIE otworzyć ścieżkę kariery powiązaną z dydaktyką, a nie wyłącznie z fikcją naukowo-makulaturową. Dobry naukowiec ZAZWYCZAJ jest kiepskim dydaktykiem i vice versa. To są różne uzdolnienia. U nas cele szkolnictwa wyższego są kompletnie rozjechane w stosunku do indywidualnych karier. Szkoła ma dobrze kształcić studentów (niekoniecznie masowo, bo masowość wyklucza jakość). Awans pracowników naukowo-dydaktycznych jest powiązany zaś WYŁĄCZNIE z działalnością "naukową" (bo naukową jej nie nazwę przy obecnym poziomie finansowania). Za dobrą dydaktykę się KARZE opóźnieniami w awansie. Osoby, które kładą przysłowiową "lagę" na dydaktyce robią szybko doktoraty i habilitacje. Osoby, które dydaktykę robią dobrze, a w dodatku są zarzynane dużą liczbą kiepsko płatnych zajęć mają wieloletnie opóźnienia w pożal się Boże "karierze", a następnie są piętnowane - także przez obecną minister Kudrycką - jako element zacofany, wsteczny itd.

Ad.B. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Lobbing realizowany przez Kudrycką przekracza granice dobrego smaku. Znieść habilitacje, znieść wszelkie ograniczenia, ale broń Boże zachować państwowość dyplomów, bo w przeciwnym razie dyplom szkoły KSW (kup sobie wykształcenie) będzie miał wartość papieru toaletowego, jak te dyplomy oferowane za kilkanaście dolarów w spamie mailowym. Więc tu trzeba albo zachować państwowość dyplomów i rygory, albo znieść rygory, ale wraz z państwowością dyplomów. I wtedy niech powstają nawet szkoły piątego wymiaru.

Ad.C. Utrzymywanie PAN ma sens trojaki:
a) ze sporym finansowaniem w obszarze utylitarnym, jako zaplecza naukowego bardziej finezyjnego niż szkoły wyższe, których podstawowym celem jest dydaktyka,
b) ze sporym finansowaniem w obszarze humanistycznym (literatura i nauki społeczne), które są niezbędne dla utrzymywania poczucia wspólnoty narodowej, spójności językowej, poziomu kulturalnego, a poza tym nauki społeczne powinny być wreszcie wykorzystywane przez rząd do zupełnie użytkowej funkcji: wskazywania bezpiecznych ścieżek osiągania celów społecznych. A nie tylko w stylu "co się Tuskowi lub Kaczyńskiemu przywidziało",
c) szczątkowe finansowanie obszaru badań podstawowych, aby zapewnić restart dyscyplin, gdy za kilkanaście lat ewentualnie zaistnieje zapotrzebowanie na ich wiedzę i umiejętności. Obecnie takiego zapotrzebowania NIE MA!

--
To tyle :)

Pozdrawiam,

Jacek

Jarek pisze...

Jacek,
1. Raczej nam nie grozi nadmiar fizyków ani matematyków. To trudne studia, młodzież sie na nie nie garnie. Absolwenci tych kierunków mają łatwość w dopasowaniu się do wielu praktycznych dziedzin od informatyki począwszy na inżynierii materiałowej skończywszy.
2. A po co nam kształcić tylu lekarzy?
4. Odtwarzanie w Polsce będącej już w środku U.E. 20 lat po zgonie PRL przymusowych odpisów na fundusz postępu technicznego jest propozycją zupełnie nierealistyczną
5. Sztywne dostosowywanie kierunków kształcenia do aktualnej struktury gospodarczej ma te wadę, że struktura gospodarki jest dynamiczna a studia trwają kilka lat
6. Stawianie na odległych biegunach badań i kierunków studiów podstawowych i aplikacyjnych to pogląd, który nie przystaje już do współczesnej nauki i gospodarki
7. Rozwój technologiczny nie odbywa sie już od dawna poprzez składanie przez przemysł (korporacje) zamówień na określone technologie
8. Zaostrzenia prawa dla absolwentów, którzy chcą wyjechać zagranicę, zaostrzenia prawa dla firm spin off, których jeszcze w ogóle nie ma, zaostrzenia prawa dla prywatnych szkół wyższych. Żadna z tych propozycji nie wydaje mi się sensowna. Wszystkie pachną gospodarką nakazowo-rozdzielczą. 9. W sprawie habilitacji i szkół prywatnych nie do końca rozumiem Twoje stanowisko. Czy postulujesz, żeby we wszystkich szkołach państwowe dyplomy zostały zastąpione przez dyplomy uczelniane czy też, żeby państwowe dyplomy zostały ale jako wyłączny przywilej szkół publicznych?

Anonimowy pisze...

Za duzo tu spraw a wszystkie sa krytyczne. Jacek bardzo sprawnie nakreslil najwazniejsze uwarunkowania. Ze swojej strony chcialbym dodatkowo podkreslic fakt, ze zdecyduja o wszystkim pieniadze, ale nie tylko.

Nie widze bowiem zadnej mozliwosci, aby nagle znalazlo sie tysiace Judymow, ktorzy za mizerne pensje zaczna sie zajmowac chocby i stosowana nauka. Same pensje to zreszta za malo. Potrzebna jest jeszcze cala otoczka, klimat, infrastruktura i zasady pracy naukowej i pozanaukowej, ktorej w Polsce nie ma i na razie nie widac na horyzoncie. Mozna placic (za moich tam czasow) mizernie assistant professors na n.p. Yale, ale tylko dlatego ze ci ludzie wiedza, ze beda swietnie zarabiali, gdy tylko dostana tenure, a szczegolnie gdy to nastapi na _innym_ uniwersytecie. Albo przyziemna sprawa t.zw. superannuation czyli renty emerytalnej. Naukowiec musi wiedziec, ze cos z tego wszystkiego jednak bedzie lub moze miec. Prznajmniej spokoj na starosc, po latach walki o granty i przenoszenia sie z gorszego miejsca w lepsze. A jakie emerytury maja polscy naukowcy ?

Motywacja polskich naukowcow jest na razie i na nastepne lata skupiona na posiadaniu dwoch lub wiecej etatow, bo tylko wtedy mozna jako-tako zyc i to wcale nie na poziomie "sektora prywatnego".

I jeszcze komentarz do habilitacji. Czy pamietacie "noc docentow", kiedy to w marcu 1968 kreowano ponad 1500 docentow _bez_ habilitacji, ktorych zreszta pieknie nazwano "volksdocentami" ? - Mialo to przyspieszyc "rozwoj kadry naukowej" zgodnie z zyczeniami PZPR. I co to dalo ? - Zasmiecenie (w 95% przypadkow) polskiej nauki.

Dziwie sie naprawde, ze viceminister prof. Orlowska, ktora swiezutko przeniosla sie do Polski z Australii, gdzie posiada autentycznie wysoka pozycje i autentycznie szerokie doswiadczenie - nie rozumie, ze kontekst polski jest zupelnie inny i wszystko znow sie zmarnuje. Przykre.
Pozdrawiam-
Henryk

Zdzislaw M Szulc pisze...

@Jarek. Nie, nie podnosi ( 2-gie zdanie)!Lektura danych statystycznych z roku 2007 na temat finansowania i zuzycia nakladow budzetowych przez uczelnie, koszty ich ruchu i dochodow + R&D, wdrozenia, itp., pokazuje, niestety, ze Polska jest biednym krajem lub..bardzo zle zarzadzanym! Nie czytam wszystkiego ale sektor naukowo-technologiczny, sprzezony z uniwersytetami i politechnikami nie jest wogole dochodowy w Polsce? Jest ciagle utrzymywany przez spoleczenstwo. MOZNA ZROZUMIEC UTRZYMUWANIE EDUKACJI W OBECNYCH CZASACH -ALE JUZ NIE NAUKI NA DLUZSZA METE (np.1 miesiac utrzymania konkurencyjnego labu w dziedzinie biotech to $40,000!) Sprawy podstawowe to... perfekcyjne zarzadzanie uniwersytetami, ktore siegaja po zdywersyfikowane finansowanie i partnerow + monitorowanie rozwoju i rozliczanie ich z efektywnosci. Wszedzie sie to robi od dawna..ale nie w Polsce!? W czym rzecz? W poprawieniu anachronicznego, nieodpowiedniego na czasy konkurencyjnosci, zarzadzania uniwersytetami! Nalezy to zmienic.Wzorce sa w zasiegu reki.

Jarek pisze...

Zdzisław, Dla uściślenia sensu mojej wypowiedzi dodam, że ja nie uważam aby pieniądze zadziałały jak automat naprawiający obecny system zarządzania. Po prostu gdy polityk w tym przypadku Donald Tusk mówi o budżecie na bieżacy rok to jest wiarygodny. Gdy mówi o budżecie na przyszły rok to jest już mniej wiarygodny. Natomiast gdy w roku 2008 obiecuje wzrost nakładów w perspektywie roku 2013 to jest już kompletnie niewiarygodny. Bez zaangażowania liczących sie polityków w zagadnienia rozwoju polskiej nauki, technologii i szkolnictwa wyższego nie uda się przeprowadzić istotnych reform. Tymczasem wśród polityków trudno o kogoś kto mógłby cos o tych zagadnieniach powiedzieć. Stąd cały plan reform opiera się na działaniach politycznych minister Kudryckiej. Jej pozycja w rządzie Tuska może okazać się za słaba, żeby jakiekolwiek reformy przeprowadzić. Wystarczy że pan Schetyna dostanie na biurko wyniki sondaży, w których PO spada i zacznie się szukanie winnych. Wówczas Kudrycka razem z drażniącymi profesorskie salony planami reform zostanie odsunięta.

Anonimowy pisze...

Prawie w pełni zgadzam się z Jackiem. Przede wszystkim dydaktyka i to służąca (zwracająca się) podatnikom (kształcenie lekarzy, inżynierów, ewentualnie nauczycieli - na zasadzie indywidualnych stypendiów (ok. 1kzł /m-c dla 10k najlepszych maturzystów rocznie). Nadzór właścicielski nad uczelniami państwowymi powierzyć wojewodom.

Zdzislaw M Szulc pisze...

@ Jarek. Zupelnie sie zgadzam z przedstawionymi argumentami i opisem sytuacji i jej konsekwencjami ,co za soba pociaga wiarygodnosc polityczna ( decydenta w czasie). Nalezy nadmienic, ze jakiekolwiek planowanie nakladow budzetowych na szkolnictwo/nauke bylo na istniejaca strukture zarzadzania i parytety/zrodla finansowania uniwersytetow jakie obecnie sa ( niezmienione)!

Proste pytanie do Wszystkich Dyskutantow : dlaczego w Komisji d/s reform MNiSzW nie ma powolanych fachowcow/konsultantow od zarzadzania, finansistow oraz planowania dzialnosci instytucji o budzecie obrotowym od 10 mil-do 1 miliarda PLN?? Nie ma takich ludzi w Polsce -czy tez nie ma takich potrzeb jeszcze na wzgledzie dla zarysowanej wstepnie reformy systemu zarzadzania?

Jan pisze...

Wypowiedź Jacka jest bardzo ciekawa i dobrze ustawia hierarchie problemów. Piszę tak, mimo tego iż głównym punkcie z wypowiedzią tą się nie zgadzam. Mianowicie Jacek de facto pisze: Polski nie stać na naukę. Myslę, ze to gruby błąd. Nauka jest w sumie tania, w dużej mierze się samofinansuje (osoby prowadzące badania naukowe prowadzą tez dydaktykę i głównie z niej żyją). Mam wrażenie, że GDYBY finansować tylko te nasze badania naukowe, które są w ścisłym kontakcie z nauką światową (inne - mocno ograniczając), to wydatki na naukę by nawet spadły i można by tu i ówdzie dołożyć.

A co do nauki stosowanej: zgadzam się z marcem, ze system stypendiów fundowanych "to jest to". Z kolei dziwię, się i Jackowi i marcowi, ze tak preferują państwowe finansowanie badań stosowanych. Zwłaszcza, ze w Polsce jakże często są to pseudo-badania. Tu właśnie widzę rolę dla rynku: jeśli badania komus się przydają: niech je zakupi, niech je finansuje.

Wniosek: zamiast post-PRL-owskich "odpisów na naukę" wprowadźmy (o ile juz koniecznie chcemy iść tym torem) przekazywanie ilus tam procent (promili) na KONKRETNĄ naukę (czyli korporacja, firma sama wybiera jednostke naukową, której przekazuje pieniądze).

Anonimowy pisze...

@ Jan

Ja nie pisałem nic o finansowaniu badań stosowanych. Pisałem tylko o finansowaniu studiów (dydaktyki) technicznych. W mojej opinii w budżecie państwa nie powinno być ani grosza na badania naukowe (z ew. wyjątkiem dla konkretnie potrzebnych rządowi opracowań, czyli badań zamawianych).

Zdzislaw M Szulc pisze...

@marc. W jakim to kraju nalezacym do OECD nie daje sie obecnie juz zlamengo centa na nauke? Czyzby nawet Niemcy.. sie wycofywali z wspierania nauki za pieniadze podatnikow(http://cordis.europa.eu
/germany/rd.htm)? Habilitacja tam juz w zupelnym odwrocie- lecz nie 10xbilionowe naklady na nauke ze strony rzadu!

Jan pisze...

Przepraszam Marca. Istotnie to Jacek chce finansować nauke stosowaną i "skasować" badania podstawowe. W warunkach polskich to spory błąd. Bo stosowane są zbyt odległe od świata i warto "zaczepić się" choćby o te badania podstawowe. To dobry punkt wyjścia nawet do zastosowań. Kiedyś usłyszałem taki przykład: typowy inżynier informatyk po politechnice (akurat belgijskiej zresztą) ma wielkie trudności np. z przestawieniem się na inny język programowania. Fizyk-matematyk POTEM skierowany na zastoswoania informatyczne, robi taką zmianę bez problemu w parę tygodni. Przykład ten podał mi człowiek wykorzystujący w praktyce ten efekt (kształci informatyków dla dużych korporacji). A z p. Szulem się zgadzam: rezygnacja z nauki - to gruby błąd. Poważne kraje go nie robią.

Anonimowy pisze...

Oczywiście, że poważne państwa tego nie robią. Poważne państwa rozumieją, że naukowcy są intelektualnymi ramionami państwa, pozwalają kontrolować społeczeństwo, korygować, kanalizować i ograniczać przejawy myśli antypaństwowej. Za to naukowcy dostają papu, taka ich rola. Zawsze tak było i pewno zawsze będzie.

Zdzislaw M Szulc pisze...

@marc. W dobie obecnej, zamykanie "dziwakow" i wszelkiej masci "konstruktorow: czytaj "odkrywcow", do lochu, aby byl przestrzegany wymagany spokoj w panstwie juz nie pracuje. Zorganizowano to tak, aby na nich swietnie zarabiac (np.patenty)! Poniewaz to zrodlo dochodu nie jest jeszcze dostatecznie rozwiniete,a takze oczekiwania spoleczne sa znikome ( brak pozytywnych przykladow), to mozna w Kraju spokojnie szafowac tezami o koniecznosci finansowania tylko edukacji, a nie rozwoju nauki i wlasnych kadr naukowo-badawczych!

Drenaz mozgow jest po to aby dostarczac od razu gotowy produkt na rynek! A w Polsce nie ma pelnego rynku zbytu na... wyksztalconych ludzi (absolwentow) i wynalazki! On sie dopiero zaczyna tworzyc/zaczyna sie myslec o tym (Po co EIT+ w kraju o najnizszym stopniu wdrozen w EU?). Prosze mnie tu poprawic jesli sie myle?

Jan pisze...

@marc.

Ideologia puls technologia: to z grubsza nazywam naukami stosowanymi. zarówno w RWPG jak i w UE one są szczególnie hołubione. Nauki podstawowe decydentom przydaja się, ale nie w aż tak trywialny sposób jak Pan pisze.

Malgorzata pisze...

Jak to zwykle bywa, 'akademicki dryf'(raport OECD) ma sie dobrze - nawet w naszych dyskusjach. Badania takie siakie owakie, kto komu jak i ile i wg jakiego algorytmu... :-(
Przypominam szanownym dyskutantom jeszcze raz cytowana przeze mnie juz w grudniu wypowiedz Krzysztofa Pawlowskiego.
W artykule Uniwersytet potiomkinowski... Marcinkowski i Kulesza swietnie opisuja obecna fikcje studiow masowych. Czynia to glownie w kontekscie uczelni spoza pierwszej 'dwudziestki'. Od siebie dodam, ze nie jest to jedyna strona medalu. W moim odczuciu, masowosc dotknela rowniez te 'najlepsze' uczelnie. Wprawdzie tam nie ma problemu, ze studenci (a często również kadra) nie są w stanie zrozumieć zagadnień objętych standardami, na drogę kompletnej fikcji: codziennie w setkach audytoriów w całej Polsce wykładowcy wygłaszają ponad głowami dziesiątek tysięcy drzemiących słuchaczy długie akapity zbyt trudnego dla nich tekstu. Jest jednak problem o duzo powazniejszych konsekwencjach. Na tychze 'czolowych' uczelniach nie ma praktycznie zadnej oferty dla najzdolniejszej mlodziezy i to jest glowna przyczyna exodusu maturzystow z kraju za granice.
Wiadomo, ze w swiecie praca zespolow (czarna robota) opiera sie glownie na silnie zmotywowanych kompetentnych doktorantach i postdokach - w Polsce zwyczajnie brakuje odpowiednio wyksztalconego pokolenia. I z kim ta nauke uprawiac?

POlska nie potrzebuje indywidualnych rozproszonych po uczelniach naukowcow zamknietych w swoich gabinetach gdzie w izolacji od innych 'wyprodukuja' cos na LF i nawet beda cytowani. Krajowi potrzeba utworzenia rzeczywistych silnych duzych grup, a takie nie powstana bez postawienia na prace od podstaw ze studentami.

W tym kraju panuje pelna fikcja dydaktyczna - szczegolnie widoczna na 'najlepszych' uczelniach. Tej fikcji sie nie zlikwiduje bez wyraznego zastrzyku finansowego na dydaktyke i bez wiekszego docenienia w algorytmach oceny codziennej pracy ze studentami.

Jacek slusznie zauwazyl Nie zbuduje się dachu, jak się nie ma fundamentów. - Nie bedzie nauki bez ksztalcenia osob, ktore maja podstawy teoretyczne ze studiow pozwalajace na jej uprawianie na swiatowym poziomie. Czy naprawde jestesmy skazani na Feudalny skansen obiecujacy nam high-tech

Jarek pisze...

@Małgorzata,Po raz kolejny podniesiony został argument przeciwstawiający dydaktykę pracy naukowej. Podaj mi proszę konkretne przykłady, w których katedry, zakłady, instytuty, profesorowie mający prawdziwe (nie jakies fiu bździu według kryteriów pkt. KBN tylko prawdziwe) osiagnięcia naukowe są kiepscy w dydaktyce. Bo przykładów w drugą stronę czyli katedr, zakładów, instytutów oraz profesorów, którzy sprzedają studentom wiedzę sprzed 50 lat a jednocześnie nic nie robią w sferze badawczej jest u nas od cholery. Służę przykładami.

Malgorzata pisze...

@jarek
Tlumacze: nie przeciwstawiam nauki dydaktyce . Twierdze tylko, ze dydaktyka jest podstawa dla zapewnienia nauce doplywu wlasciwych kadr, a tym samym zbudowania dla niej trwalych podstaw. Podobnie njwazniejszy jest dopyw dobrze wyksztalconych kadr do gopodarki - kadr, ktore nie beda tworzyc moze high-tech, ale beda znaly/rozumialy/potrafily WYKORZYSTAC technologie high-tech w codziennej pracy.

Oczywiscie w pelni zgadzam sie z opinia, ze katedr, zakładów, instytutów oraz profesorów, którzy sprzedają studentom wiedzę sprzed 50 lat a jednocześnie nic nie robią w sferze badawczej jest u nas od cholery. Dodam, ze w wielu takich miejscach swietnie pozoruje sie dzialalnosc 'naukowa', zdobywa ukladowe granty i marnuje pieniadze podatnikow. Znane mi sa tez przypadki swietnych naukowo zespolow/ludzi nie majacych szans sprawdzic sie jako dydaktycy, bo 'kolegialnie' przeglosowane programy studiow 'nie przewiduja' zajec o nowoczesnej tresci. Przypominam wpisy z NFA niejakiego Cienia.

Mitem jest rowniez przeciwstawianie sobie wykladowcow i naukowcow - w UK ten problem rozwiazuje sie na pozimie wydzialu przez plynne regulowanie stosownych obciazen.

W obecnie toczacej sie dyskusji, wiele gorzkich slow pada w kierunku wykladowcow bez habilitacji. I tutaj znowu nieporozumienie. Problem polega na tym, ze na polskich uczelniach istnieja DWIE rownolegle sciezki kariery, ktore pozwalaja na prace w calkowitym oderwaniu od postepu w nauce, technologii swiatowej. Jedna z nich jest mianowanie na etat wykladowcy, druga uzyskanie habilitacji. Potem mozna juz nic nie robic i w obu przypadkach przekazywac wiedze sprzed 50 lat z pozolklych kartek i zeszytow - byle miec odpowiednia sile glosu przy ustalaniu 'kolegialnie' programow studiow.

I to jest rzeczywisty problem do rozwiazania na polskich uczelniach, bo tacy ludzie statystycznie decyduja o przyszlosci tego kraju. Powinno byc to absolutnym priorytetem i na to glownie winny byc przeznaczone pieniadze z funduszy europejskich Program Operacyjny Kapital Ludzki - Priorytet IV.

Problemu tego jednak nie rozwiaze sie, tak jak to postuluja w wiekszosci uczestnicy dyskusji, poprzez indeksy h, listy filadelfijskie, etc (dryf akademicki), bo kazde stanowisko, kazda uczelnia, mlodziez o roznych zdolnosciach wymaga innej strategii i indywidualnego podejscia, a nie tylko 'akademickiego dryfu' - wszechobecnego w kraju - polecam ustawicznie lekture raportu OECD.

Na koniec przypomne swoje stanowisko z poprzedniej dyskusji - by nie wracac ciagle do tych samych argumentow.

Malgorzata pisze...

@jarek cd
Dwa dodatkowe argumenty:
1.
'rozjechanie sie' dydaktyki i dzialalnosci naukowej. Polecam lekture tekstow J.K. Thieme dostepnych w naszych 'zakladkach'. Pozwole sobie zacytowac dluzszy fragment tekstu Nowe trendy w wewnętrznym ładzie akademickim (internal university governance) w USA.: Trzeba zwrócić uwagę na szereg tendencji, w tym wielu niekorzystnych, występujących w amerykańskim systemie SW. Absolwenci szkół średnich walczą o to, żeby się dostać do uniwersytetów ligi bluszczowej w tym na Harward. Ale nie zdają sobie oni sprawy z tego, że nauka na poziomie licencjackim w tych uniwersytetach pozostawia bardzo wiele do życzenia. Profesorowie często uczą tego, co lubią lub ich pasjonuje, a nie tego, co interesuje studentów lub, co jest im potrzebne. Wiele zajęć prowadzą studenci wyższych lat, a nie profesorowie. Większość kadry koncentruje się na badaniach, a nie nauczaniu, gdyż rezultaty badań łatwiej mierzyć a osiągnięcia badawcze prowadzą do awansów, pieniędzy, prestiżu i szacunku. Wszelkie próby zmiany tej sytuacji okazują się mało skuteczne, gdyż silny popyt kandydatów na studia w sławnych uniwersytetach czyni argumenty o konieczności zmian mało przekonywującymi.
2.
Zacytuje fragmnet wstepu do Symfonia C++ Jerzego Grebosza: Ktos kiedys powiedzial, ze sa dwa style pisania - pierwszy to "popatrzcie jaki ja jestem madry" - a drugi to: "popatrzcie jakie to proste". (...) wiem, ze bezposredni, wrecz kolokwialny styl tej ksiazki, zupelnie naturalny w ksiazkach na Zachodzie - w Polsce moze zaskoczyc czytelnikow.

Parafrazujac to na dydaktyke swietnych naukowcow.
ad 1).
W obecnym systemie czas poswiecony na dydaktyke jest czasem 'straconym', opozniajacym kariere - odsylam do wypowiedzi Jacka.
ad 2).
Nie kazdy naukowiec ma Dar Bozy przekazania swojej wiedzy tak by sluchacze powiedzieli 'jakie to proste', a w Polsce wrecz uwaza sie iz wiedza musi wygladac 'madrze', nawet najbarzdiej trywaialne zagadnienia - odsylam do porownania polskich i amerykanskich podrecznikow. :-(

Anonimowy pisze...

Odnoszę wrażenie, że Małgorzacie wydaje się, że szkolnictwo państwowe ma jakąś wielką misję, niczym matka Teresa z Kalkuty.

Otóż nie, sens istnienia uczelni państwowych jest inny. Uczelnie są czubkiem piramidy całego szkolnictwa, obecnie zaczynającego się od zerówki. Chodzi w nim o kształtowanie posłusznych władzy obywateli (czyli wychowanie). A profesura państwowa pełni rolę wioskowych szamanów. O tyle ulepszonych, że nie tylko otumaniających jednostki słabsze, ale i kanalizujących w działaniach niedestrukcyjnych (wobec rządu) jednostki lepsze, a nawet, jak zauważył Z.Szulc, okazjonalnie dający zarobek w postaci np. patentów.

Tylko w instytutach i uczelniach prywatnych może chodzić o dowolne cele (zależne od woli fundatora) a system państwowy musi służyć państwu (nie obywatelom i nie 'nauce').

Jan pisze...

Moje intuicje bliskie sa pogladom Jarka (tez wydaje mi sie ze osoby aktywne naukowo maja srednio LEPSZE wyklady niz ci nieaktywni, chociaz idealem jest koegzystencja: tzn. wykladowcy pasjonujacy sie dydaktyka otoczeni srodowiskiem ludzi aktywnych naukowo).

Problem do przeskoczenia: jak premiowac JAKOSC. Bo idealem sa studia o malej ilosci osob, ale zdolnych. Oni ida do doktoratu, oni beda elita nauki (jak chce Malgorzata). W obecnym systemie NIE MA wsparcia takich studiow. Premiuje sie ilosc studentow.

A co do dryftu akademickiego: ja przyznaje sie do niego "bez bicia". Uwazam ze uniwersytet musi byc akademicki. Inna kwestia to system szkol zawodowych. Ale moja intuicja podpowiada mi ze dobry absolwent uniwersytetu da sobie rade w kazdych warunkach, czesto LEPIEJ niz absolwent takiej wyzszej zawodowki. Idealem byloby, aby rynek to sprawdzal. Zatem osobisie jestem za studiami platnymi (bo wtedy sprzezenie rynkowe jest silniejsze).

A co do pogladow marca: w pewnym stopniu ma racje, ale coz mozna zaproponowac? W Polsce prawie nie ma powaznego szkolnictwa nie-panstwowego. Liberalizm totalny (nawet bym to poparl): studia calkowicie platne, brak panstwowych dyplomow, ale na to przeciez 99 procent politykow sie NIE GODZI. A liberalizm czesciowy popieram tylko wtedy gdy precyzyjnie sformulujemy jego postulaty. Na ogol liberalizm czesciowy (pozorny) ma liczne wady i jestem mu przeciwny.

Malgorzata pisze...

Do postu dodalam link do strony PSRP z artykulem 4+ dla Pani Minister;-)
czyli studenci o projekcie zmian w szkolnictwie wyższym
.

Jeden cytat: W końcu najwyższy czas zerwać z poświęcaniem edukacyjnej i zawodowej przyszłości polskiej młodzieży w imię zapewniania bezpieczeństwa socjalnego kadry akademickiej. Od siebie dodam 'takze w imie realizacji ambicji "naukowych" kadry'

Anonimowy pisze...

Nie istnieje problem liberalizmu częściowego i całkowitego. Wszystkie przepisy można obejść, zależnie od chęci uczestników zabawy i czujności kontrolerów. Właściwym zagadnieniem jest 'szczerość' systemu, otwarty dostęp do informacji. Aby podejmować racjonalne decyzje, trzeba mieć dobrą informację a obecnie znają ją tylko wtajemniczeni.

Istnieje wielka potrzeba ujawnienia społeczeństwu, szczególnie studentom i ich rodzinom, faktycznych mechanizmów działania i prawdy o tym systemie tak, aby mogli podejmować dobre decyzje odnośnie swojego życia. Czy warto studiować, gdzie i u kogo, jak funkcjonować w systemie, gdzie wyjechać za granicę, skąd czerpać wiarygodne dane itd. Reszta zagadnień sama się rozwiąże.

Jan pisze...

Z tym ostatnim wpisem marca zgadzam się w zupełności. Wcześniej chodziło mi o to, ze pod hasłem liberalizmu wprowadza się rozwiązania połowiczne i de facto wcale nie liberalne (istotnie: jakis brak "szczerości"). Małgorzata słusznie widzi pewien konflikt nauka-dydaktyka, bo w Polsce system jest taki, ze dydaktyką "rządzą" naukowcy. Ale moim zdaniem, na poziomie wyższym (prawdziwie wyższym) tak MUSI być. Może warto podjąc odważny krok i powiedziec uczciwie, ze ten poziom wyższy jest tylko dla paru procent populacji. Wtedy wiele problemów sie rozwiąże od razu. Czyli oddzielić naukę (plus III stopien studiów, powiedzmy) od niższych stopni (I stopnia). Chyba tak jest w USA, bo z relacji kolegów mam wrażenie, że na studiach doktoranckich często przerabia się tam to, co u nas na magisterskich. A jednak to ONI sa LEPSI i to znacznie...

Malgorzata pisze...

@marc
Aby podejmować racjonalne decyzje, trzeba mieć dobrą informację a obecnie znają ją tylko wtajemniczeni.
Obawiam sie, ze takich 'wtajemniczonych' w tym kraju to niestety nie ma - przynajmniej takie zdanie wyrazaja autorzy raportu OECD.
5. PRIORITIES FOR FUTURE POLICY DEVELOPMENT – 87

The CBR has highlighted, and several different sections of this report have also pointed out, the absence of systematic information on many aspects of the inputs, processes and outputs of tertiary education. Moreover, even when information is collected it may be very difficult to access. Of course the collection, processing and analysis of statistics and other systematic data can be costly, and the opportunity costs for people working within the system who are expected to collate and supply information can also be substantial. But there is also a high cost to the lack of information. Policy development and policy implementation can only work if there is a good basis of information, regularly collected and updated. It is needed for assessing the performance of the system, costing and planning new developments and monitoring outcomes; and in a system which has rightly become increasingly responsive to stakeholders, published information is also a necessity. League tables, for example, are only as good as then data which go into them, and there are obvious deficiencies in those which have been published so far. It should now be a high priority for the ministries concerned, working together and in consultation with the institutions and other stakeholders, to develop a comprehensive information strategy. Such a strategy needs to lay out not only what is to be collected, how often, and the methods for collection (ranging from regular monitoring returns through participant surveys to specially commissioned research) but also what is to be published and to whom, and how, it is to be disseminated.

To kolejne tabu polskiej nauki szkolnictwa wyzszego. Czy jednak po tak znakomicie opisanej przez Marcinkowskiego & Kulesze fikcji dydaktycznej czeka nas potiomkinowska fikcja badan na rzecz 'innowacyjnosci gospodarki'? Badan, co do ktorych finansowego wspierania sa silne rozbieznosci nawet wsrod proreformatorskich srodowisk - polecam dyskusje w salonie Polityki i powazna rozbieznosc merytoryczna miedzy profesorami Zyliczem i Turskim co do samej organizacji systemu grantowego.

Zdzislaw M Szulc pisze...

Do Wszystkich Dyskutantow: Swietnie! Juz powoli schodzimy na ta sama "polke" z "edukacja dla normalnych ludzi"! Aby nie byla ona zbytnio upanstwowiona..w USA jest cos takiego jak "Board of Regents"..dla stanowych uniwersytetow. Oni to wlasnie "wyposrodkowuja i czuwaja" jak to ma byc wszystko ulozone : cel, misja,dzialalnosc i przyszlosc uniwersytetu w stanie(wojewodztwie?)! Robia to z roznym skutkiem..ale ida z innymi do przodu nie paletajac sie w samym ogonie!

Zdzislaw M Szulc pisze...

@Glos studentow/opinia organizacji studenckich ( na stronie PSRP) w porownaniu do wypowiedzi/dyskusji ktora miala miejsce w siedzibie "Polityki" w W-wie, prezentuje sie lepiej.

Niemniej, w/w "debate" mozna uznac za pozyteczne i ksztalcace spotkanie dla wszystkich zainteresowanych.Zaczeto rozmawiac i wypowiadac sie ruszajac trudne sprawy od ktorych ..uciekalo sie przez ~20 lat.

Nadal pozostaje wiele spraw niedoprecyzowanyc i niejasnych (nowa sciezka kariery/ocena pracy,kontrakty, mobilnosc w warunkach polskich, finansowanie i zarzadzanie uczelni i naukowcow + jakosc ksztalcenia i place).Padala tam magiczna data 25 maja, jako termin sprecyzowania kluczowych elementow reformy i strategii jej wprowadzania dla Ministerstwa i Rzadu RP? Dawala sie odczuc..nawet w Charleston,napieta atmosfera i niepotrzebne zdenerwowanie lub irytacja Dyskutantow z tytulu organizacji procesu zbierania opinii/duskusji/wylaniania doradcow i formy prezentacji zalozen, a takze zbytnia drobiazgowosc ..."Klanial sie tam" podstawowy brak praktyki uniwersyteckiej w prowadzenie debat, krytycznej i konstruktywej analizie danych + prezentacji stanowiska z podsumowaniem! Co wiecej, niektorzy Dyskutanci, uzurupowali sobie prawo przedstawiania opinii "calego srodowiska akademickiego"!!? Nadal, pomimo ze nie wszystko zostalo przygotowane nalezycie ( do rangi ogolnonarodowego zagadnienia) najwyzsza note (4) daje pani minister B.Kudryckiej, za ruszenie glowa i samego zagadnienie z kopyta! Obecnym dyskutantom ( ocena srednia): 3- (z minusem).

Zbigniew Mitura pisze...

Raport studentow jest bardzo interesujacy. Przede wszystkim, doskonalym pomyslem byla ocena poszczegolnych punktow programu reform Ministerstwa. Natomiast odnosnie ocen wystawionych przez studentow, to trafnie wychwycili oni generowanie pozorowanej jakosci przy pomocy minimow kadrowych. Nie pozostawili tez suchej nitki na obecnych dzialaniach PKA.

Malgorzata pisze...

Szalenie wazny glos Janusza Radziejewskiego w toczacej sie dyskusji nad projektem reform minister Kudryckiej.

Zacytuje jeden fragment
Jak się zdaje sprawa stopni i tytułów naukowych w Polsce może mieć negatywny wpływ, a nawet zahamować działania na rzecz reformy nauki w naszym kraju.


To pod rozwage wszystkim sygnatariuszom wszelkich apeli 'przeciw' - nie zapominajcie, ze Was glos moze byc ostatecznie wykorzystany wbrew Waszym pierwotnym intencjom! Propozycja reform nie jest idealna - osobiscie traktuje ja jako zbior 'pomyslow' pod dyskusje i to byc moze pochodzacy z kregu autorow obecnie obowiazujacej ustawy (zagwarantowanie utrzymania, a byc moze nawet wzmocnienia wplywow i nienaukowych korzysci przez korporacje profesorska).

Ze swojej strony do szermowania habilitacja w budzeniu oporu srodowiska przed reforma dodam jeszcze dosc powszechnie wykorzystywany argument - dofinansowanie z budzetu kieszeni wlascicieli prywatnych uczelni.

Aleks pisze...

Pozwole sobie przedstawic kilka postulatow do reformy i dyskusji oczywiscie.
Niektore z nich sa latwe do realizacji - wystarczy jedno pismo p. minister,
inne wymagaja wikerkszych zmian. Wiele z nich mozna i nalezy wprowadzic juz od
zaraz w takiej formie jak postuluje ew. po pewnych zmianach. Nie sa to postulaty
drastyczne. Powiedzialbym raczej, ze naleza do tych "miekkich". Chodzi mi o to by
zmian dokonac juz teraz i by byly one mozliwe do przepchniecia juz teraz.

Oto one:

1. Zlikwidowac tytul profesora belwederskiego. W przypadku pozostawienia
do jego uzyskania zlikwidowac wymog wypromowania doktora. Poprawi to jakosc doktoratow.
Promotorami beda tylko ci co chca a nie ci co musza. Wymog ten powoduje przepychanie
doktoratow byle tylko wyrobic potrzebna norme na profesure. Zamiast tego wymagac mozna
solidnej monografii i podrecznika/skryptu dla studentow. Sadze jednak, ze sam dorobek
naukowy (cytowany) powinien byc wystarcajacy.

2. Recenzenic doktoratow powinni byc z innej jednostki a najlepiej z innego
osrodka. Teraz dosc czesto recenzentem jest kolega promotora z
tej samej jednostki/zakladu. Drugi recenzent bywa z innej
zaprzyjaznionej jedostki lub z jednostki gdzie promotor ma drugi
etat. Bywa, ze recenzje sa uzgadniane z promotorem lub kandydatem
na doktora. Swego czasu sam uzgadnialem z recenzentem opinie na temat
mego doktoratu.

3. Promotorami i recenzentami powinni byc tylko ci ktorzy w ostatnich
kilku latach (5?, 10?) opublikowali cos istotnego. W naukach
scislych i technicznych - lista filadelfijska plus ew. patenty no i
konieczne cytowania (wystarczy te odnotowane w bazie Scopus).

4. Jesli decydujemy sie na pozostawienie habilitacji to w calosci powinna ona
byc przeprowadzana poza jednostka macierzysta. Wskazane jest wyznaczenie
niewysokiego kryterium minimalnego (liczba publikacji, liczba punktow KBN lub cytowan)
od ktorej mozna zaczynac procedure habilitacji.
Wymagania rozne dla roznych specjalnosci. Przykladowo: matematycy 10 prac na
liscie filadelfijskiej lub 200 punktow i 50 udokumentowanych cytowan; fizycy
- 20 prac lub 400 punktow i 100 cytowan. Fizycy pisza prace zespolowo, matematycy raczej
samodzielnie. U matematykow spotyka sie prace z 3 autorami, u fizykow z 20 i wiecej. Na liscie
filadelfijskiej sa prawie wszystkie czasopisma fizyczne i to o wysokiej punktacji.
Impact factor pism matematycznych jest niski (z reguly mniejszy niz 0.5), u fizykow jest znacznie wyzszy.
Czasopismo fizyczne z impact factor rownym 1.0 jest uwazane za marne. Przydalo by sie tez pewne maksimum
po przerkroczeniu ktorego habilitacja jest nadawana automatycznie. To powinno zaspokoic oczekiwania osob
powracajacych z zagranicy.

5. Do dorobku musza sie liczyc rowniez prace zespolowe bez wymagania bzdurnych oswiadczen
o procentowym wkladzie poszczegolnych autorow. Tego nie da sie policzyc. Czesto sam pomysl
na rozwiazanie problemu jest wiecej wart niz jego zmudne rozwiazanie. Przy pracach
zespolowych mozemy ograniczyc sie do 5 pierwszych autorow. Nie powinno sie tez wymagac
by prace byly monotematyczne. Zakres tematyki badawczej zmienia sie w zaleznosci od zainteresowan
autora i od jego mozliwosci sprzetowych. Czesto zmiane tematyki wymuszaja trudnosci z pozyskaniem
funduszy na sprzet i odczynniki.

6. Do minimow kadrowych jednostek wliczac tylko osoby odpowiadajace
profilowi jednostki i tylko te co spelniaja wymogi dla promotorow i
recenzentow (aktualny dorobek naukowy). Ograniczyc liczbe prac danego autora zaliczanych
do minimum. Teraz bywa tak, ze do minimow kadrowych
z matematyki licza sie osoby posiadajace stopien dr lub dr hab. nauk humanistycznych
(logika humanistyczna) lub nauk technicznych (vide Instytut
Matematyki Akademii J. Dlugosza w Czestochowie). W humanistyce jest jeszcze gorzej - wystarczy
pobiezny przeglad stron internetowych malych uczelni. W przypadku braku specjalistow
w Polsce (nowe kierunki) porzebna powinna byc okresowa zgoda CK lub ministerstwa.

7. Jawnosc dorobku na stronach WWW. Jawosc niby jest, ale tak naprawde to jej nie ma.
Do tego by sprawdzic czyjs dorobek trzeba wlozyc sporo trudu - trzeba przegladac
rozne bazy danych i wybierac to co jest potrzebne. W przypadku sprawdzenia dorobku
danej jednostki jest to dosc uciazliwe. Tylko nieliczne jednostki (i to raczej te male)
maja na swoich stronch WWW umieszczone wykazy publikacji za ostatnie lata. To powinno
byc obowiazkiem wszystkich jednostek, a przynajmniej tych co maja prawa doktoryzowania.
Brak takiego wykazu powinien skutkowac zawieszeniem prawa doktoryzowania. Jesli chodzi
o poszczegolne osoby to najczesciej zamiast wykazu publikacji jest informacja typu:
"prof. zw. dr hab. inz. Jan Iksinski - znany i ceniony specjalista z zakresu budowy mostow.
Projektodawca wielu nowatorskich konstrukcji. Ceniony wychowawca mlodziezy. Promotor wielu
doktoratow. Autor kilku monografii i wielu publikacji naukowych zamieszczonych w
najlepszych czasopismach naukowych". Czyste slogany bez konkretow.

8. Wynagradzanie za efektyt. Powinien byc okresowy (roczny) dodatek (stypendium) za publikacje,
ew. jednorazowa premia wyplacana tym ktorzy publikuja na liscie filadelfijskiej. Im lepsze pismo
(wiecej punktow KBN, z uwzglednieniem uprawianej dziedziny) tym wiekszy dodatek. Dodatek za publikacje
do podzialu wsrod wspolautorow z danej jednostki. W ten sposob unikniemy dodatku za dopisywanie sie.
Jesli jest jeden autor z danej jednostki a pozostali zagraniczni to cala pule zgarnia autor miejscowy.
Mozna ograniczyc sie do 5 pierwszych autorow. Dla humanistow publikujacych w kraju mozna wybrac inne niezbyt
wygorowane kryterium. Po jakims czasie wymagania bedzie mozna zwiekszyc. Zamiast gratyfikacji finansowych
dopuszczam mozliwosc zmiejszenia obciazen dydaktycznych.

9. Ogolnie nalezy premiowac za wszystko co stanowi o renomie danej osoby i jednostki, a wiec: wyklady
plenarne na konferencjach zagranicznych (nie sam udzial a udokumentowane wyklady "main speaker"). Premiowac
powinno sie tez za bycie czlonkiem redakcji dobrego pisma (lista filadelfijska?) wydawanego poza granicami kraju.
Takich osob nie ma zbyt wiele w Polsce.

10. Stanowczy zakaz wliczania opieki nad pracami dyplomowymi do pensum. Czesto jest tak, ze promotor ma
seminarium dyplomowe dla swoich studentow i jednoczesnie pobiera dodatkowe wynagrodzenie za opieke nad
tymi pracami. Jest wiec wynagradzany dwa razy za to samo. A nawet trzy -- gdy godziny przewidziane na opieke
wlicza sobie do pensum.

11. Wzmocnic odpowiedzialnosc personalna za niezrealizowane zobowiazania. Ograniczyc wielkosc rad wydzialow
do powiedzmy 50 osob. Samodzielni pracownicy tez powinni byc wybieralni. Duze rady sa nieefektywne. A na
posiedzeniach ledwo mozna zebrac quorum.

12. Zwiekszyc odpowiedzialnosc za realizacje programow poszczegolnych kursow. Co innego jest w programie kursu
a co innego jest realizowane. Brak korelacji miedzy kursami. Znam przypadki na duzych uczelniach gdy kurs konczy
sie zaliczeniem/egzaminem w pierwszych dniach maja by bez potrzeby nie przemeczac studentow ciezka sesja. Miedzy
egzaminem podstawowym a poprawkowym jest z reguly tylko 7 dni.

Jan pisze...

Podobaja mi sie propozycje Aleksandra. Mozna dopracowywac szczegoly, czasem wolalbym nieco inne rozwiazania, ale to szczegoly. Mam wrazenie, ze przy obecnej degrengoladzie, (w niektorych dziedzinach), to naprawde wlasciciel (de facto -Minister) musi zazadac spelnienia jakichs elementarnych wymogow (a o takich pisze Aleksander). Trzeba NAJPIERW nieco posprzatac, a wtedy mozna zastanowic sie - co dalej. Na razie totalne rozprzezenie zaciemnia ocene.