czwartek, 23 kwietnia 2009

Szkolnictwo wyzsze. Wyzwania XXI wieku

Szanowni Panstwo, jest mi przyjemnie poinformowac, ze na rynku ksiegarskim pojawila ksiazka autorstwa Jerzego K. Thieme "Szkolnictwo wyzsze. Wyzwania XXI wieku. Polska, Europa, USA". Ksiazka ukazala sie nakladem Wydawnictwa Difin.

"Bezposrednim impulsem do napisania tej ksiazki było moje zdumienie, gdy jako swiezo upieczony prorektor w 2005 r. szukalem w Glownej Ksiegarni Naukowej im. B. Prusa przy Krakowskim Przedmiesciu w Warszawie ksiazki o reformowaniu lub o zarzadzaniu szkolami wyzszymi i nie znalazlem tam ani jednej pozycji na ten temat. (...) Wynikiem moich niemal trzyletnich studiow jest ta ksiazka."
Jerzy K. Thieme

"To znakomita ksiazka dla wszystkich, ktorym na sercu lezy dobro polskiego szkolnictwa wyzszego. To rownież pierwsze tak kompletne zrodlo zawierajace opisy systemow ksztalcenia na poziomie wyzszym w Polsce, Europie i Stanach Zjednoczonych, a takze omawiajace koniecznosc i drogi naprawy szkolnictwa wyzszego w Polsce."
prof. dr hab. inz. Andrzej Jajszczyk

Pragne polecic Panstwu szczegolowe zapoznanie sie z trescia ksiazki i bardzo goraco zachecam Panstwa do podzielenia sie swoimi uwagami z Czytelnikami FIAP-u.

Uwaga uzupelniajaca: Zachecam Wszystkich Panstwa do samodzielnego umieszczania komentarzy w otworzonym watku. Jednak w przypadku wystapienia klopotow technicznych (np. z powodu uzywania nietypowej przegladarki internetowej lub nietypowej wersji systemu operacyjnego) mozna takze zamiescic komentarz przesylajac jego tresc na nastepujacy adres e-mailowy: zbigniew.academicus@gmail.com (na adres ten mozna takze kierowac dodatkowe prosby, zapytania itp.).

50 comments:

Zdzislaw M Szulc pisze...

Jak dla mnie, ksiazka ta jest, po pierwsze, zarowno wybiorczym zwierciadlem, jaki i lupa, do pokazania funkcji, roli oraz osiagniec wspolczesnie isteniejacych roznych uniwersytetow, dzialajacych w odmiennych systemach zarzadzania nimi, a takze interesujacym bankiem danych do wyboru. I tu, kazdy moze sie na czyms innym skupic i analizowac dane zagadnienie i jego przydatnosc/powiazanie z sytuacja w Polsce. Ja sie skupilem na przeprowadzeniu analizy przydatnosci 3 elementow dotyczacych sposobu poprawy jakosci zycia akademickiego, a mianowicie, nowego ladu akademickiego (z ang. university governance), na taki, aby zadania, cele do osiagniecia oraz wlasciwie stymulowana dzialnosc szkoly wyzszej toczyly sie w warunkach konkurencyjnych,i to takich, ktore wymuszaja wysoka jakosc i skutecznosc procesu ksztacenia.

Po drugie, ksiazka ta pokazuje mimochodem, jak w przeciagu juz ponad roku, tj.od momentu poddania pod ogolnospoleczna debate zarysu/programu reform odnosnie systemu szkolnictw wyzszego i nauki w Polsce przez Minister NiSzW, prof. B. Kudrycka i toczacych sie w zwiazku z tym w Kraju debat (np.III KO),konferencji oraz konsultacji spolecznych, zmienia sie stan swiadomosci i aktywnosc srodowiska akademickiego, w porownaniu z tym, co i jak czyni sam Resort... do tej pory-i podsuwa ona argumenty do zastanowienia sie, dlaczego sa takie, a nie inne efekty tych wszystkich prac..?

Docelowo zagadnienie reform systemowych w szkolnictwie jest trudne, jest to zadanie na duza skale i dlugofalowe, wiec dobry podrecznik w tym temacie sie Nam wszystkim przyda!

Zawsze na koncu zalozonych/wybranych propozycji zmian/reform systemowych nalezy dopracowac szczegoly, finalne nowe rozwiazania oraz wprowadzic/nauczyc sie systemow/metod ich monitorowania i kontroli. Autor o tym mowi i wskazuje, ktore elementy systemu szkolnictwa sa tu wazne,aby osiagna zamierzony cel, system byl sprawny i przejrzysty, ktore elementy/metody nalezy zmienic/zmodyfikowac, jak je wprowadzic/w jaki sposob, i z czyja pomoca i rada!?

Obszerne dzielo lecz swietnie skomponowane...Wciaz czytam.

Malgorzata pisze...

Dzisiaj po poludniu kurier dostarczyl mi ekspresowo ksiazke z warszawskiej ksiegarni internetowej - poza stolica bedzie dostepna na polkach dopiero z koncem przyszlego tygodnia. Na glebsza refleksje i wiecej komentarzy przyjdzie czas pozniej, w miare postepowania lektury.

Na poczatek wazna deklaracja Autora:
chciałbym uprzedzić, że świadomie koncentruję się na polityce edukacyjnej państwa i funkcji edukacyjnej uczelni, pozostawiając politykę badawczą państwa i funkcję badawczą uczelni innym analizom i innym autorom.W dotychczas toczacych sie dyskusjach o polskich uczelniach koncentrowano sie glownie na problemach badan naukowych, o problemach jakosci wyksztalcenia rzadko napominajac. Jesienia 2008r. (mam nadzieje, ze bezpowrotnie) lansowano teze, ze wzrost jakosci wyksztalcenia mozna osiagnac poprzez znaczace dofinansowanie badan naukowych; ma to spowodowac podniesienie poziomu kadry, a w konsekwencji prowadzonej przez nia dydaktyki.

Studenci chyba jednak widza te sprawy inaczej. Na stronie PSRP mozna zapoznac sie ze 'studenckim' wyborem cytatow.

Jakie jest remedium, skoro jakość wyższego wykształcenia należy do kilku spraw najwyższej wagi, które będą rozstrzygać o przyszłości Polski w następnych dziesięcioleciach?

Zbigniew Mitura pisze...

Ksiazka J.K.Thieme stanowi m.in. zbior niezliczonej liczby faktow, porownan itp. Warto przytoczyc tutaj nastepujace dane zaczerpniete z ksiazki (ze strony 240).

porownanie liczby stron czterech ustaw regulujacych zasady zycia akademickiego w Polsce

Ustawa "o szkolach akademickich"
13.07.1920 liczba stron: 17

Ustawa "o szkolach akademickich"
15.03.1933 liczba stron: 14

Ustawa "o szkolnictwie wyzszym"
12.09.1990 liczba stron: 54

Ustawa "prawo o szkolnicwie wyzszym"
27.07.2005 liczna stron: 131

Oczywiscie nie trudno zauwazyc, ze zyjemy obecnie "totalnie przygnieceni papierami". Ale zdaje sie nie jest to wylacznie nasz rodzimy "wynalazek". Warto bowiem przytoczyc nieco wczesniejszy fragment ksiazki (ze strony 157).

"Glownym powodem sukcesu amerykanskich szkol wyzszych jest ich organizacja i brak nadzoru panstwowego (...). W Ameryce rzad federalny nie ingeruje w zarzadzanie uczelniami, podczas gdy w wiekszosci innych krajow szkoly wyzsze sa nadzorowane przez odpowiednie departamenty rzadowe. W niektorych krajach (Francja, Niemcy) kadra akademicka stanowi wrecz czesc sluzby cywilnej."

Nasuwa sie nastepujacy wniosek: Nie czynmy winnymi za "wszystko co niedobre" starszej polskiej kadry akademickiej, ale po prostu sprobujmy przeskoczyc do nowoczesnosci, zanim zrobi to przed nami zdecydowana wiekszosc panstw europejskich...

Malgorzata pisze...

W zeszlym tygodniu odbyla sie w Lowanium kolejna konferencja ministerialna procesu bolonskiego, o ktorego szybsze i zgodne z duchem inicjatywy wdrozenie (w polskim system szkolnictwa wyzszego) apeluje w swojej ksiazce JK Thieme.

Pozwole sobie skomentowac tylko kwestie zwiazane z pracami nad Krajowa Ramowa Struktura Kwalifikacji (KASK/KRSK?). Z oficjalnym stanem prac mozna zapoznac sie w dokumencie Synthesis of the replies received from national QF correspondents. Polecam lekture stron 50,78 i 95; informacje przeslane przez Ewe Chmielecka, przewodniczaca polskiej grupy roboczej KRSK (info str. 6). Tymczasem PSRP apeluje o pilne nadanie priorytetu pracom nad KRSK (Co się dzieje z Krajową Ramą Kwalifikacji?).

JK Thieme (str. 270), powolujac sie na Ewe Chmielecka (material z Seminarium „Europejski Obszar Szkolnictwa Wyższego a proces reform w polskim szkolnictwie wyższym”, Poznań 22 stycznia 2008) napisal
Wszelkie wprowadzane w ostatnich latach standardy są zresztą tymczasowe, ponieważ trzeba będzie je radykalnie przebudować w związku z koniecznością ich dostosowania do Krajowej Ramowej Struktury Kwalifikacji, która powinna powstać do 2010 r.Nasuwa sie kilka elementarnych pytan:
(i) Czy srodowisko zdaje sobie sprawe z tymczasowosci obecnych programow studiow dwustopniowych?;
(ii) Czy PKA opracowujac nowe standardy akredytacji bierze w ogole pod uwage KRSK?;
(iii) Jak Polska ma zamiar zdazyc przed rokiem akademickim 2009/2010?;
(iv) prawie cale srodowisko narzeka na sztywne godziny/tresci programowe wprowadzone przez standardy w 2007r. Dlaczego wiec nie postuluje przyspieszenia prac nad KRSK i nie domaga sie pelnej informacji na ten temat?

Tymczasem grupa robocza planuje na wrzesniowym spotkaniu roboczym przedyskutowac powstanie strony www poswieconej KRSK... Poki co polecam strone The National Qualifications Framework (NQF)

Zbigniew Mitura pisze...

Szanowni Panstwo, zmieszczam ponizej tekst przeslany przez Pana Jerzego Thieme do zamieszczenia na stronach Forum Integracyjnego Academicus Poloniae. Tekst ten laczy sie z trescia ksiazki omawianej w obecnym watku. Dokladniej, ksiazke Jerzego Thieme mozna podzielic na dwie rozne tematycznie czesci, tj. opis systemow szkolnictwa wyzszego oraz propozycje reformowania szkolnictwa wyzszego w Polsce. Tekst ponizej mozna traktowac jako bardzo skrotowe ujecie tego drugiego tematu. Zbigniew Mitura

OCZEKIWANA KOLEJNOSC REFORMOWANIA
1.Wizja kraju,
2.Wizja Szkol. Wyz. (S.W.),
3.Polityka edukacyjna S.W.,
4.Cele,
5.Nowy model,
6.Reforma.
Niestety po raz kolejny zaczyna sie i konczy sie jedynie na czastkowych reformach pomijając pierwsze piec punktow.
O POLITYCE EDUKACYJNEJ
Fundamentalna kwestia polityki edukacyjnej jest to, że kazdy rzad ma następujący wybor w dziedzinie edukacji:
- moze zdecydowac sie na egalitarne finansowanie szkolnictwa wyzszego, a więc zminimalizować zmiany i w konsekwencji wykluczyc sie z globalnej konkurencji,
- moze tez zdecydowac sie na zroznicowanie i konkurencje oraz miec nadzieje, ze w rezultacie, z biegiem czasu, wyksztalcą sie instytucje o globalnym statusie.
Aby zrealizowac wizje otwartego na swiat, wysokiej jakosci szkolnictwa wyzszego, potrzebny jest drugi rodzaj polityki edukacyjnej, a więc zroznicowanie i konkurencja prowadzace do uksztaltowania sie centrow doskonalosci.
PIEC OCZEKIWANYCH PRIORYTETOW POLITYKI EDUKACYJNEJ:
1. Zroznicowanie i konkurencja
Na wszechobecnosc konkurencji i wynikajace stad zroznicowanie nie tylko trzeba pozwolic, ale wrecz trzeba nawet ja wymuszac. Zroznicowanie nie jest sprzeczne z rownym dostepem, jesli przez rowny dostep rozumiec bedziemy mozliwosc zdobycia dyplomu wyzszego wyksztalcenia, a nie odbycie podobnych studiow w podobnej uczelni. Polityka edukacyjna musi zaadaptowac znane na swiecie rozwiazania dotyczace finansowania i zarządzania uniwersytetami w oparciu o konkurencje. Wyzsze wyksztalcenie w skali calego kraju powinno być zarowno masowe, jak i elitarne.
2.Umiędzynarodowienie
Wymusza konkurencje i poprawia jakosc wyksztalcenia. Ta poprawa ma miejsce, miedzy innymi, dzieki obecnosci zagranicznych studentow i profesorow, udzialowi zagranicznych naukowcow w jury konkursow na granty, w ocenie prac doktorskich, w ocenie dorobku naukowego przesadzającej o nadaniu tytulu profesora.
3.Pogodzenie aspektu kulturowego i uslugowego wyzszego wyksztalcenia
Polsce potrzebne jest zarowno ksztalcenie elit dla panstwa i spoleczenstwa (wartosci kulturowe wyksztalcenia), jak i ksztalcenie specjalistow dla rozwoju ekonomicznego panstwowego i prywatnego sektora (wartosci uslugowe wyksztalcenia). Trzeba zdecydowac, jakie wyksztalcenie powinno byc traktowane jako dobro publiczne, a jakie jako dobro prywatne.
4.Odpowiedzialnosc panstwa za jakosc wyzszego wyksztalcenia
W obecnych warunkach trzeba rozwazyc powolanie, byc moze na okres przejsciowy, specjalistycznej agendy rzadowej ds. kontroli jakosci wyzszego wyksztalcenia. Jestem swiadom tego, ze proponuje tu, jako odstepstwo od ogolnego kierunku, wycinkowe dzialanie w kierunku zwiekszenia regulacji, a nie jego zmniejszenia. Eksperci mogliby jako potencjalny wzorzec dla takiej instytucji przyjac niektore zasady i cele działania Komisji Papierów Wartosciowych. Trzeba, aby dyplom polskiej uczelni, a nie dyplom państwowy, stal się „papierem wartosciowym”.
5.Poprawa sytuacji finansowej uczelni
Potrzeba zwiekszenia finansowania szkolnictwa wyzszego jest oczywista. Jednym ze sposobow zwiekszenia tego finansowania powinno być wprowadzenie odplatności za studia, ktora jednoczesnie poprawia szanse rownego dostepu do wyzszego wyksztalcenia i umozliwia rożnicowanie jego jakosci na zasadach konkurencji.

Maj, 2009-05-06 Przesyla Jerzy Thieme

Malgorzata pisze...

W najblizszym czasie minister Boni ma przedstawic kluczowy dokument - strategie rozwoju kraju do 2030r. Pozostaje wyrazic nadzieje, ze szkolnictwo wyzsze znajdzie w nim swoje wlasciwe miejsce skoro zespol ministra Boniego latem 2008r. opublikowal raport Kapital Intelektualny Polski.
Tym samym punkt pierwszy propozycji JK Thieme dotyczacych strategii reformowania szkolnictwa wyzszego zostanie spelniony. Czas na kolejne!!!

Anonimowy pisze...

Bardzo ważna książka, z którą powinni zaznajomić się wszyscy zainteresowani reformą szkolnictwa wyższego!

Wiele ciekawych danych, faktów, zestawień oraz propozycji na przyszłość.

Mnie najbardziej zafrapowała trafność podziału systemów organizacji szkolnictwa ze względu na dominację
a) państwa (np. Rosja)
b) rynku (np. USA)
c) 'oligarchii naukowców' (tradycyjny system niemiecki, obecnie Polska).

Podzielając taką ocenę sytuacji w dyskusji z kolegami z Instytutu doszliśmy do prostej reflekcji:

'Oligarchia naukowcow'- a zatem (także) my - profesorowie belwederscy, którzy sami najlepiej wiedzą, co maja robić i bardzo nie lubią, jeżeli ktokolwiek próbuje ich krytykować lub nawet oceniać ich prace...

Karol Życzkowski

Zbigniew Mitura pisze...

Bardzo istotny komentarz profesora Karola Zyczkowskiego! Komentarz ten jest cennny, gdyz sugeruje koniecznosc przewartosciowania dotychczasowych
wzorcow funkcjonujacych w Polsce i jednoczesnie sugeruje, ze ksiazka Thieme moze byc dobrym punktem wyjscia do szerszej dyskusji.

W moim przekonaniu, dotychczasowe proby reform (lacznie z ta obecna) to proby dopasowania istniejacych wczesniej schematow do nowego systemu politycznego, przy zastosowaniu "srodkow zdroworozsadkowych". Wszystkie te proby, jak na razie, sa nieudane,
pomimo tego, ze w wielu przypadkach zastosowano dosc duze zmiany prawne. Np. wprowadzono system rozdzialu pieniedzy poprzez recenzowane granty (wczesniej funkcjonowaly specjalne programy badawcze, do ktorych mozna bylo sie przylaczac po uzyskaniu akceptacji koordynatorow), wprowadzono konkursy na stanowiska akademickie, stworzono specjalne fundusze do zachecenia badaczy do mobilnosci, itd. Ale wszystkie te podjete srodki okazaly sie w praktyce tylko pociagnieciami kosmetycznymi, gdyz w miedzyczasie nie ulegl zmianie wzorzec, jaki zakorzeniony jest w swiadomosci srodowiska. W efekcie nie ma wiekszych sprzeciwow spolecznych, gdy w praktyce nastepuje silne "naginanie" przepisow administracyjnych do rzeczywistosci. Mowiac inaczej,
tylko zmiany w mentalnosci moga stac sie zmianami realnymi, natomiast zmiany formalne zawsze mozna "obejsc".

Jednoczesnie wyraznie juz widac, ze z obecnym wzorcem Polacy nie sa w stanie stac sie konkurencyjni na skale swiatowe. Konieczne jest wiec bardzo gleboka analiza calego
schematu funkcjonowania polskiego srodowiska akademickiego. Gdyby ksiazka J. Thieme zapoczatkowala szersza dyskusje nad celami szkolnictwa wyzszego oraz nad celami uprawiania zaawansowanej nauki w Polace, to bylby to juz duzy sukces autora ksiazki.

Malgorzata pisze...

ZM napisal:
Gdyby ksiazka J. Thieme zapoczatkowala szersza dyskusje nad celami szkolnictwa wyzszego oraz nad celami uprawiania zaawansowanej nauki w Polace, to bylby to juz duzy sukces autora ksiazki.Osobiscie uwazam, ze olbrzymim sukcesem ksiazki bylo by rozpoczecie dyskusji o polityce edukacyjnej panstwa, a takze o ladzie akademickim. Dotychczas wszystkie dyskusje majace w tytule szkolnictwo wyzsze de facto sprowadzaly sie do dyskusji o karierze kadry uczelnianej i finansowaniu badan naukowych.

JK Thieme wyraznie napisal we wstepie (str. 10):
chciałbym uprzedzić, że świadomie koncentruję się na polityce edukacyjnej państwa i funkcji edukacyjnej uczelni, pozostawiając politykę badawczą państwa i funkcję badawczą uczelni innym analizom i innym autorom.Nie rozpoczynajmy wiec kolejnej dyskusji o nauce polskiej pod szyldem dyskusji o szkolnictwie wyszszym. Podobnie nie tworzmy z kadry centrum dyskusji - uczelnie nie powstaly po to, by ich pracownicy mieli pensje i realizowali swoje ambicje naukowe.

Sadze, ze mamy coraz wieksza swiadomosc, ze obecnie dzialalnosc uczelni panstwowych jest w duzym stopniu podporzadkowana interesom zatrudnionej w niej kadry - w tym sensie korporacja 'zawlaszczyla' swoje miejsce pracy pod haslem 'demokracji akademickiej'. Czas to odwrocic. Uczelnie publiczne maja sluzyc realizacji celow zgodnych z wizja rozwoju kraju i strategii dla sektora akademickiego i o tym jest m.in. ksiazka JK Thieme. Czas by to dotarlo do swiadomosci oligarchii uczelnianej. Jezeli uda sie tak przeorientowac dyskusje pod wplywem lektury ksiazki, to bedzie juz jej pierwszy ogromny sukces. Stad juz pierwszy krok do zdefiniowania ladu akademickiego...

Zbigniew Mitura pisze...

Malgorzata napisala:

"Osobiscie uwazam, ze olbrzymim sukcesem ksiazki byloby rozpoczecie dyskusji o polityce edukacyjnej panstwa, a takze o ladzie akademickim."

Dokladnie tak! W pelni sie zgadzam.

Anonimowy pisze...

Na wstepie zaznaczam, ze ksiazki nie czytalem i wypowiadam sie wylacznie w oparciu o toczaca sie tutaj dyskusje.

Wg mnie autor zaweza problematyka. Potencjal intelektualny danego kraju ocenia sie bowiem czesto na podstawie 'wyprodukowanych' noblistow. A wyglada na to, ze ksiazka nie tylko nie stanowi drogowskazu jak nagrode Nobla zdobyc, ale nawet jak wyksztalcic przyszlego nobliste.

Henry

Tadeusz Wroblewski pisze...

Tez musze ja dokladnie przeczytac, przejrzalem tylko pobieznie w ciagu ostatniej godziny - Malgorzata wielkie dzieki, poczta Merlina trwaloby to duzo dluzej.

Widze ze to wybitnie skrupulatne opracowanie i wlasnie takich nam trzeba tymbardziej ze przytaczaja bezstronniczo fakty. Moze i jest czesciowo wybiorcza, tak jak to sugerowal Zdzislaw, ale jak inaczej wysublimowac isotne konkretry?

Nawiazujac do wypowiedzi poprzednika (Henry) to kluczy do zmian sugerowanych bylo juz duzo, takze na tym forum. Wiele z nich dosyc konkretnych, i te na ogol wzbudzaja zdecydowany sprzeciw czesci srodowiska (skupionej glownie wokol KRASPu i PANu) petryfikujacej obecny, korzystny dla siebie system nauki i szkolnictwa, nie baczac na spoleczne konsekwencje tej petryfikacji.

Historia pokazala juz ze przytaczane w polemice konkrety sa albo pomijane milczeniem albo bagatelizowane i w efekcie nigdy nie ujmowane we wnioskach wlaczajac w to oficjalne propozycje zmian.

W tej chwli te konkrety zostaly zapisane czarno na bialym (i tu wielki uklon w strone autora) a zatem mamy dobre zrodlo do ktorego mozna sie odwolywac duzo sprawniej niz dotychczas.

Podoba mi sie ze ksiazka patrzy w sposob bardzo klarowny w przyszlosc i o takie spojrzenie lacznie z sugestia jej przeczytania warto chyba do obecnych decydentow zaapelowac.

Zbigniew Mitura pisze...

Pelne zapoznanie sie ksiazka Jerzego Thieme jest czynnoscia dlugotrwala i wymagajaca dodatkowych przemyslen. Dlatego w niniejszym komentarzu pragne zachecic Panstwa do wysluchania utworu muzycznego "Komu wiecej, komu mniej" wykonywanego przez Izabele Trojanowska. Utwor ten w dosc niebanalny sposob przekazuja nam stara prawde, ze ludzie przychodza na swiat z czesciowo zdefniowanymi rolami. Warto zastanowic sie tutaj, czy szkolnictwo wyzsze powinno ten wstepny podzial rol raczej utrwalac, czy przeciwnie, byc obszarem, w ktorym nastepuja szczegolnie duze przetasowania. W znaczacym stopniu jest to uzaleznione od sposobu finansowania szkolnictwa wyzszego oraz systemu stypendiow i kredytow.

marc pisze...

Książki nie kupiłem, bo dla mnie jest za droga.

Zaintrygowała mnie wypowiedź TW ("Podoba mi sie ze ksiazka patrzy w sposob bardzo klarowny w przyszlosc (...)"). Czy chodzi o to, że książka wskazuje kierunki zmian, w których będzie szedł system amerykański?

Łatwo zorientować się, nawet śledząc tylko publikacje wolnodostępne w internecie, że system 'amerykański' (edukacji) jest obecnie na granicy poważnego kryzysu spowodowanego nadprodukcją absolwentów (w tym, a może zwłaszcza, doktorów). Stanowi to bardzo silną przesłankę do zahamowania masowego kształcenia w uczelniach państwowych w Polsce, bo jeśli niezwykle elastyczny rynek amerykański natrafił na barierę, to nie ma szans na to, aby na naszym było dobrze (w tym sensie, że od kilku lat u nas jest fatalnie a teraz już nie ma co liczyć na jakąkolwiek poprawę w przyszłości).

Z drugiej strony, Polska ma okazję do wyprzedzenia nadchodzących reform amerykańskich i nadrobienia niektórych strat do lidera najmniejszym kosztem.

Czy taki wniosek wysnuł Thieme?

Malgorzata pisze...

@ZM @marc
Kilka uwag dotyczacych ksiazki. Zgoda, ze nie jest to pozycja tania - powinna kosztowac polowe. Mozna ja jednak zapewne pozyczyc np na uczelni. Przykladowo w Krakowie po jednym egzemplarzu zakupily UJ i Akademia Pedagogiczna.

Co do uwagi ZM:
Pelne zapoznanie sie ksiazka Jerzego Thieme jest czynnoscia dlugotrwala i wymagajaca dodatkowych przemyslen.Nie do konca sie zgodze. Czesc dotyczaca spraw mi mniej znanych (Europa, USA) doslownie 'polknelam'. Na pewno ksiazka przynosi tak wiele informacji, ze mozna do niej wielokrotnie wracac i spogladac na wiele spraw pod roznym katem - zwlaszcza w czesci dotyczacej reform polskiego szkolnictwa wyzszego.
Sluchanie muzyki bardziej jest potrzebne na rozladowanie stresu, ale to juz nie jest temat na ten watek...

marc: Polska ma okazję do wyprzedzenia nadchodzących reform amerykańskich i nadrobienia niektórych strat do lidera najmniejszym kosztem.

Czy taki wniosek wysnuł Thieme?
Odpowiedz brzmi NIE. Jednak trudno dyskutowac co autor powiedzial lub mial na mysli z kims kto ksiazki nie przeczytal - nie chciala bym podawac wlasnych interpretacji, ktore zreszta moga z czasem ewoluowac...

Ksiazka stawia wiele pytan, ale niekoniecznie przynosi odpowiedzi, bo nikt w seicie nie zna prostych recept....

Tadeusz Wroblewski pisze...

@marc
Zaintrygowała mnie wypowiedź TW ("Podoba mi sie ze ksiazka patrzy w sposob bardzo klarowny w przyszlosc (...)"). Czy chodzi o to, że książka wskazuje kierunki zmian, w których będzie szedł system amerykański?


Nie. Ewolucja nauki i szkolnictwa nie podlega tak dynamicznym zmianom jak gospodarka, ale pewne analogie istnieja. Kazdy zgodzi sie z tym ze korzystne sa etapy ekspansji, a caly swiat walczy teraz z recesja. Tyle ze nauka i edukacja w Polsce nie przeszly ciagle transformacji i nie przyjely ZADNYCH elementow gospodarki rynkowej, ktora funkcjonuje w systemie amerykanskim. Nie podjalem tego watku w poprzedniej wypowiedzi, ale zasygnalizowalem go w jednej z prywatnych korespondencji FIAP. System amerykanski nie jest idealny i znajac go z autopsji od 12 lat bylbym pewnie w stanie wytknac mu jeszcze wiecej mankamentow niz zaznacza to opracowanie, tymniemniej w zwiazku z tym ze jest rynkowy ma w porownaniu do systemu polskiego duzo wiekszy potencjal do reform.
Moim zdaniem Polska powinna slepo zaadoptowac zasady anglosaskie, a dopiero po ich wprowadzeniu modulowac je uczac sie z bledow poprzednikow. Na dzien dzisiejszy taka adaptacja bylaby bardzo korzystna. Kredyty hipoteczne znakomicie napedzily w ciagu ostatnich lat polska gospodarke i w zwiazku z tym ze byly w naszym kraju udzielane rozsadnie nie doprowadza do recesji, jak to ma miejsce Stanach. Obawiam sie tylko, ze przeciwnicy zmian w Polsce zaneguja gospodarke rynkowa bo ta prowadzi do recesji. Tak ale i do sukcesji i to jedyny stabilny system ekonomiczny.

Malgorzata pisze...

Dyskutantom, zwracam uwage na kolejny glos na temat reform szkolnictwa wyzszego - zwlaszcza w kontekscie ksiazki JK Thieme.
Tadeusz Pomianek Czy jakość jest możliwa bez konkurencji?

Zbigniew Mitura pisze...

do Tadeusza Wroblewskiego
do Zdzislawa Szulca

W komentarzach TW mamy takie zdanie "Moim zdaniem Polska powinna slepo zaadoptowac zasady anglosaskie, a dopiero po ich wprowadzeniu modulowac je uczac sie z bledow poprzednikow." Nieco w podobnym duchu (choc lagodniej wypowiada sie ZS: "Wpierw nalezy miec wlasciwy lad akademicki w uzyciu (university governance), jawne, mierzalne rezultaty badan...." .

Czyli mamy tutaj zdecydowana zachete do nasladowania systemu amerykanskiego. Moim zdaniem: tak, ale tylko czesciowo. Otoz, do Polski musimy przeniesc koncepcje konurencyjnosci oraz urynkowiena, natomiast co do przenoszenia konkretnych szablonow to trzeba byc juz bardzo ostroznym.

Przede wszystkim nalezy okreslic pojecie "rynku" dla srodowiska akademickiego. Moim zdaniem wszystkie dotychczasowe proby reform konczyly sie zawsze niepowodzeniem, gdyz wlasnie tego elementu brakowalo. W efekcie, jak to wyjatko celnie napisala powyzej Malgorzata, wszystko konczylo sie zawsze na rozwazaniach o modelu kariery akademickiej i o pozyskiwaniu funduszy na badania. Natomiast wlasciwie w ciagu 20 lat nigdy nie bylo rzetelnej dyskusji o tym jakie "produkty" powinno generowac polskie srodowisko akademickie i dla kogo.

A prawda niestety jest bolesna, w tym sensie, ze potenjalna spoleczna uzytecznosc srodowiska akademickiego w Polsce jest znacznie nizsza niz w USA.

mozliwe cele dla srodowiska akademickiego w USA: (1) ksztalcenie specjalistow dla gospodarki,(2) ksztalcenie wlasnej kadry akademickiej, (3) wykonywanie badan naukowych na potrzeby gospodarki, (4) ksztalcenie
studentow zagranicznych

mozliwe cele dla srodowiska akademickiego w Polsce:(1) ksztalcenie specjalistow dla gospodarki,(2) ksztalcenie kadry akademickiej

Czyli jak widac z tego zestawienia w Polsce brakuje dwoch bardzo waznych punktow. Mowiac wprost i szczerze: polskiej gospodarce NIE SA obecnie potrzebne badania naukowe wykonywane w Polsce! Dalej, praktycznie nie przyjezdzaja tez do nas studenci zagraniczni.

Te roznice staja sie w szczegolnie drastyczny sposob widoczne na poziomie wykonywania prac doktorskich. Tzn. swiezo upieczony doktor praktycznie nie ma co
ze soba zrobic, jesli nie znajdzie zatrudnienia w miejscu, w ktorym robil doktorat (oczywiscie przy zalozeniu, ze nie traktuje swojego doktoratu wylacznie jako swoistej ozdoby w zyciorysie). No i pojawia sie jako nastepstwo drugi problem: na dzien dzisiejszy Polska nie jest w stanie efektywnie wchlonac Polakow, ktorzy uzyskali doktoraty w innych krajach. Problemu tego nie rozwiaze tez skutecznie lokalna mobilnosc (tj. wymiana absolwentow miedzy uczelniami).

Podsumowujac, w Polsce jest bardzo "plytki rynek" na badania naukowe i jest stosunkowo niewielkie rzeczywiste zapotrzebowanie na osoby z
tytulem dr. W tym kontekscie mozna powiedziec, ze instytuty PAN-wskie
generuja potezny "nawis inflacyjny"(to taki termin, ktory zrobil kariere w czasach PRL-u) i tu tkwi jeden z najwazniejszych problemow. W kazdym razie szablonow amerykanskich
w zaden sposob nie da sie skopiowac wprost. Natomiast niewatpliwie byloby dobrze zaczac "robic porzadki" od krytycznego spojrzenia na szkolnictwo wywsze patrzac na nie z pozycji zapotrzebowania gospodarki i...studenta. I tutaj jak najbardziej warto byloby skopiowiac do Polski amerykanskie rozumienie konkurencyjnosci i urynkowienia.

Zdzislaw M Szulc pisze...

Ponizsze moje dwa komentarze (A) i (B) odnosza sie do sygnalizowanej w mediach ostanio sprawy dofinansowania szkolnictwa niepublicznego z budzetu panstwa…oraz dyskusji o konkurencyjnosci?

(A)
Aby wlasciwie porownac i ocenic nienowa juz przeciez propozycje wprowadzenia (lub prowadzaca do) calkowitej odplatnosci za studia w Polsce jako uniwersalnego remedium na wszystkie bolczki tego sektora edukacji (czytaj: uwierzyc tu wypada nam, ze od razu pojawi sie prawdziwa konkurencyjnosc na rynku edukacyjnym i poprawi sie jakosci ksztalcenia w Polsce w rezultacie wprowadzenia dofinansowania do dzialnosci szkol niepublicznych z panstwowej kasy?), nalezy doslownie zacytowac ujecie tej “nowej “ sprawy, wraz z chytrym jej uzasadnieniem, podanym w artykule pana Tadeusza Pomianka (z portalu Polska XXIw)...

A oto i ona : “Kluczem do sukcesu naszego kraju jest wprowadzenie do sfery nauki i szkolnictwa wyższego zasad uczciwej konkurencji. Co zatem proponujemy, skoro nie ma jeszcze społecznego przyzwolenia na płatne studia? Postulujemy pilne wprowadzenie dofinansowania studiów stacjonarnych w wyższych szkołach niepublicznych".

Prosze zauwazyc, ze w 1-szym zdaniu jest zwrot sugerujacy na istnienie nierownych szans na rynku edukacyjnym w Polsce oraz na niewalasciwe ujecie/traktowanie tego sektora edukacji przez panstwo: kluczowe jest…"wprowadzenie zasad uczciwej konkurencji" . Ale kto, lub ilu jest tu winnych, ze jest taka, a nie inna sytuacja/poziom konkurencji/doplat w kazym sektorze/pomiedzy nimi? W drugim zdaniu podana jest mocna sugestia, ze odplatne szkolnictwo wyzsze jest uniwersalnym gwarantem “uczciwej konkurencji” na rynku edukacyjnym i (nie wiadomo dlaczego?) spoleczenstwo jest temu przeciwne? A ma ono na biezaco pozytywne tu juz doswiadczenia i pewnosc, ze tak nalezy juz zrobic i bedze dalej tylko…swietnie? A w 3-cim zdaniu, juz od razu, bez uzasadnienia, mamy wolanie o natychmiastowa pomoc finansowa z budzetu panstwa?

Co w/w zwroty oznaczaja/na co moga wskazywac w Polsce, w tej konkretnej sprawie? Na stopien i skale zrozumienia zagadnienia jak powinno funkcjonowac szkolnictwo wyzsze w danym panstwie w XXI w. Co wiecej, mozna tu zadac sobie inne pytanie: czy w takim porzadku postawienie tych spraw moglo miec kiedykolwiek miejsce w UK, Niemczech, Finlandii lub USA, tam gdzie konkurencyjnosc szkol oraz jakosc ksztalcenia sa juz na wyzszym poziomie niz w Polsce? Autor artykulu traktuje zagadnienie wybiorczo/lokalnie nie dostrzegajac, ze edukacja za granicami Polski jest, po pierwsze, inaczej zorganizowana, szkoly prywatne i publiczne dzialaja w inny sposob/wg innych zasad oraz sa inaczej oceniane ich rezultaty, z innym systemem monitorowania ich dzialnosci oraz finansowania/zdobywania srodkow na swoja dzialanosc. Artykul ten opisuje wiele niedociagniec w krajowym szkolnictwie, wymienia znane patologie oraz elementy niewydolnosci systemu ksztalcenia, a takze szereg trudnosci w dochodzeniu do wymiernych/oczekiwanych osiagniec. Dlaczego sie one pojawiaja/wciaz sa, to tego Autor nie analizuje, ani nie identyfikuje konkretnych przyczyn tego stanu rzeczy? Przeciez nie po raz pierwszy zostaly one juz zauwazone, pomimo, ze rozne byly ku temu przyczyny oraz sposobnosc w przeszlosci aby nimi sie zajac lacznie i wprowadzic konstruktywne zmiany w czyn? Nie bylo to w ogolnym interesie srodowiska i szkol, oraz nie bylo motywacji do rozpoczecia tego procesu, odgornej inicjatywy Ministerstwa, stalej presji, zainteresowania, dostepu do programow/funduszy ze strony EU/EIB, czy tez proces reform nie stal sie jeszcze stalym elementem strategii i polityki edukacyjnej panstwa, w ktora mozna/nalezy sie teraz latwo wpisac i uzyskac konkretny/pewny profit dla swojej szkoly? Czy naprawde glowna przyczyna stagnacji i malej efektywnosci systemowej szkolnictwa wyzszego moze byc tylko to, ze stanowczo za malo pieniedzy wplywa do kazdego sektora szkolnictwa oraz instytucji naukowych z osobna, z roznych zrodel, we wlasciwych proporcjach i na odpowiednim poziomie? Doprecyzujmy pare tu spraw (patrz czesc B ponizej).

Zdzislaw M Szulc pisze...

(B)
Kto, jak, czego uczy oraz jak pracuje na polskim uniwersytecie publicznym lub prywatnym, w porownaniu do tego jak, i na jakich zasadach zatrudnia sie oraz jest zorganizowana praca naukowo-dydaktyczna oraz jej ocena za granicami Polski oraz jakie to wszysko ma znaczenie w danym panstwie (wpis ZM powyzej) to jest to niebo a ziemia! Niestety. Tam sa od dawna w uzyciu wyprobowane zasady/warunki dzialanosci uniwersytetow takie, aby istniala konkurencyjnosc tych wszystkich jednostek (wolny rynek publicznych/prywatnych szkol) oraz stosowany jest przejrzysty i jawny system oceny dzialnosci i akredytacji. Wtedy panstwo (spoleczenstwo) moze chciec doplacic do danej szkoly/danego kierunku ksztalcenia (patrz ksiazka J.Thieme). Nie odwrotnie !

Wpierw nalezy wprowadzic wlasciwy lad akademicki (university governance), jawne, mierzalne rezultay badan oraz wlasciwie sprawdzac jakosc ksztalcenia oraz jego przydatnosc/potrzebe spoleczna/gospodarcza, a potem dopiero mozna selektywnie i stosownie finansowac ta dzialnosc (z roznych zrodel). Pomimo, ze podobnie nazwane/stosowane metody oceny i kontroli istnieja w Polsce, nie sa one skuteczne/nie sprawdzaja sie/ nie daja wiarygodnych wynikow, a system, jak wskazuja biezace raporty OECD/wskazniki, jest wciaz malo efektywny. Niemniej, siegnac od razu po pieniadze z budzetu, na haslo "jakosc ksztalcenia” …aby byc konkurencyjnym na wlasnym podworku i wydac tylko wiecej dyplomow, jest najlatwiej, a szczegolnie wtedy, gdy ocenia sie rzeczywistosc wg swoich parametrow, oczekiwan lub uznania i to wylacznie pod siebie?

W rankingu szkol wyzszych na swiecie (Webometrics 2009 ) polskie szkoly niepubliczne (tylko ~10) sa umiejscowione od 2474 miejsca …wzwyz do 6000 (z grupy listowanych tam tylko 90 polskich szkol wyzszych). W kazdym normalnie funkcjonujacym panstwie tworzy sie nowe uniwersytety publiczne od zera lub istniejace modyfikuje/laczy/ w wieksze organizacje, gdy uzasadnione potrzeby sie pojawiaja (np UK, Kanada, Hiszpania, Finlandia itp). W Polsce nie zaczeto tego procesu nalezycie (zaraz po1989r.) lub tez wogole. Stworzono natomiast olbrzymia siec szkol prywatnych, zasilana kadra z uczelni publicznych… Pojawiaja sie watpliwosci, kogo, jak oraz w jakim celu sie uczy w takim dwuistnym systemie? Gdzie laduja/jaka prace w kraju/za granica wykonuja absolwenci tych szkol?

Czy Autor artykulu ma w reku dane statystyczne wskazujace niezbicie, ze udzial/wplyw tych szkol oraz ich absolwentow na PKB ( rozwoj/osiagniecia naukowe, edukacyjne/innowacyjnosc Polski) jest znaczny i godny uwagi/znaczena na tyle, aby traktowac ten sektor jako strategiczne ramie rozwoju panstwa i finansowac/wspierac je z budzetu? Zapytajmy sie wprost: co o tym sektorze sadza sami studenci i jego absolwenci? Czy przypadkiem z tytulu braku/ograniczen w mozliwosciach (lokalnych przed 2004/zamknieta granca EU/,srodowiskowych, edukacyjnych na nizszym poziomie) oraz ograniczonej liczby miejsc w uniwersytetach publicznych -nie mieli oni tu wyboru i zdobyli w tych szkolach wiedze/umiejetnosci takie, jakie tam tylko im zaoferowano, lecz okazaly sie one niewystarczajace/nieprzydatne, i nie wiadomo tez za co tam zaplacili?

Majac w uzyciu wlasciwy lad akademicki w panstwie, wymusza sie konkurencyjnosc wszystkich instytucji akademickich tam dzialajacych, a te zmuszone sa dbac o jakosc ksztalcenia oraz poziom prowadzonych tam badan naukowych, a w efekcie, o swoje wlasne kadry. Gdy ich sie nie ma, musi sie zadbac o… pieniadze dla nich! A co w sytuacji gdy za granica jest podobnie z cena za szkole (sa dostepne stypendia), wyzsza jest tam jakosc ksztalcenia, a takze nie ma tylu problemow z mozliwosciami wlasciwej, wysoko oplacanej kariery zawodowej zaraz po studiach? Przeciez nie ma nic w tym zlego, gdy dana szkola chce miec jak najwiecej/komplet dobrych studentow u siebie!? Ale student w duzym stopniu musi miec tu pewnosc/przyklady w reku/ , kim on z niej wyjdzie i co dalej sam moze osiagnac! Brak korelacji w tym zakresie-to brak szans rozwojowych panstwa...
Dylemat, czy koniecznosc zmian?

Malgorzata pisze...

Jeszcze jeden wazny artykul w Rzeczypospolitej. Renoma szkoły to znak dla pracodawcy - wywiad z Krzysztofem Sikora z BCC.
Informacja o nim znajduje sie rowniez na stronie PSRP w artykule Renoma uczelni to kandydaci, czy kształcenie?.
Moje wlasne doswiadczenia wskazuja na odpowiedz kandydaci, gdyz w chwili obecnej nie ma wpisanych w system zadnych mechanizmow zmuszajacych te renomowane uczelnie do "efektywnego ksztalcenia". Sytuacji nie zmieni przygotowywane obecnie ocenianie wg jednego klucza/algorytmu jakosci absolwentow (nowe zasady akredytacji) - 50% danego rocznika nie przekroczylo murow uczelni z taka sama wiedza i z takimi samymi zdolnosciami.

Nie jest to jedynie polski problem, gdy renoma uczelni nie przeklada sie na jakosc ksztalcenia. Podobna sytuacje w ksztalceniu na poziomie licencjackim w USA opisuje JK Thieme na str. 209 swojej ksiazki, gdzie czytamy:
Profesorowie często uczą tego, co lubią lub co ich pasjonuje, a nie tego, co interesuje studentów lub co jest im potrzebne. Wiele zajęć prowadzą studenci wyższych lat, a nie profesorowie. Większość kadry koncentruje się na badaniach, a nie na nauczaniu, gdyż rezultaty badań łatwiej mierzyć i osiągnięcia badawcze prowadzą do awansów, pieniędzy, prestiżu i szacunku. Wszelkie próby zmiany tej sytuacji okazują się mało skuteczne, gdyż silny popyt kandydatów na studia w sławnych uniwersytetach czyni argumenty o konieczności zmian mało przekonującymi.
Prawda, ze brzmi znajomo? Wystarczy studentow wyzszych lat zastapic przez doktorantow. Tylko na amerykanskiej uczelni renoma wynika z poziomu badan naukowych (ranking szanghajski), a w polskich rankingach dominuje kryterium tytularne.

Tadeusz Wroblewski pisze...

Glownie do Z. Miltury, ale nie tylko.
Tak, tylko plytkosc polskiego rynku wynika przede wszytskim z jego niskiego poziomu - badania nie sa w stanie podpierac przemyslu, bo technologie przerosly rodzimych badaczy, a dydaktyka nie zaimponujemy chyba nikomu poza Polska. Nie znaczy to jednak ze slepa adaptacja rozwiazan systemu anglosaskiego jest niemozliwa, przeciwnie mysle ze moglaby wlasnie doprowadzic z czasem do "zaistnienia" tych dwoch brakujacych elementow.

Sprobuje w tej chwili nawiac troche do wypowiedzi Malgorzaty i istotnosci dydaktyki. Jest to zaznaczone w ksiazce Thieme ale chyba nie wystarczajaco wyeksponowane. Stosunek profesora i uniwersytetu na ktorym pracuje.
Uklad anglosaski: Uczelnia ksztalci studentow, chcac miec dobrych dydaktykow sciaga naukowcow, ktorym pozwala w zamian za dydaktyke prowadzic badania i pomaga w nich dajac zaplecze. To nic ze niektorzy ucza tego co chca - w masie to sie wyrownuje.
Uklad polski: Uczelnia to profesorowie - nie ma dualizmu wladzy i interesow. Wszystko wraca jak bumerang do zarzadu kanclerskiego, ale takze pierwszorzednej kwestii dydaktyki zgodnie ze statusem uczelni - jakosc badan jest sprawa drugoplanowa, ale takze naturalna konsekwencja.

Jan pisze...

Ciekawa uwaga p. Wroblewskiego: nie wiedziałem, ze w USA profesor prowadzi badania jako coś w rodzaju "gratisu" do dydaktyki.

Natomiast moje wrazenie co do polskiego systemu: jest IDENTYCZNE! Badania nie mają większego znaczenia i tylko co poniektórzy badacze, wbrew wszystkiemu (można by rzec), usiłuje badania jakieś prowadzić.

Pieniądze w polskim systemie szkolnictwa wyzszego pochodzą niemal wyłącznie z dydaktyki i z nia mają związek. Problemem jest tylko BRAK odpowiedniego sprzężenia jakościowego. Pieniadze te płyną do wydziałów z licznymi studentami bez większego związku z jakością wykonywanej dydaktyki.

Ciekaw jestem czy GDYBY w USA profesura (czy władze uczelni) otrzymywały forsę bez związku z jakością dydaktyki - to czy dbałyby o tę jakość?

Czy to kwestia informacji (w Polsce jej mocno brakuje)? Czy to kwestia wiekszej świadomości swych praw w USA? A moze w Polsce brak (studentom, obywatelom) jakichś praw, jakiejś podmiotowości?

Malgorzata pisze...

Czesciowa odpowiedz na pytanie Jana A moze w Polsce brak (studentom, obywatelom) jakichś praw, jakiejś podmiotowości? znajdujemy w artykule O upodmiotowienie studenta ..., z ktorego mozemy miedzy innymi zapoznac sie ze stanowiskiem PSRP z 2 kwietnia 2009r.

Podobne glosy pojawialy sie juz duzo wczesniej. O wczesniejszych postulatach wprowadzenia uregulowan prawnych na lini student-uczelnia mozna przeczytac na str. 295 w ksiazce JK Thieme - rozdzial 5.7. Środowiskowa ocena polskiego szkolnictwa wyższego.

Malgorzata pisze...

Dodatkowe wyjasnienie dla Jana. Profesor na uczelni amerykanskiej ma zagwarantowane pobory tylko przez DZIEWIEC miesiecy w roku (prosze skojarzyc z dlugoscia roku akademickiego). Na pozostale 3 miesiace musi sam znalezc zrodlo finansowania, podobnie jak na oplacenie wspolpracujacych z nim doktorantow i postodkow.

Prosze rowniez podawac precyzyjne informacje o polskim systemie. O ile uwaga co do sposobu finansowania jest sluszna i miejmy nadzieje, ze wkrotce nastapi jednak sprzezenie finansowania z jakoscia dydaktyki (a nie tylko iloscia studentow i kadry) o tyle nie mozna napisac, ze badania nie maja znaczenia, gdyz to wlasnie one sa praktycznie jedynym kryterium oceny okresowej i promocji. Polecam raport OECD Tertiary education in Poland, str 57
W Polsce wyniki pracy naukowo-badawczej sa glownym kryterium promocji i podwyzszenia statusu, mimo ze praca tego typu dla wiekszosci uczelni stanowi nieznaczna tylko czesc ich dzialalnosci (patrz: czesc 4.6), a praca dydaktyczna w najwiekszym stopniu przyczynia sie do wypracowanego przez nie dochodu.

Jan pisze...

Dziękuję za uzupełnienie mej wypowiedzi. Istotnie badania mają FORMALNIE znaczenie przy przedłużaniu zatrudnienia. Ale chodzi tu raczej o przeskoczenie pewnej, dośc nisko ustawionej, poprzeczki. Nawet w dziedzinach dość rozsądnie ocenianych, gdzie istnieje ścisły związek stopnia naukowego z ilością i jakością włożonej pracy. A ponoć jest wiele dziedzin gdzie związek ten nieomal nie istnieje...

I to miałem na myśli uzywając skrótu myślowego, ze badania nie mają wiekszego znaczenia.
Oczywiście na papierze, dla statystyków z OECD itp., to na pozór wygląda że badania są kluczowe.

Tadeusz Wroblewski pisze...

Uscislajac, to dziewiec miesiecy, o ktorych pisze Malgorzata to czesto (choc statystyk nie znam) 10 lub 11 miesiecy a ten brakujacy czas delikwent placi sobie z grantu i prowadzi tylko wlasne badania. Im lepsza uczelnia tym obciazenie dydaktyka w godzinach jest mniejsze, a zatem wiecej czasu na badania ale tez wyzszy udzial elementu badawczego (publikacje) w rozliczaniu tenury itd. I tu mamy te gradacje od uczelni typu Harvard, Stanford (gdzie udzial badan jest najwiekszy), poprzez srednie (czesto stanowe) uczelnie gdzie udzial badan jest mniejszy, konczac na lokalnych college'ach gdzie profesor nie prowadzi zadnych badan, tylko uczy. Widac to czarno na bialym jak sie przeglada ogloszenia o konkursach na pozycje - a dobry naukowiec, ktory chce prowadzic badania musi uwazac zeby sie nie dac wrobic w prowadzenie zbyt wielu zajec ze studentami i to jest element pertraktacji przy zatrudnianiu (konflikt interesow). Najlepsze uczelnie, ktore dostaja fundusze panstwowe (stanowe) w znacznej mierze na glowe wyksztalconego studenta maja wiec czesto problem z obrobieniem wszytskich kursow. Zatrudniaja wiec tez tylko wykladowcow (wiekszosc czasu to dydaktyka, odrobina badan raczej niesamodzielnych) aby "wypelnic" godziny licznych, podstawowych zajec ze studentami.

Jeszcze raz podkresle tu dualizm, role kanclerza oraz (napedzajacy poziom) konflikt interesow, ktorego podstawa jest scieranie sie dydaktyki i nauki.

I tu uklon w strone Malgorzaty, ktora w naszym gronie kwestie istotnisci dydaktyki rozdmuchala pierwsza. Nasi reformatorzy odgornie probuja uzdrowic nauke i badania, przyczynowo ustawiajac dydaktyke drugoplanowo; jest dokladnie odwrotnie. Poprzez zatrudnienie kanclerza, panstwo (lub fundator) wypenia misje do ktorej uczelnia zostala powolana, a ten z powierzonych mu funduszy zapewnia dobra edukacje zatrudniajac najlepszych mozliwych specjalistow w dziedzinach (profesorow).

Malgorzata pisze...

Konflikt interesow - wlasne zainteresowania naukowe (kariera) kadry i raison d'etre uczelni czyli ksztalcenie istnieje wszedzie. Polski problem polega na tym, ze na polskich uczelnich o wszystkim decyduje 'demokratycznie' kadra ze skutkiem powszechnie znanym i dla szkolnictwa wyzszego i dla badan naukowych.

Polscy naukowcy uwazaja, ze z definicji budzet panstwa powinien finansowac ich badania wlasne, gdy in US reserach is funding driven . To ostatnie to cytat odpowiedzi na pytanie wystosowane do plenary lecturer dlaczego nie zajmuje sie innym waznym aspektem problemu. Odpowiedz byla prosta - nikt nie byl tym waznym apsektem na tyle zainteresowany by sfinansowac stosowne badania.

Zbigniew Mitura pisze...

Malgorzata napisala:
"Polscy naukowcy uwazaja, ze z definicji budzet panstwa powinien finansowac ich badania wlasne, gdy in US reserach is funding driven."

Owszem polscy naukowcy w ogromnej wiekszosci uwazaja, ze po prostu naleza im sie pieniadze z budzetu na badania, ale to podejscie ma swoje tlo historyczne.

Otoz trzeba tutaj przypomniec jaka byla rola naukowcow w panstwach komunistycznych. Np. w naukach scislych byli oni wykorzystywani do prowadzenia zimnej wojny (stad bylo takie duze zapotrzebowanie np. na fizykow). Ale przede wszystkim spelniali oni wazna role ideologiczna. Mianowicie, w komunizmie oficjalnym swiatopogladem byl swiatopoglad naukowy, gloszacy, ze nic nie istnieje poza materia, a swiat jest poznawalny. Naukowcy byli tymi, ktorzy mieli ten swiat poznawac coraz glebiej dla dobra calej ludzkosci. Pelnili wiec oni jakby role kaplanow panstwowych (podobna np. do roli kaplanow w egipskim panstwie faraonow). Dlatego bylo niejako oczywistoscia finansowanie dzialalnosci naukowcow z budzetu i rozbudowywanie jednostek badawczych prowadzacych badania wylacznie dla samych badan.

W panstwach kapitalistycznych (czyli w panstwach wolnego rynku) naukowcy moga zajmowac sie w wolnych chwilach odkrywaniem fundamentalnych praw rzadzacych swiatem. Ale jednak przede wszystkim musza udowodnic swoja uzytecznosc, czyli zapewnic sobie zrodlo utrzymania. Moze to byc nauczanie studentow, moze to byc prowadzenie badan na czyjes zlecenie (rzadowe, firm prywatnych itp.). Ale uczeni nie pelnia jednak roli kaplanow panstwowych.

Bardzo znaczna czesc polskich naukowcow tych roznic nie rozumie. Tzn. nie rozumie, ze wraz z koncem ery komunizmu zmienila sie zasadniczo ich rola.

Malgorzata pisze...

Wywod Zbyszka bylby sluszny gdyby w Europie research byl tez funding driven, a NIE JEST. Przypominam, ze w Niemczech i Francji akademicy sa praktycznie nieusuwalni od momentu uzyskania stalej posady jako funkcjonariusze panstwowi. W Szwajcarii profesorowie tez 'nic nie musza' (nawet bywac w pracy), co najwyzej chca... (stan - lata 90te politechniki federalne) Tak wiec Zbyszku, o ile Twoje uwagi dotyczace Europy srodkowej i naukowcow (generalnie intelektualistow) w sluzbie systemu nie sa pozbawione racji, o tyle dotyczace Europy zachodniej (uscislijmy kontynentalnej) nie maja zadnego odbicia w rzeczywistosci. Sytuacja w Polsce i Europie kontynentalnej wcale nie jest tak bardzo rozna, na co wskazywal Witek Palosz juz w 2006r.

Wrocmy jednak do ksiazku JK Thieme:
str. 18 W całej Europie uniwersytety są w stanie kryzysu. (...) Nie nadążają za szybko zmieniającymi się priorytetami badań naukowych, nie charakteryzują się elastycznością i nie osiągają doskonałych wyników. (...) Europejskie uniwersytety znajdują się w tyle światowej ligi uniwersytetów, jak to widać z czterech rankingów prezentowanych w aneksie do tego rozdziału. Według uznawanego za najważniejszy na świecie rankingu szanghajskiego Europa kontynentalna nie ma uniwersytetów, które by lokowały się w pierwszej dwudziestce światowej superligi szkół wyższych.Uczeni w wiekszosci Europy kontynentalnej dalej pelnia role opiniotworcza, gdyz wynika to wprost z humboldtowskiego modelu uczelni, ktory dominuje.

Zbigniew Mitura pisze...

Szanowna Malgorzato, analizujemy tutaj przede wszystkim system amerykanski i brytyjski, czyli najbardziej efektywne systemy akademickie (przynajmniej do tej pory) i te systemy mialem na mysli w poprzednim komentarzu. Przechodzac zas do polityki, to mozna powiedziec, ze Francja jest obecnie mocno socjalistyczna, a w Niemczech tradycyjnie wszelka biurokracja cieszy sie uznaniem. Dlatego takze w tych krajach naukowcy pelnia w pewnym stopniu role kaplanow "panstwowych". Ale pamietajmy, ze komunizm upadl nie dlatego, ze opor wobec komunizmu stawialy Francja i Niemcy, ale dlatego, ze to Stany Zjednoczone narzucily zbyt ostre tempo.

Jan pisze...

Jest jednak wielka roznica miedzy Polska a np. USA. U nas jest w zasadzie JEDEN wielki sponsor dysponujacy pieniedzmi na badania naukowe - Ministerstwo. W USA takich podmiotow jest bardzo duzo.

Osmiele sie twierdzic, ze w przypadku jednego wielkiego dysponenta bardziej racjonalna praktyka jest przydzial funduszow na podstawie JAKOSCI badan ocenianych a posteriori.
Ocena wniosku grantowego zazwyczaj jest pobiezna i de facto uwzglednia glownie dorobek wnioskodawcy. Natomiast ogromna wada jest tu kwestia recenzentow i roznicy w skali ich ocen. Wystarczy poslac grant do lagodnego recenzenta - przejdzie. Inny za to samo da o dwa punkty mnie - grant odpadnie. Juz nawet nie mowie o ewentualnym braku obiektywizmu, sitwach itp.

Oczywiscie JESLI sponsorowi grantu chodzi o cos konkretnego ("przetarg" na konkretna usluge quasi-naukowa) to problem jest mniejszy. Ale zazwyczaj (i chyba nawet w USA) granty przyznaje sie w duzej mierze takze na badania czysto naukowe, gdzie efekt nie ma przelozenia utylitarnego. I w takich badaniach w zasadzie nie wiadomo czy i co wyjdzie (bo jak wiadomo, to jest to raczej malutki przyczynek, a nie powazna nauka).

Ostatnia uwaga: czasem zastanawiam sie, czy rzeczywiscie system ciaglego wnioskowania o granty jest sila amerykanskiej nauki, czy raczej jest ona sila POMIMO tego. Bo w pracy naukowej spokoj i stabilnosc sa niezwykle wazne. Ocena musi byc, ale w niezbyt krotkich okresach czasowych, nie co roku...

Zobaczmy: ZSRR w niektorych dziedzianch (np. matematyka) w zasadzie bylo LEPSZE niz USA, a system tam byl bardzo statyczny (podobny jak u nas). Natomiast na pewno duze srodki lozono na nauke i zarobki naukowcow byly wysokie (jak system sie zaczal sypac, to wyjechali do USA i tam buduja ich nauke...).

Malgorzata pisze...

ZM napisal:
analizujemy tutaj przede wszystkim system amerykanski i brytyjski Z ta uwaga zdecydowanie sie nie zgadzam z kilku powodow:

1. Przypominam tytul ksiazki, ktorej poswiecony jest ten watek (a nie systemom anglosaskim). Jest w nim Polska, Europa, USA co odpowiada tez samej tresci. Zanim podejmie sie decyzje o drodze reform, nalezy wczesniej posiadac gleboka wiedze o zaletach i wadach poszczegolnych systemow oraz uwarunkowaniach politycznych. Z tego wlasnie powodu zapoznanie sie z dyskutowana pozycja to absolutny MUST, inaczej reformatorzy ogranicza sie do rzucania pustych, ogolnikowych hasel.

2. Autor ksiazki wyraznie zaznacza we wstepie, ze ksiazka nie jest poswiecona funkcjom badawczym uczelni a wylacznie szkolnictwu wyzszemu. Z tego powodu uwazam, ze dywagacje historyczno-polityczne o motywacjach polskich naukowcow czy przyczynach upadku komunizmu nic nie wnosza do meritum dyskusji o samej ksiazce i ladzie akademickiem w kraju - meritum, ktorego powinnismy sie trzymac...

3. Polska nalezy do Unii Europejskiej. Jest sygnatariuszem Deklaracji Bolonskiej i otrzymuje olbrzymie fundusze (pomocowe i linie kredytowe) z instytucji europejskich a nie od rzadu USA czy UK. To sa realia i w ramach ich nalezy przeprowadzic reforme systemu szkolnictwa wyzszego w kraju. REform nie przeprowadza sie w prozni!

4. Nieszczesciem dotychczasowych dyskusji o polskich uczelniach jest sprowadzanie ich do egoistycznych dazen kadry - sciezki kariery i funduszy na badania wlasne. Ksiazka JK Thieme jest tym cenniejsza, ze wreszcie proponuje dyskusje nad polskimi uczelniami z perspektywy spoleczenstwa i przyszlosci naszego kraju, a nie realizacji ambicji pracownikow uczelni. Spuscmy wiec zaslone milczenia nad wszelkimi aspiracjami do bycia sila przewodnia i wyrocznia narodu.

A przy okazji jedna informacja z 2005r. Dowiedzialam sie owczesnie od polskiego negocjatora, ze Europejska Karta Naukowcow nie stala sie dyrektywa m.in. ze wzgledu na sprzeciw Brytyjczykow na zawarte w niej zabezpieczenia socjalne...

Jan pisze...

Malgorzata pisze "Nieszczesciem dotychczasowych dyskusji o polskich uczelniach jest sprowadzanie ich do egoistycznych dazen kadry - sciezki kariery i funduszy na badania wlasne".

Ale nie mozna oczekiwac niczego innego. Bo dyskutuja przewaznie naukowcy i patrza ze swego punktu widzenia, punktu widzenia pracownika. A poniewaz system jest korporacyjny, to aby pracownik mial wplyw na miejsce pracy musi przejsc odpowiednia sciezke kariery. Istotne jest tez sprawiedliwe i w miare hojne finansowanie.

Zatem prawdziwa reforma (zmieniajaca strukture wladzy) MUSI przyjsc z zewnatrz srodowiska.
Trudno tez sie dziwic, ze nikt specjanie nie dazy do tego, aby miec znacznie wiecej obowiazkow przy mniejszych pensjach.
Ale jak wlasciciel-sponsor-wladza przyjmie taka polityke (wiecej wymagan) to srodowisku naukowcow-wykladowcow przyjdzie sie do tego pokornie zastosowac. Co najwyzej wielu odejdzie.
Ale wielu zostanie i bedzie lepiej pracowac.

Niepokoi mnie odzielanie watku badan od dydaktyki. Przypomne swoj poglad: badania sa nieodzowne (moze poza studiami licencjackimi i to w tych "prostszych" dziedzinach), chocby po to aby wylonic osoby KOMPETENTNE. Oczywiscie w zbiorze osob kompetentnych tylko nie wszystkie sie sprawdzaja w pracy dydaktycznej. Co wiecej, WSZYSTKICH trzeba do tej pracy zmotywowac-zmusic. Ale osoby NIEKOMPETENTNEJ to nawet zmusic sie nie da - z pustego i Salomon nie naleje.

Malgorzata pisze...

Do Jana. Ciesze sie, ze wrocil Pan do meritum dyskusji czyli szkolnictwa wyzszego.
Przyznaje, ze moglam sprowokowac te wczesniejsze dywagacje, nie konczac mojego wpisu 27 maj 2009 18:35 komentarzem (kontynuujac mysl Tadka Wroblewskiego): W USA uczelnie istnieja przede wszystkim po to zeby ksztalcic, a naukowcy o ustabilizowanej pozycji, jezeli chca prowadzic badania naukowe i zatrudniac wspolpracownikow to musza znalezc sami na nie zewnetrzne fundusze - podobnie jak na oplacenie wlasnych pensji w okresie wakacji.

Co do zaniepokojenia oddzieleniem dydaktyki od nauki to podzielam je z Panem, ale z zupelnie innej perspektywy. Prosze przeczytac deklaracje programowa FIAP. Mnie niepokoi fakt, ze na polskich uczelniach badania naukowe kadry i ksztalcenie studentow praktycznie nie maja zadnych punktow wspolnych. Pensum dydaktyczne jest pretekstem do posiadania etatu i pobierania pensji, przedmiotem rozgrywek na Radzie Wydzialu w czasie ustalania programow studiow (bynajmniej nie pod katem profilu absolwenta lecz zapotrzebowania jednostek 'na godziny' i umiejetnosci juz zatrudnionej w nich kadry). Dydaktyke zbyt czesto sie 'odbebnia'. Nie ma sie czasu dla studentow - tak takie 'oddzielenie' wzbudza moj niepokoj i zapewnie dlatego - byc moze Pan pamieta - proponowalam by zarowno przy akredytacji jak i ocenie parametrycznej jednostek szczegolnie premiowac 'twarde publikacje', ktore powstaly przy znaczacynm udziale studentow (jeszcze nie doktorantow).

Na polskich uczelniach, 'zawlaszczonych' po 1989r. przez zatrudniona na nich kadre zaniedbano jakosc dydaktyki, ze skutkiem brzemiennym zwlaszcza dla poziomu nauki polskiej (poziom doktoratow). Tak, tak... Fatalna jakosc polskiej nauki jest wlasnie wynikiem egoistycznego zaniedbania dydaktyki (oddzielenia jej od badan wlasnych) przez korporacje...

Zbigniew Mitura pisze...

Niniejszy watek jest poswiecony ksiazce Jerzego Thieme, tak wiec dyskutantow prosi sie o wypowiedzi dotyczce przede wszystkim zawartosci ksiazki.

Niewielkie odstepstwa od tematu beda tutaj tolerowane, aby autorzy komentarzy nie czuli sie zbyt skrepowani. Ale jednoczesnie apeluje o nienaduzywanie tej zasady.

Malgorzata pisze...

Dla poparcia tezy Tadka Wroblewskiego Wszystko wraca jak bumerang do zarzadu kanclerskiego, ale takze pierwszorzednej kwestii dydaktyki zgodnie ze statusem uczelni - jakosc badan jest sprawa drugoplanowa, ale takze naturalna konsekwencja, przypomne cytowana przeze mnie za Polityka wypowiedz prof. Ruzylly.

Generalnie, w RP zawodzi lad akademicki, ale w Europie nie jest lepiej. Na str. 103 ksiazki mamy aneks: Wybrane wyniki raportu Komisji Europejskiej na temat reform ładu akademickiego w Europie. Polecam szczegolnie tabele 12 (str. 106) Czy wewnętrzny ład akademicki w twojej uczelni (% odpowiadających) - ponizej podane wybrane pytania i tylko odpowiedzi NIE:
wzmacnia myślenie strategiczne i długofalowe - 79;
wzmacnia efektywność -71;
koncentruje się na jakości nauczania - 72;
sprzyja wyzwaniom przyszłości jak np. wzrost konkurencyjności - 69.

Zbigniew Mitura pisze...

Wydaje mi sie ze trudno jest mowic, ze w Europie cos zawodzi. Mamy raczej dwa zasadniczo rozne podejscia: europejskie(kontynentalne) i brytyjsko-amerykanskie.

To podejscie europejskie (kontynentalne)rozwinelo sie prawdopodobnie wraz z ppwstaniem koncepcji panstwa laickiego. Naukowcy przyjeli nieformalnie role jaka wypelniali kaplani w panstwach wyznaniowych, a w przypadku panstw komunistycznych zostalo to jeszcze wyeksponowane, tj. dodatkowo sformalizowane. W tym modelu naukowiec jest ceniony za swoja rozlegla wiedze i za badania - jest po prostu autorytetem "ktory nic nie musi". Zajecia ze studentami maja z zalozenia charakter wtorny, tak samo jak pisanie rocznych sprawozdan z dzialalnosci jednostki, w ktorej pracuje.

W modelu brytyjsko-amerykanskim naukowiec jest warty mniej wiecej tyle na ile jest uzyteczny. Zajecia ze studentami sa wiec tutaj rownie istotne jak badania.

Ta roznica w podejsciu jest wrecz kluczowa. Ludzi uznajacych model pierwszy nie mozna przekonac do "waznosci" szkolnictwa wyzszego. Dla nich szkolnictwo wyzsze jest po prostu usytuowane jako obszar uzupelniajacy. I tego typu podejscie nie ma nic wspolnego z "lenistwem", egoizmem itp. lecz z przyjeta hierarchia wartosci. To, ze ten model przegrywa w rywalizacji z modelem brytyjsko-amerykanskim przynajmniej w naukach scislych, inzynierskich itd). nie jest wynikiem jego nizszej wartosci etycznej (jak to czesto jest sugerowane na forach), ale jest powodowane znacznie mniejsza sprawnoscia ekonomiczna.

Ponadto, ja juz spotkalem w zyciu wielu reformatorow, ktorym nie mozna odmowic dobrej woli, duzej wiedzy i krytycznego spojrzenia na otaczajaca rzeczywistosc itp. Ale, jesli reformatorzy ci sa wewnetrznie "zaprogramowani" na model europejski (ten kontynetalny), to po pewnym czasie okazuje sie, ze w wyniku ich wysilkow powstaja efekty niemal identyczne, jak te ktore krytykowali.

Malgorzata pisze...

Kolejny raz Zbyszku nie zgodze sie z Toba, zwlaszcza z doszukiwaniem sie historycznych korzeni polityczno-religijnych jako determinujacych obecne roznice miedzy Europa kontynentalna a UK, Irlandia i USA.

Oto co pisze na ten temat JK Thieme (str. 12):
Jak wykazuje analiza, poza Wielką Brytanią i Irlandią, w całej Europie kontynentalnej narodowe systemy szkolnictwa wyższego są do siebie bardzo podobne. Niemal wszystkie bazują na humboldtowskim modelu, który, z wyjątkami i przerwami, obowiązuje w Europie już od niemal dwustu lat. Narastająca krytyka tego modelu wskazuje na fakt, że we wszystkich krajach, gdzie on nadal obowiązuje, trwa niedopasowanie programów uczelni do potrzeb społeczeństwa i gospodarki. Uczelnie wywalczyły sobie w XIX w. autonomię dla obrony wolności akademickich. W XX i w XXI w. autonomia ta służy głównie ochronie interesów profesury i gwarancjom zatrudnienia, a nie obronie wolności akademickiej, której współcześnie nikt i nic nie zagraża.Zbyszku, prosze zerknij do wikipedii na dwa hasla Prussian education System i Wilhelm von Humboldt.
Wyczytasz tam, ze w XIX w. USA wzorowaly sie na pruskim systemie edukacyjnym, a ten ostatni ma swoje korzenie w luteranizmie (a nie panstwie laickim). Natomiast jezeli kogos interesuja aspekty kultorotworcze dziewietnastowiecznej idei uniwersytetu we wspolczesnym swiecie, to polecam przykladowo lekture artykulu w Czasopismie Filoficznym Nowa Krytyka. Przemysław PlucińskiIdea(ł) i rzeczywistość uniwersytetu. Diagnoza neoklasyczna.

Mnie osobiscie zdecydowanie bardziej interesuje obecna polityka edukacyjna panstw, niz aspekty/przyczyny fiolizoficzno-historyczne obecnej zapasci szkolnictwa wyzszego w Europie.

Zbigniew Mitura pisze...

Malgorzato, jak ktos swego czasu zauwazyl w innym watku, Twoim ulubionym zwrotem jest "mam inne zdanie" wiec nie czuje sie zaskoczony. Natomiast co do dyskusji, to ksztaltowanie sie modelu europejskiego (kontynentalnego) mialo na pewno wiele korzeni. Ale w kazdym razie ostatnie dwa wieki to konsekwetne zwiekszanie sie roli badan naukowych jako zrodla wiedzy i naukowcow jako autorytetow. I nie ma tutaj wiekszego znaczenia ktory czynnik w tym procesie, w poszczegolnych krajach byl najwazniejszy. Natomiast konsekwencja tego uksztaltowanego modelu jest to, ze naukowcy w Europie kontynentalnej, a w szczegolnosci w Polsce oczekuja finasowania badan naukowych, stanowiacych w zasadzie ich hobby, z budzetu oraz nie uznaja dydaktyki, oceny jakosci itp. w zakresie szkolnictwa wyzszego na poziomie licencjackim i magisterskim za rzecz szczegolnie wazna uwagi i dyskusji. Gorzej, nie jest to wynik ich egoizmu (gdyz z tym daloby sie prosto walczyc), ale wspomnianej juz przeze mnie hierarchi wartosci.

Zbigniew Mitura pisze...

Natomiast jeszcze odnosnie omawianej ksiazki oraz tego dlaczego obecna dyskusja jest wazna. Po prostu jest jednak okropnie trudne spowodowanie, aby profesor, zalozmy X, dalej zalozmy, ze autorytet w polskim srodowisku akademickim, wzial do reki ksiazke na temat szkolnictwa wyzszego. I nie wynika to bynajmniej z jego lenistwa.

Malgorzata pisze...

Fakty i mity. Wg ZM glownie naukowcy z Europy kontynentalnej oczekuja, ze podatnik sfinansuje ich badania. Co innego jednak wynika z publikacji Eurostat Statistics in Focus 91/2008 R&D Expenditure and Personnel. Str.3 Figure 3 Percentage of R&D expenditure financed by the business enterprise sector (BES), EU-27 and selected countries — 2005. Srednia jest niewiele powyzej 50%. I tutaj niespodzianka - Wielka Brytania ma niewiele powyzej 40% udzialu sektora gospodarczego w finansowaniu wydatkow na B&R, niecale 10% wiecej niz Polska, ale ponad 10% mniej niz przykladowo... Czechy!!!

Zgadzam sie niestety ze Zbyszkiem, ze bardzo prawdopodobne jest, ze polscy 'reformatorzy' nie siegaja do zrodel przed podjeciem dyskusji bo przeciez oni z definicji wiedza najlepiej - przekonanie Scio me nihil scire charakteryzuje prawdziwych medrcow.

Naszym wspolnym zadaniem jest przekonanie jak najwiekszej liczby osob do zapoznania sie z ksiazka JK Thieme - dyskusja nad przyszloscia polskich uczelni a zwlaszcza szkolnictwa wyzszego na pewno na tym zyska - zwlaszcza od strony merytorycznej.

Zbigniew Mitura pisze...

Malgorzato, bylbym wdzieczny za nieco dokladniejsze analizowanie moich wypowiedzi. Otoz ja pisalem glownie o tym czego oczekuja polscy naukowcy. W ramach modelu europejskiego, kontynentalnego wystepuje duzo podobienstw, ale u nas byl jeszcze po drodze komunizm, ponadto wiele krajow wprowadzilo juz roznego rodzaju reformy prorynkowe i ja nie podejmuje sie dokonywania porownan.

Natomiast problem z zachecaniem do lektury ksiazki na temat szkolnictwa wyzszego polega na tym, ze w opinii rodzimych autorytetow nie jest to temat sam z siebie wazny. Sa oni sklonni zgodzic sie tym, ze ksiazka jest byc moze bardzo dobra, ze oni nie za wiele wiedza na ten temat, ale i tak nie widza szczegolnej potrzeby, aby sie tym zajmowac. I to jest problem historycznie uksztaltowanej mentalnosci a nie lokalnego "przemadrzalstwa". Przemadrzali ludzie (tacy co to wiedza zawsze najlepiej) bywaja wszedzie, wsrod tzw. reformatorow tez jest ich calkiem sporo.

Malgorzata pisze...

Rozdzial 5.4. ksiazki poswiecony jest finansowaniu polskiego szkolnictwa wyzszego. Przypomne, ze ostatnio na portalu Polska XXI, Tadeusz Pomianek rozpoczal dyskusje na temat odplatnosci za studia: Postulujemy pilne wprowadzenie dofinansowania studiów stacjonarnych w wyższych szkołach niepublicznych. Nie watpie, ze szkoly panstwowe, odbiora to negatywnie. Moze jednak warto rozwazyc ta propozycje w swietle konstytucyjnego zapisu o prawie do bezplatnej edukacji. Polecam kolejna publikacje na portalu Eurostat Issue number 18/2005 Spending on tertiary education in Europe in 2002. Wykres nr 3 na str.4 pokazuje, ze wsrod 25 panstw europejskich tylko na Cyprze i w Litwie udzial finansowy gospodarstw domowych w finansowaniu szkolnictwa wyzszego jest wyzszy niz w Polsce. Pouczajaca jest rowniez tabela 3 na str.5. Wynika z niej, ze Polska ma najnizszy udzial posrednich wydatkow budzetowych przekazywanych bezposrednio gospodarstwom domowym (stypendia) - tylko 0.4% - Litwa 12.2%, Cypr 39.6%. Rownoczesnie bezposrednie wydatki publiczne na panstwowe uczelnie wynosza 96.4%, co daje nam drugie niechlubne miejsce za Szwajcaria (nie nalezaca do EC).
Pytanie Czy jakosc jest mozliwa bez konkurencji? jest jak najbardziej zasadne. Otwarte pytanie brzmi, czy ministerialne propozycje Wprowadzamy system motywujacy wprowadzaja rowniez system konkurencyjny?

Osobnym probelem jest olbrzymia niechec i nieufnosc polskich elit, a zwlaszcza porfesury uczelnianej do samej ekonomii. :-(
Pisze o tym JK Thieme na str. 347. Korzystanie z zasad ekonomii w reformowaniu szkolnictwa wyższego, w tym stworzeniu warunków konkurencyjnych w szkolnictwie wyższym, traktowane jest przez przeciwników zmian jako prostactwo intelektualne. Słusznie zauważał niedawno zmarły Wacław Wilczyński, że „Ekonomia przeszkadza i utrudnia. Co chwila różne domniemane, choć niedouczone autorytety dają nam do zrozumienia, że na ekonomię jako dostarczycielkę ocen i podejmowania decyzji należy patrzeć z wielką rezerwą. Ekonomia przeszkadza w usprawiedliwianiu różnych wątpliwych decyzji i wyjątków. Ekonomii jako nauce zarzuca się wszystko: prymitywizm i brak humanizmu, uproszczenie ocen, a nawet niezgodność z normami moralnymi. Kuriozalne bywa lekceważenie ekonomii przez część tzw. elit w kraju, który wywalczył powrót do gospodarki rynkowej”.
Dodam od siebie, ze niestety zaobserwowalam ostatnio szczegolnie dla mnie przykre lekcewazenie i wysmiewa ie pogladow ekonomistow na szkolnictwo wyzsze rowniez przez kregi proreformatorskie.

Malgorzata pisze...

Pozwole sobie nawiazac jeszcze raz do wymiaru spolecznego szkolnictwa wyzszego - tak istotnego w rozwazaniach nad reformami uczelni europejskich. JK Thieme omawiajac konferencje londynska 2007r. pisze na str.118: Zwrócono uwagę na fakt, że studenci krytykują wybiórczą realizację Procesu Bolońskiego. Ich organizacje uważają, że europejskie rządy realizują jedynie te reformy szkolnictwa wyższego, które pasują do krajowych planów. Studenci oczekują realizacji zobowiązań, w tym w zakresie wymiaru społecznego Procesu Bolońskiego, co można odczytywać jako oczekiwanie na większą liczbę stypendiów, czyli na więcej pieniędzy.

Polecam lekture kolejnej Eurostat Statistical book, a mianowicie przygotowanego na konferencje bolonska 2009 w Lowanium dokumentu The Bologna Process in Higher Education in Europe- Key indicators on the social dimension and mobility.

Zbigniew Mitura pisze...

!!Lektura absolutnie obowazkowa!!
Ksiazka JK Thieme str.46
2.1.1 Modele szkolnictwa wyzszego.

Np. trojkat wplywow Clarka wyroznia trzy "czyste" modele szkolnictwa wyzszego: model z przewaga panstwa nad szkolami wyzszymi (francuski, sowiecki), model rynkowy (angloamerykanski lub ogolniej anglosaski), model z duza rola oligarchii akademickiej (humboldtowski lub germanski)
itd.

O tych modelach wspomnial tutaj wczesniej krotko profesor Karol Zyczkowski, pojawily sie tez w rozwazaniach Malgorzaty i moich (choc ubrane w pewne rozwazania historyczne). Rozwazania historyczne mozna czesciowo pominac, wazny jest przede wszystkim stan obecny. Tak wiec nalezy powiedziec, ze istnieja zasadniczo rozne sposoby funkcjonowania szkol wyzszych i sposoby te mozna uporzadkowac w grupy. Ogolnie, wiedza ze wspomnianego fragmentu ksiazki stanowi klucz do prawidlowego przeprowadzania reform. W Polsce do tej pory dominowala chec przeprowadzenia reform w sposob zdroworozsadkowy, tj. bez podbudowy teoretycznej, na zasadzie "wydaje mi sie, ze wprowadzenie tego czy owego byloby sensowne". W praktyce oznacza to jednak pewna probe unowoczesnienia/odrestaurowania modelu oligarchii akademickiej, gdyz polskie szkolnictwo wyzsze miesci sie w tym modelu.

Byc moze nalezy sie zastanowic, czy wspomnianemu fragmentowi ksiazki nie poswiecic specjalnego watku na blogu FIAP, ku wygodzie reformatorow, aby uwypuklic rzeczy, ktorych zazwyczaj nie znaja oni dokladnie, a ktore prawdopodobnie moglyby byc im pomocne.

Malgorzata pisze...

Opis postulowanego dla RP przez JK Thieme modelu znajduje sie na str.365. Jest to model mieszany, przejsciowy ze wzgledu na koniecznosc transformacji od systemu socjalistycznego do wolnorynkowego.
Tabela 27. Obecny i postulowany model. Porównanie sposobów sprawowania zewnętrznego nadzoru (w nawiasach stan obecny):
1. Właściciel majątku: (uczelnia) uczelnia
2. Prawo/procedury: (szczegółowe) -> ogólne, nieliczne
3. Kontrola jakości: (sterowana przez państwo) -> prowadzona przez państwo;
4. Decyzje ws. kształcenia i badań: (państwo i uczelnia) -> tylko uczelnia;
5. Źródło funduszy: (dotacje państwowe) -> czesne oraz dotacje państwa i biznesu;
6. Podmiot nadzoru: (ministerstwo) -> rada nadzorcza/powiernicza;
7. Zarząd wybiera: (kolegium elektorów) -> rada nadzorcza/powiernicza;
8. Polityka zatrudnienia i płac: (państwo i uczelnia) -> uczelnia;
9. Stopnie i tytuły naukowe nadaje: (państwo i uczelnia) -> tylko uczelnia;
10. Forma prawna: (wpis do rejestru) -> rejestr, spółka lub fundacja
11. Odpowiedzialność za wyniki: (polityczna) -> korporacyjna.

Malgorzata pisze...

ZM napisal ku wygodzie reformatorow, aby uwypuklic rzeczy, ktorych zazwyczaj nie znaja oni dokladnie, a ktore prawdopodobnie moglyby byc im pomocne.
Polemizowala bym z ta uwaga, ze 'reformatorzy' nie maja wiedzy zawartej w ksiazce JK Thieme. Uwazam wrecz odwrotnie, ze bez tej wiedzy i swiadomosci potrzeb wprowadzenia reform nie bylo by wielu dotychczasowych dzialan ministerialnych i organizacji samorzadowych. Wiekszym problemem sa tutaj dzialania lobbystyczne poszczegolnych grup interesow (nikt sam nie ogranicza swojej wladzy i wplywow). Ksiazka JK Thieme jest dla tego srodowiska nie tyle 'nowoscia' co usestymatyzowaniam wiedzy w jednym miejscu i stad wygodnym punktem odniesienia w dyskusji. Tym cenniejszym, ze podane w niej informacje moga zwiekszyc kregi osob zorientowanych w sytuacji.
Bez szerokiej debaty spoleczej (rola mediow), ktorej koniecznosc sugeruje JK Thieme, nie wierze w mozliwosc zdobycia poparcia dla reform, ktore moga okazac sie wrecz niemozliwe do zaakceptowania dla czesci srodowiska. Nikt nie rezygnuje dobrowolnie z raz zdobytych wplywow i przywilejow. Sama zas debata powinna byc oparta za merytorycznych argumentach, ktorych zrodlem jest omawiana pozycja.

Zbigniew Mitura pisze...

4 czerwca, 1989. Wielka data w historii Polski, warto poswiecic jej troche miejsca, odchodzac nieco od tematyki watku.

Jak oglosila swego czasu Joanna Szczepkowska, 4 czerwca 1989 roku skonczyl sie w Polsce komunizm. Ale zanim do tego doszlo byl jeszcze m.in. sierpien 1980. W dniach 14 sierpnia - 31 sierpnia w Stoczni Gdanskiej mial miejsce strajk. O tym strajku wiedza chyba wszyscy. Ale malo kto wie/pamieta, ze w tamtych okresie wladza starala sie kreowac swoj pozytywny wizerunek do samego konca. I tak oto takze w sierpniu 1980, w Sopocie odbywal sie festiwal Interwizji. Warto zapoznac sie z wystepem Izabeli Trojanowskiej na tym festiwalu w dniu 19 sierpnia 1980. Czy mozna dotrzec jakies oznaki napiec? Chyba tylko takie, ze slowa "tyle samo prawd ile klamstw" brzmialy nieco tajemniczo.

Ale to juz tylko historia :-)).

Zbigniew Mitura pisze...

Niniejszy watek jest juz zakmniety. Osoby pragnace dodac komentarz zapraszam do watku Polityka Edukacyjna i Modele Szkolnictwa Wyzszego, w ktorym zawarta jest pewna kontynuacja tutejszej dyskusji.