poniedziałek, 15 czerwca 2009

Zalozenia do reformy systemu szkolnictwa wyzszego

ze strony MNiSW:

15 czerwca 2009 r.

Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego skierowało do konsultacji społecznych "Założenia do nowelizacji ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym oraz ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki".

Zapraszam do zglaszania w tym watku wylacznie merytorycznych i konstruktywnych uwag dotyczacych konkretnych rozwiazan, w formie zastosowanej w dyskutowanym dokumencie:
najpierw rozwiazanie a nastepnie uzasadnienie wraz z celem, ktoremu ma sluzyc.

Ogolne rozwazania na temat pozadanej polityki edukacyjnej panstwa, a takze uwagi dotyczace fragmentu II Aktualny stan stosunków społecznych w nauce i szkolnictwie wyższym proponuje przedstawiac w watku Polityka Edukacyjna i Modele Szkolnictwa Wyzszego.
W dyskusji nad obecnym, proponowanym i pozadanym modelem polskiego szkolnictwa wyzszego proponuje jako 'narzedzie' opisu np model Brauna i Merriena uwzgledniajacy trzy czynniki:
  • siłe bezposredniego nakazowo-materialnego oddzialywania panstwa na szkoły wyzsze;
  • sposoby posredniego prawno-proceduralnego oddzialywania panstwa;
  • politycznie obowiazujacy system wartosci wyznaczajacy cele wyzszego wyksztalcenia.

Uwaga:
linki do wczesniejszych etapow konsultacji ministerialnych i dyskusji na naszym blogu sa w naszych Centrum Informacji FIAP - watek Reformy Kudryckiej - szerokie konsultacje spoleczne.

36 comments:

Malgorzata pisze...

Pierwsza czesc dokumentu Potrzeby i cel uchwalenia zmian w ustawach, czesc Aktualny stan stosunkow spolecznych w nauce i szkolnictwie powinna byc moim zdaniem uzupelniona o dane statystyczne pokazujace jaki jest udzial procentowy gospodarstw domowych w calkowitych wydatkach na szkolnictwo wyzsze. Przykladowo podaje str.4 diag.3 publikacji eurostat 18/2005 Spending on tertiary education in Europe in 2002.
Analiza wykazuje, ze w Europie procetowo ten udzial jest wyzszy niz w Polsce tylko na Cyprze, Litwie i w Belgii. Jeszcze bardziej szokujacy jest wniosek, ze polskie gospodarstwa domowe w 2002r. ponosily wyzszy (lub porownywalny) procentowo udzial w calkowitych kosztach edukacji niz w... USA!!!!
Tak wyglada realizacja fikcji konstytucyjnej o gwarantowanym dostepie do bezplatnej edukacji - czysta hipokryzja polityczna w polaczeniu z realnymi mozliwosciami budzetu panstwa.

Malgorzata pisze...

Ten sam dokument, str.5 tab.3, pokazuje procentowy udzial bezposrednich dotacji budzetowych dla uczelni w calosci wydatkow. W Polsce wynosil on 96.4% w 2002r. Srednia europejska pomocy stypendialnej dla studentow wynosila 16.1%, gdy w Polsce bylo to... 0.4%!!!
Propozycja Tadusza Pomianka przedstawiona w artykule Czy jakosc jest mozliwa bez konkurencji?, by tez dofinansowywac koszty studiow stacjonarnych na uczelniach publicznych, nie tylko nie ma szans politycznych, ale tez nie zmniejszy wspomnianego wyzej procentowego udzialu bezposrednich dotacji dla uczelni w wydatkach panstwa.
Parlament Studentow RP postuluje:
Otóż naszym zdaniem środki publiczne powinny być w różnych formach kierowane najpierw do studentów, a dopiero przez ich decyzje do uczelni. Wprowadzenie dodatkowych opłat z kieszeni studenta, bez zmiany w funkcjonowaniu i zarządzaniu uczelni, nie poprawi jakości kształcenia i jego dostępności.
W tym kontekscie moja propozycje do rozwazenia dotyczace studiowania na drugim kierunku sa nastepujace:

(i) przyjac zasade, ze nie mozna rownoczesnie studiowac stacjonarnie na dwoch uczelniach - nie oznacza to przywiazania studenta do uczelni, lecz deklaracje na okreslony semestr/rok akademicki;

(ii) umozliwic wszystkim studentom na poziomie licencjatu wykorzystanie limitu punktow ECTS, przyslugujacego na drugim stopniu, ale wylacznie na tej samej uczelni (dopuszczone rozne wydzialy), ale tylko w ramach indywidualnego toku studiow. To ostatnie powinno rozwiazac problem chyba nielegalnego zaliczania przedmiotow z jednego kierunku na drugim;

(iii) wszyscy studenci, ktorzy beda chcieli studiowac powyzej 'bezplatnego' limitu placa czesne. Panstwo pokrywa koszty 10% najlepszych wg rankingu na biezaco weryfikowanych rezultatow, poprzez system ministerialnych grantow/stypendiow studenckich a nie przez bezposrednia dotacje dla instytucji;

(iv) nalezy przyjac zasade, ze 'bony edukacyjne na drugi kierunek' jako inwestycje panstwa w najzdolniejsza mlodziez, mozna bedzie wykorzystac takze na uczelniach niepublicznych.

To taka propozycja 'na teraz' zanim nie bedzie mozliwe przyjecie postulatu studentow, przejawiajace sie m.in. w mozliwosci indywidualnego doboru przez nich profilu absolwenta w ramach jednej uczelni.

Malgorzata pisze...

Korekta do pierwszego komentarza - porownanie PL i USA. Powinno byc w nim Litwy (a nie RP) i USA. Jednak dane te sa ciagle zaskakujace. W RP udzial finansowy gospodarstw domowych w calosci wydatkow na 'zakup uslug edukacyjnych na uczelniach' przy konstutucyjnie gwarantowanym bezplatnym dostepie wynosi ponad 30% calosci kosztow, a w USA PONIZEJ 40% przy braku bezplatnych studiow...

Malgorzata pisze...

Propozycje zapowiadaja osobny system akredytacji dla studiow doktoranckich, tzw. trzeciego stopnia. Warto tutaj przypomniec stosowny fragment (str.3)
Deklaracji Bolonskiej
Adoption of a system essentially based on two main cycles, undergraduate and graduate. Access to the second cycle shall require successful completion of first cycle studies, lasting a minimum of three years. The degree awarded after the first cycle shall also be relevant to the European labour market as an appropriate level of qualification. The second cycle should lead to the master and/or doctorate degree as in many European countries.

Nie bardzo wiem skad sie wziela propaganda, ze trzystopniowe studia sa wymogiem procesu bolonskiego. Czyzby kolejne 'bolonskie klamstwo'?

Malgorzata pisze...

Proces bolonski a studia doktoranckie, cd. informacji.

Komunikat z Bergen:
doctoral level qualifications need to be fully aligned with the EHEA overarching framework for qualifications using the outcomes-based approach. The core component of doctoral training is the advancement of knowledge through original research. Considering the need for structured doctoral programmes and the need for transparent supervision and assessment, we note that the normal workload of the third cycle in most countries would correspond to 3-4 years full time. We urge universities to ensure that their doctoral programmes promote interdisciplinary training and the development of transferable skills, thus meeting the needs of the wider employment market. (...) Overregulation of doctoral programmes must be avoided.

Komunikat z Londynu 2007
We recognise the value of developing and maintaining a wide variety of doctoral programmes linked to the overarching qualifications framework for the EHEA, whilst avoiding overregulation.

Komunikat z Lowanium 2009
Higher education is being modernized with the adoption of a three-cycle structure including, within national contexts, the possibility of intermediate qualifications linked to the first cycle

I tak mamy oficjalnie CZTERY rozponawalne etapy studiow, a zaczelismy w Bolonii od dwoch :-)

Malgorzata pisze...

Odniose sie do propozycji ministerialnych i ich uzasadnienia.
str.46
Zgodnie z Deklaracją Bolońską studia doktoranckie to III poziom kształcenia wyższego.
Jak pokazuje cytat z Deklaracji Bolonskiej, przewidywala ona tylko dwa glowne cykle - odpowiedniki anglosaskich undergraduate i graduate.
W komunikacie z konferencji ministerialnej w Pradze - 2001, mamy ocene Adoption of a system of easily readable and comparable degrees, podobnie w komunikacie z Berlina - 2003 pargaraf Degree structure: Adoption of a system essentially based on two main cycles, ale na jego koncu jest zdanie, Second cycle degrees should give access to doctoral studies.

Pragne wyraznie podkreslic, ze propozycja (str. 45) Utworzenie specjalnej ścieżki dla wybitnie uzdolnionych studentów, którzy będą mogli rozpocząć zaawansowane badania naukowe zaraz po ukończeniu studiów licencjackich bez konieczności obrony pracy magisterskiej jest zgodna literalnie z Deklaracja Bolonska (The second cycle should lead to the master and/or doctorate degree). To ustawa PSW z 2005r., nie stwarzajaca mozliwosci zakonczenia studiow uzyskaniem stopnia doktora, bez wczesniejszego magisterium byla niezgodna z Deklaracja Bolonska.

Niestety, chyba niezgodna z duchem Procesu Bolonskiego, jest nastepujaca propozycja ministerialna (str.45):
(...) proponuje się określenie przez ministra właściwego do spraw szkolnictwa wyższego ramowych reguł kształcenia na studiach doktoranckich. Wprowadzenie ramowych reguł kształcenia na studiach doktoranckich podyktowane jest troską o jakość kształcenia na tym stopniu studiów.
Komunikat z Bergen - 2005 bierze wprawdzie pod uwage - Considering the need for structured doctoral programmes and the need for transparent supervision and assessment, przestrzega jednak przed overregulation. Jest to jeszcze raz wyraznie podkreslone w komunikacie z Londynu (2007). W tej sytuacji propozycja ministerialna Studia doktoranckie staną się również przedmiotem oceny PKA. bedzie miala sens, jezeli ocena ta nie bedzie polegala na ocenie programow studiow lecz glownie na sprawdzaniu czy core doctoral training rzeczywiscie jest realizowany through original research. osobiscie wykluczam mozliwosc wprowadzenia jakichkolwiek standardow ksztalcenia dla studiow doktoranckich. Dopuszczam jakakolwiek regulacja programow jedynie w ramach/po wprowadzeniu KRK z pomoca descryptorow dublinskich.

Anonimowy pisze...

Obecnie uruchamaia sie studia doktoranckie praktycznie bez sprawdzania zaplecza i jakosci kadry. Skutkuje to mnozeniem mlodych doktorow, ktorzy uwazaja, ze faktycznie osiagneli poziom doktora. Wprowadza sie w blad spoleczenstwo i tych mlodych ludzi, ktorym wydaje sie, ze sa naukowcami. Wielu sposrod uprawnionych do promowania mlodych ludzi juz od lat nie prowadza badan i dlatego powinno sie weryfikowac ich kwalifikacje przy pomocy prostych i przeciez dostepnych parametrow, przy okazji oszczedzajac na kosztach.
Podobnie, nadawanie uprawnien uczelniom, wydzialom, instytutom w oparciu o kiedys uzyskane tytuly tez jest marnotrawcze, a mlodzi ludzie po prostu nie maja zadnego porownania i wyobrazenia jak proces ksztalcenia powinien wygladac. Tylko sprawdzanie na biezaco jakosci badan niezaleznie od utytulowania kadry moze poprawic stan faktyczny i pomoc rozsadnie wydawac panstwowe fundusze.

Anonimowy pisze...

Stopnie naukowe sa wynikiem prac odpowiednich rad, ktore maja do tego uprawnienia. Mozna wiele mowic o procesie uzyskiwania uprawnien i proces ten udoskonalac i zapewne trzeba to uczynic. Procesy te przebiegaja w miare poprawnie w tych najlepszych placowkach. Jednakze takie same tytuly naukowe nadaje wiele placowek naukowych "swoim kandydatom", aby ratowac swoje istnienie. Tam nie obowiazuja juz zadne zasady. Czlonkowie rad ratuja swoje uprawnienia i swoje stanowiska. W takich warunkach utytulowano juz cale rzesze "naukowcow". Tymczasem nasze Ministerstwo zrezygnowalo z faktycznej kontroli nadawania tytulow, a nowo mianowani naukowcy moga juz obecnie promowac mlodych bez ograniczen. Moga to robic nawet w dobrej wierze. Moga sie nawet usprawiedliwiac, ze w osciennych krajach jest nawet gorzej, a ich szefowie wymuszaja na nich promowanie nowych "naukowcow" w interesie "calego srodowiska". Wszystko dzieje sie zgodnie z prawem, a naukowcy pelniacy funkcje administracyjne dbaja tylko o to czy wszystko jest zgodne z prawem. Jakosc naukowa jest tak trudna do zakwestionowania, ze faktycznie niewiele ryzykuja.

Malgorzata pisze...

Prosba do osob, ktore komentuja bez logowania. Prosze podpisywac anonimowe wpisy chociazby nickiem dla ulatwienia dyskusj.

@Anonimowy
Szczegolnie drugi wpis jest bardziej adekwatny do watku dyskusyjnego ze stycznia 2008r. Zjawiska pozytywne i patologiczne w dzialanosci polskich uczelni - proba diagnozy, pozostawie go jednak w tym miejscu bez moderacji, gdyz bardzo scisle wiaze sie z ostatnia dyskusja na temat miejsca 'wyprowadzenia' procedur habilitacyjnych z macierzystych rad wydzialow.

Obawiam sie, ze skala nie zawsze merytorycznego traktowania 'swoch kandydatow' mogla byc badzo duza, gdyz jak inaczej uzasadnic Stanowisko Prezydium KRASP i Prezydium PAN z dnia 15 maja 2008t. w sprawie drogi awansu naukowego, w ktorej czytamy (...) obowiazujaca procedura habilitacyjna jest niedoskonala i wymaga zmian idacych w kierunku uzyskiwania habilitacji poza macierzysta placowka kandydata, przywrocenia nadzoru organu akademickiego wyzszego stopnia (...).
W tej sytuacji wydaje sie, ze zapis str.35 zalozen obecnie brzmiacy:
Wprowadzenie indywidualnego trybu składania przez aplikantów wniosków do CK o wszczęcie procedury habilitacyjnej oraz wskazywania przez nich rady właściwej do nadania stopnia, dobrze by bylo uzupelnic o zapis zgodny z cytowanym powyzej stanowiskiem Prezydiow KRASP i PAN w nastepujacy sposob (pogrubiony tekst)
rady, poza macierzysta placowka kandydata, właściwej do nadania stopnia

Malgorzata pisze...

III. Studia i studenci

Szkolnictow polskie ma moim zdaniem kilka PILNYCH problemow do rozwiazania:

1. Problem FIKCJI konstytucyjnie gwarantowanego dostepu do bezplatnego szkolnictwa wyzszego, w kontekscie warunkowania prawa do niego rodzajem wlasnosci uczelni;
2. Studia licencjackie, ktore nie spelniaja swojej roli - zwlaszcza w kontekscie masowosci ksztalcenia. Ich programy najczesciej powstaly w sposob 'automatycznego' podzialu 5 lat na 3+2
3. Pojecie kierunku studiow i standardow ksztalcenia, ktore byly podstawa dopiero co stworzonych nowych programow studiow.
4. Studia magisterskie o obnizonej randze - wiekszosc nie zawiera w programach elementow wymaganego reserach
5. Studia doktoranckie, ktore w wielu przypadkach pelnia role studiow podyplomowych lub uzupelniajacych do magisterskich.
6. przecietna polska praca magisterska i doktorska znaczaco odbiega od standardow wyznaczanych przez renomowane uczelnie.
7. W najblizszym czasie polskie uczelnie beda musialy dostosowac swoje programy do nowo tworzonej Krajowej Ramowej Struktury Kwakifikacji opartej na deskryptorach dublinskich a nie tak jak obecnie na tresciach programowych dla poszczegolnych kierunkow.

Wydaje sie, ze docelowo nalezy utrzymac masowosc ksztalcenia na poziomie licencjackim, ale tez zwiekszyc jego roznorodnosc i odejsc od minimow kadrowych opartych na akademickosci kadry. Nalezy przemyslec mozliwosc wydluzenie studiow licencjackich do 4 lat (180-240 ETCS) do decyzji uczelni i byc moze wprowadzenie the possibility of intermediate qualifications linked to the first cycle, ktora przewiduje komunikat z ostatniej konferencji w Lowanium 2009r. Nalezy polozyc nacisk na to by absolwent licencjatu posiadal konkretne kwalifikacje umozliwiajace mu podjecie pracy zawodowej (ranga licencjatu) by ograniczyc zjawisko 'overeducation' gdy absolwenci podejmuja prace ponizej swoich kwalifikacji.
By przywrocic range studiom magisterskim (master thesis z elementami research) nalezy uwglednic fakt jaki procent danego rocznika jest zdolny intelektualnie by sprostac wymaganiom i przykladowo obecny warunek dla 10% podjecia studiow na drugim kierunku przeniesc np na 10% bezplatnych studiow magisterskich - miejsca przez konkurs, egzaminy, etc... Pozwolilo by to na wyzsze wymagania w stosunku do studiujacej mlodziezy, gdyz obecne sa one zbyt czesto dostosowywane do 'przepuszczania' zbyt wysokiego procentu studiujacej mlodziezy, co jest glowna przyczyna obnizenia rangi magisterium.
Przykladowo w USA mamy (Thieme str.152):
Dane z 2007r.
Associate 689 tys. 24,1% (pierwszy cykl)
Licencjat 1506 tys. 52,6%
Magister 614 tys. 21,4%
Doktor 54 tys. 1,9%
co chyba odpowiada mozliwosciom intelektualnym populacji....

Zbigniew Mitura pisze...

Uwazam, ze obecnie najwieksze nieporozumienie tkwi przy rozumienie zdobywania stopnia dr hab. Otoz stopien ten nie powinien byc przyznawany za "dorobek" ale za "potencjal". Dokladniej, za potencjal do prowadzenia porzadnych doktoratow, tj. takich, ktorych wyniki sa na poziomie gwarantujacym regularna publikacje (tj. niekonferencyjna) w renomowanym czasopismie (sama publikacja moze nastapic juz po obronie doktoratu, ale czasopismo powinno byc naprawde dobrze ropznawalne w swiecie). Kandydat na dr hab. powinien miec wiec pare wlasnych prac w swoim dorobku rozpoznawalnych na swiecie i dodatkowo powinien byc osoba o pewnej dojarzalosci naukowej, dydaktycznej i administracyjnej, tj. ktora odbyla staze w innych osrodkach i wykazala sie umiejetnoscia wygrywania konkursow na pozycje naukowe lub granty. I jeszcze raz powtorze, moim zdaniem, stopien dr hab. powinien byc za pokazanie potencjalu do kierowania mlodymi ludzmi w ich pracy badawczej, a nie za napisanie x prac i osiagniecie wspolczynnika H y. A za te dwie ostatnie rzeczy mozna wnioskowac o nagrody rektora, ministra, ew. o kzyz zaslugi.

Zbigniew Mitura pisze...

Przyspieszona sciezka dla tzw. "wybitnych uczonych" z zagranicy nie robi dobrego wrazenia, przeciwnie wyglada troche na furtke do nie do konca jasnych ruchow. A konkretniej, to moim zdaniem kazdy kto pragnie zatrudnic sie w Polsce nie powinien miec nic przeciwko przechodzeniu standardowych procedur kwalifikacyjnych, przy zalozeniu, ze procedury te sa przejrzyste i nie trwaja dluzej niz powiedzmy trzy miesiace. I powiedzmy tez sobie tutaj otwarcie, ze noblisci z Zachodu raczej nie beda zainteresowani realna praca w Polsce, gdyz maja swietne warunki do pracy u siebie. Sciagnieciem "wybitnych uczonych" moga byc jednak zainteresowane niektore polskie instytucje, ktorym bardzo zalezy na poprawie paperowego wizerunku. Tj. zatrudniamy sobie nobliste, formalnie prowadzi on doktoraty, ale w rzeczywistosci on sie u nas nie pojawia, a kto inny wykonuje cala prace - w statystykach natomiast bedzie swietnie. W tym kontekscie przypomne, ze w niedawnych wyborach, SLD zatrudnila na podobnej zasadzie Aleksandra Kawasniewskiego, ktory mial pomoc sciagnac uwage wyborcow. Jednak pomimo swoich najleszych checi (w co wierze)Aleksander Kwasniewski byl tak znuzony tym przedstawieniem (gdyz on faktycznie o nic juz nie walczyl i nie mial nic emocjonujacego do wygrania), ze musial sobie czasem "poprawic humor" (to nie zarzut z mojej strony, raczej zrozumienie) i rachunek strat i zyskow skutecznie sie komensowal. Pytanie zasadnicze: czy naprawde warto stosowac takie czysto taktyczne metody, zamiast stawiac na ludzi naprawde "glodnych" sukcesu.

Malgorzata pisze...

Zgadzam się w pełni z komentarzem Zbigniewa.

Ustawodawcy pomylili 'ocenę okresową' po doktoracie z uznaniem samodzielności naukowej, ktora notabene w innych krajach jest otrzymanie stopnia doktora.

W zaproponownaym ujeciu (ocena osiagniec po doktoracie) w miejsce calosciowej oceny potencjalu naukowego kandydata, jest to raczej uzasadnienie awansu w hierarchii uczelnianej 'za zaslugi' po poprzednim 'awansie'.

Jest to zreszta najwieksze nieszczescie w mentalnosci polskiego srodowiska - ciagle przy awansach myslimy w kategorii nagrod za 'cos z przeszlosci' a nie co ktos ma, planuje lub moze zrobic w przyszlosci.

Podaje przykladowo oglosznie o konkursie na stanowisko junior level tenure-track:

The Department of Mechanical Engineering at Stanford University invites applicants for a tenure-track faculty position at the junior level (Assistant or untenured Associate Professor) in the broadly defined area of mechanics. We are searching for an energetic and visionary individual in any area of mechanics, but we are especially interested in the following: multiscale modeling and simulation with application to materials, devices or biological systems; nano- and micro-scale mechanics; computational and solid mechanics.

Applicants must hold a doctorate in an appropriate field and must have demonstrated an ability to carry out outstanding research and have a strong record of, or promise for, exceptional teaching. Appointment will be at a rank commensurate with the applicant's experience.

Applicants should send a curriculum vita, a brief statement of their interests that includes their vision for their research area and teaching, copies of one or two publications,
and complete contact information for at least five references, to the following address:

Malgorzata pisze...

ZM napisal
kazdy kto pragnie zatrudnic sie w Polsce nie powinien miec nic przeciwko przechodzeniu standardowych procedur kwalifikacyjnych
Na strazy tych standardowych procedur kwalifikacyjnych stoi CKdsSNT.

Polecam porownanie ponizszej wypowiedzi prof. J.Tazbira w czasie debaty w komisji sejmowej nad obecna ustawa PSW z wpisem anonimowego 20 czerwiec 2009 19:50 :

Przewodniczący Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów Naukowych Janusz Tazbir : Nie chcę referować szczegółowo pisma, które Centralna Komisja skierowała do sejmowej Komisji. Chciałbym tylko ustosunkować się do pewnego bardzo niepokojącego nieporozumienia, a mianowicie do przekonania, iż podwyższenie wymagań w stosunku do doktorów może w skutecznym stopniu zastąpić habilitację. Nie bardzo sobie wyobrażam, w jakiej formie miałoby się dokonywać owo podwyższenie wymagań: czy poprzez apele do sumień recenzentów opiniujących prace doktorskie, do sumień rad wydziałowych, do sumień dziekanów? Sądzę, że w nauce niezbędna jest jakakolwiek forma kontroli. Ta kontrola może być przeprowadzona w postaci konkursów na stanowiska profesorów. Taka forma kontroli jest systematycznie prowadzona na uniwersytetach amerykańskich przynajmniej corocznie poprzez wypowiedzi studentów o przydatności dydaktycznej wykładowców. Na uniwersytetach niemieckich odbywa się to poprzez możliwość przenoszenia się z gorszych uniwersytetów na lepsze. Tę kontrolę sprawuje u nas Centralna Komisja. Można oczywiście założyć, że Centralna Komisja będzie się zajmować nie habilitacjami, ale oceną poziomu doktorów. W Centralnej Komisji przeprowadzamy taką ocenę i muszę przyznać, że ona wypada dość zatrważająco. Mniej więcej na 10 przejrzanych doktoratów od 4 do 7 doktoratów nie spełnia podstawowych wymagań. Zakładając utopijnie, że taka specjalna Komisja do przeglądania doktoratów zostałaby powołana, to przy obecnej liczbie doktoratów musiałaby to być Komisja stale obradująca - nie raz na miesiąc, ale dwa do trzech razy w tygodniu. Sądzę, że po kilku latach funkcjonowania takiej Komisji rozległyby się głosy, że doktoraty stanowią zasadniczą przeszkodę w szybkim rozwoju kadry naukowej i że po magisterium należy od razu nadawać profesurę. Okazałoby się bowiem, że znaczna część tych doktoratów jest kwestionowana na poziomie tej nowej Komisji.
Źródło:
Data: 19-01-2005, Biuletyn nr:4104/IV, Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży /nr 229/ Sejm RP,

Anonimowy pisze...

Paradoks. Po wypromowaniu swojego pierwszego doktora zrozumiałem, że właśnie fakt wypromowania doktora jest najlepszym probierzem dojrzałości i samodzielności naukowej PROMOTORA. Ale w polskim prawie samodzielność naukowa jest warunkiem koniecznym do uzyskania prawa do promocji doktorów. Błędne koło.

A jakby tak rozerwać to błędne koło i usamodzielnić doktorów... Wtedy wypromowanie innego doktora byłoby widomym znakiem osiągnięcia kolejnego szczebla w rozwoju naukowym. Ba! W rozwoju społecznym i dydaktycznym (wymuszałoby to współpracę co najmniej 2 osób i eliminowało różnej maści niedojrzałych egoistów etc.). Oblanie doktoratu (rzecz obecnie niebywała!) byłoby też "oblaniem" promotora i vice-versa...

Ale idźmy dalej: cóż komu po samej samodzielności naukowej? Ma rację Zbigniew, że kryteria formalne, różne "h" i sumaryczne "IF", to podstawa do wniosków o medal a nie o zatrudnienie na stałe. Przy zatrudnieniu na stałe liczy(ć powinna) się samodzielność naukowa, ale też zdolność do kierowania zespołem, formułowania nowoczesnych tematów badawczych, zdobywania funduszy, oferowania ciekawej dydaktyki, podejmowania działań administracyjnych, popularyzatorskich, identyfikacji z uczelnią etc. I tak doszedłem do wymagań profesorskich - profesorskich ponazwiskowych, czyli uczelnianych. W tej myślowej konstrukcji nie widzę miejsca dla drów habilitowanych ani profesorów belwederskich.

Alternatywa: przyznać, że król jest nagi i zrównać doktoraty UE/USA/CA/JPN/Korea/Indie z naszymi habilitacjami :-)

PS. Nie wiem, co w mojej habilitacji odpowiadało ustawowemu kryterium "znaczącego wkładu etc etc.". Zdaje się, że po prostu osiągnąłem właściwy wiek ;-)

Jan pisze...

Zauważam u Małgorzaty i ZM silną niechęć do premiowania "za przeszłość". Pytanie więc " o co walczymy?", czy o OBNIŻENIE (i tak przecież niskich!) kryteriów awansu naukowego?

Mój wniosek: JEŚLI zmieni się struktura zarządzania, to wiele obecnych patologii zniknie od razu. Jesli się zarządzanie nie zmieni (a na to się raczej zanosi) - to proponowane czy sugerowane przez reformatorów zmiany mogą wręcz być anty-skuteczne (np. promować awans BMW - ale "rokujących świetlane nadzieje", a eliminować niepokornych z dorobkiem.

Jeden z "Anonimowych" napisał
"Jakosc naukowa jest tak trudna do zakwestionowania, ze [Rady naukowe nadające "lipne" stopnie] faktycznie niewiele ryzykują".
Tu brak zgody: jakość naukowa (zwłaszcza duzej jednostki naukowej) jest banalnie łatwa do ustalenie - wystarczy lista publikacji i innych osiągnięć (a duży procent wpisów "śmieciowych" jest tu minusem samm w sobie) i minimalna wiedza plus internet, aby to ustalić. JEŚLIBY płatnik (minister) cofał uprawnienia (a pieniądze zresztą też) dla jednostek pozorujących tylko pracę naukową - to system wreszczei otrzymałby jakieś sprzężenie zwrotne. Opłacałoby się mieć dobrą kadrę i promować DOBRYCH doktorów (bo gdyby okazało się, że większość WYPROMOWANYCH doktorów jest "nikim" patrząc a posteriori, to mogłoby to byłoby to poważnym MINUSEM).

WNIOSEK: patrzeć na przeszłość, ale stosunkowo krótką. Toi co było 10 lat temu powinno mieć małe znaczenie, 20 lat temu - zgoła żadne, ale to co bylo 3-5 lat temu: uważam że to właśnie powinna być podstawa do oceny.

Malgorzata pisze...

Jeszcze raz ponawiam apel do anonimowych wpisow bez logowania o podanie na koncu przynajmniej nicku dla ulatwienia dyskusji.

W odpowiedzi Janowi na Pytanie więc "o co walczymy?":
Przede wszystkim o:
1. zachowanie obowiazku napisania i obrony doctoral thesis. Wprawdzie sa kraje (Finlandia?) gdzie mozliwe jest przedstawienie 'zszywki', ale w warunkach polskich jest to szalenie grozne. Zacytuje tutaj jeszcze raz prof. Tazbira Nie bardzo sobie wyobrażam, w jakiej formie miałoby się dokonywać owo podwyższenie wymagań: czy poprzez apele do sumień recenzentów opiniujących prace doktorskie, do sumień rad wydziałowych, do sumień dziekanów?
2. wyeliminowanie, a przynajmniej znaczace zmniejszenie niemerytorycznej uznaniowosci przy awansie. Tutaj wypowiedz prof. Tazbira raczej wskazuje na celowosc wyprowadzenia procedur (habilitacja) z macierzystych jednostek.

Jan pisze...

@Malgorzata

Punkt pierwszy wydaje mi sie (jednak) dosc malo istotny. JESLI ktos napisal kilka dobrych prac samodzielnych, to dlaczego (a priori) uwazac "zszywke" za cos groznego?
Natomiast przy "mocnej" obecnosci prac wspolautorskich zszywka jest w zasadzie niemozliwa. Generalnie: nie widze niebezpieczenstwa w tym, aby przy doktoratach DOPUSCIC MOZLIWOSC uproszczonych poprzez te "zszywki" postepowan (w stylu obecnej habilitacji). Oczywiscie elementami tych zszywek powinny byc prace w pismach o dostatecznie wysokiej randze.

A zobiektywizowanie kryteriow: w pelni popieram. ZWLASZACZA jakies ostre postawienie jakichs MINIMALNYCH wymagan dorobkowych (egzekwowalnych w momencie OBRONY doktoratu). Oraz jeszcze ostrzejsze wymagania dorobkowe dla czlonkow Rad nadajacych stopnie (scislej: dla czlonkow MINIMUM KADROWEGO niezbednego do uzyskania uprawnien).

Malgorzata pisze...

@Jan

Taki argument byl sluszny w przypadku habilitacji, a nie jest w przypadku doktoratow. Raz w zyciu trzeba napisac conajmniej kikudziesiecio stronicowa prace, o scisle okreslonej konstrukcji i logice. Mnie tez sie kiedys wydawalo, ze to jest niemozliwe, zeby ktos tego nie potrafil, ale lektura kilku doktoratow mocno mnie niestety sprowadzila na ziemie.

Dodatkowo uwazam: To jest wewnetrznie sprzeczne z ideą 3-4 letniego cyklu studiów doktoranckich. W takim okresie, biorąc pod uwagę długość cyklu publikacyjnego w renomowanych czasopismach (rok do dwóch) jest rzeczą niemożliwą osiągnięcie proponowanych wymagań przy decydującym wkładzie pracy własnej doktoranta. Jest tutaj wewnętrzna sprzeczność. Oczywiście są szczególnie uzdolnione osoby, które publikują już wyniki pracy ze studiów graduate (drugi cykl). W tym przypadku rozwiązaniem właściwym nie jest odstąpienie od wymogu napisania doctoral thesis lecz zwolnienie z obowiązku uzyskania wcześniej stopnia magistra (napisania pracy magisterskiej).

Malgorzata pisze...

Jan napisal: Oraz jeszcze ostrzejsze wymagania dorobkowe dla czlonkow Rad nadajacych stopnie (scislej: dla czlonkow MINIMUM KADROWEGO niezbednego do uzyskania uprawnien).

Dla jakosci doktoratu, obok zdolnosci i wiedzy doktoranta, krytyczne sa kompetencje promotora i recenzentow pracy. Minima kadrowe rady nie maja tutaj nic do rzeczy. Jedyne co nalezy zrobic, to wyrzucic z uwarunkowan systemowych wszelkie korzysci dla jednostki promujacej i dla promotora wynikajace z pozytywnie zakonczonego przewodu. A dokladniej nalezy zrezygnowac z:
- punktow dla jednostki za rozwoj kadry;
- warunkowania awansu od ilosci doktorantow;
- zaliczania pisania recenzji prac doktorskich do aktywnosci zawodowej (patrz propozycje ankiety na tytul profesora).

Obecne propozycje kontrolowania przez PKA studiow doktoranckich i uwzgledniania oceny w finansowniu jednostki swietnie spelnia projakosciowa role. Oczywiscie pod jednym warunkiem: ocenie bedzie podlegala jakosc doktoratow (mierzona m.in. publikacjami z pracy) a nie wypelnianie minimow kadrowych przez rade czy wykladowcow na studiach.

Jan pisze...

@Małgorzata

"Dla jakosci doktoratu, obok zdolnosci i wiedzy doktoranta, krytyczne sa kompetencje promotora i recenzentow pracy" - oczywiście.
"Minima kadrowe rady nie mają tutaj nic do rzeczy" - chyba jednak mają. Słaba rada to nawet nie "wymyśli" ani dobrego promotora, ani recenzentów.

Ale O.K., ocena a posteriori (publikacje doktorantów czy z doktoratu, powiedzmy do 2-3 lat PO obronie) jest jak najbardziej na miejscu! To dobry pomysł. GDYBY juz teraz (wstecznie na powiedzmy 5 lat) coś takiego zrobić, to byłoby przepięknie. Ale w to nie wierzę. [Nota bene: dziś otwieraliśmy dwa przewody naszych absolwentów: w obu przypadkach juz po kilka prac filadelfijskich (w tym 24-punktowe, doktorant na pierwszym miejscu). Aż miło słuchać. Ale w większych uczelniach jest często gorzej].

Jan pisze...

A koniecznośc napisania po polsku rozprawki - no niech będzie, faktycznie ta oczywistość pisania może nie jest tak oczywista...

Malgorzata pisze...

Jan: A koniecznośc napisania po polsku rozprawki (...)
prosze zerknac na str. 33
Wprowadzenie możliwości przedkładania rozprawy doktorskiej i obrony w języku angielskim, a w przypadku studiów filologicznych również w językach będących przedmiotem badań.

Jan: Ale O.K., ocena a posteriori (publikacje doktorantów czy z doktoratu, powiedzmy do 2-3 lat PO obronie) jest jak najbardziej na miejscu! To dobry pomysł. GDYBY juz teraz (wstecznie na powiedzmy 5 lat) coś takiego zrobić, to byłoby przepięknie. Ale w to nie wierzę. [Nota bene: dziś otwieraliśmy dwa przewody naszych absolwentów: w obu przypadkach juz po kilka prac filadelfijskich (w tym 24-punktowe, doktorant na pierwszym miejscu). Aż miło słuchać. Ale w większych uczelniach jest często gorzej].

Drogi Janie, mam glebokie wewnetrzne przekonanie, ze to wlasnie minima kadrowe sa glowna przeszkoda ograniczajaca rozwoj malych osrodkow a takze 'przymykania' oczu na nieakceptowalne zachowania kadry samodzielnych niezbednych i/lub wplywowych. W medycynie nie sa potrzebne stopnie i tytuly by zostac ordynatorem oddzialu - podobnie dla zabezpieczenia 'kadrowego' oddzialu wystarczy odpowiednia ilosc lekarzy. Przez ostatnie lata powstala sporo wspanialych oddzialow w malych szpitalach/miejscowosciach - tworzonych przez mlodych lekarzy, ktorzy nie widzieli dla siebie szansy rozwoju w duzych osrodkach. Na uczelniach nie jest to przy obecnym stanie prawnym mozliwe. Glownym jak nie jedynym kryterium zatrudniania osob z zewnatrz jest wypelnienie minimow kadrowych.

Malgorzata pisze...

Jako dodatkowy komentarz do Jana "pisaniu rozprawki po polsku", cytuje
Raport Polska 2030 str. 224
eliminacja wszelkich, nierzadko absurdalnych, barier międzynarodowej wymiany wiedzy (jak np. wytycznych Centralnej Komisji ds. Uznawania Stopni i Tytułów podważających zasadność pisania prac naukowych w językach obcych)

Na tej samej stronie raportu czytamy:
Skuteczna strategia zapewniania jakości szkolnictwa wyższego powinna identyfikować przede wszystkim te problemy, które można rozwiązać w stosunkowo krótkim czasie, wykorzystując już dostępne narzędzia prawne i finansowe. Są to między innymi: (...)
• wprowadzenie deregulacji prawnych zwiększających kompetencje rektora i dziekanów w zakresie polityki zatrudniania i wynagradzania pracowników oraz dysponowania majątkiem uczelni wyższej;
profesjonalizacja zarządzania uczelniami przez zmianę zasad doboru osób na kluczowe stanowiska (zastąpienie procedur demokratycznych przyczyniających się częstokroć do zachowania status quo przez procedury merytokratyczne – otwarte, międzynarodowe konkursy)
;

Uważam, że zwiekszenie uprawnien wladz uczelni powinno byc chyba uwarunkowane powolaniem ich w konkursowych a nie 'demokratycznych' procedurach, gdyz w przeciwnym razie istnieje niebezpieczenstwo, ze tak wybrane wladze moga reprezentowac interesy wiekszosci zainteresowanej jak najdluszym zachowaniem staus quo i korzystajac z dodatkowych 'narzedzi' wrecz opoznic wprowadzenie korzystnych zmian na uczelniach. Lektura wywiadu w Polityce z prof. Pacholskim Przekluc ten balon moze sugerowac, ze moje obawy nie sa calkiem bezpodstawne :-(

Jarek pisze...

Na co dzień nie nauczam studentów. Mam do czynienia z praktykantami, magistrantami i doktorantami. Dlatego chciałbym ograniczyć swoją opinię do kwestii kształcenia doktorantów i poziomu doktoratów.
Jeśli nie chcemy zgodzić sie na dalszą degradację stopnia doktora to trzeba połączyć proces kształcenia doktorantów z systemem finansowania badań naukowych.
Po pierwsze, trzeba skierować cześć pieniędzy przeznaczonych na obecny system studiów doktorskich na finansowanie projektów badawczych zawierających w swoich planach utrzymywanie jednego lub dwóch doktorantów. Trzeba przy tym obłożyć te fundusze zastrzeżeniem, że kandydaci musza zostać wyłonieni na drodze otwartego konkursu albo przynajmniej ogłoszenia. Zamiast wywracać obecne konkursy grantowe można zastosować automatyczną dokładkę. Przykładowo 30 najlepszych projektów grantowych w konkursie może z automatu uzyskać po jednym czteroletnim stypendium doktoranckim jako premie za dobry projekt. Wtedy doktoranci będą trafiali do zespołów naukowych, którym się chce prowadzić badania i które mają odpowiedni warsztat.
Po drugie, trzeba zmienić zasady finansowania studiów doktoranckich. Obecny system akredytuje studia doktoranckie na podstawie ekstensywnych parametrów tytularnych czyli liczby profesorów belwederskich oraz liczby doktorów habilitowanych. Założenie jest takie jak w całym systemie akredytacji czyli, że ilość tytułów przejdzie w jakość kształcenia. Tymczasem prace doktorskie są bezpośrednio zależne od dostępu do aktywnych naukowo promotorów, odczynników oraz aparatury. Dlatego akurat w odniesieniu do studiów doktoranckich elementem oceny powinno być to czy i jakie badania naukowe prowadzone są na danym wydziale. Najbardziej rewolucyjny i najlepszy byłby system, w którym najlepsi magistranci mogliby ubiegać się o stypendia doktoranckie, które nie są powiązane z żadna konkretną uczelnią. Bardzo szybko uczelnie i wydziały podzieliłyby się takie do których jest wielu chętnych dobrych doktorantów z „własna kasą” i takie, które muszą poszukiwać sobie doktorantów.
Zmiany nie muszą wcale dotyczyć 100% stypendiów doktoranckich. Wystarczy ufundować i rozdzielić w formie ogólnopolskiego konkursu 10% korzystnych finansowo stypendiów dla najlepszych absolwentów a kolejne 10% stypendiów przeznaczyć na wsparcie najwyżej ocenionych projektów badawczych i system zacznie się zmieniać w pożądanym kierunku.

Zbigniew Mitura pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Malgorzata pisze...

ZM napisal: Jarek poruszyl tutaj bardzo "delikatny" temat - promowania doktorantow poza uczelnia, Jarek zas
Dlatego akurat w odniesieniu do studiów doktoranckich elementem oceny powinno być to czy i jakie badania naukowe prowadzone są na danym wydziale. ????

Osobiscie w pelni popieram wpis Jarka. Jest to zreszta czesciowe powtorzenie wpisu z 11 lutego 2009r., ktorego szczegolnie trafne fragmenty pozwole sobie zacytowac
(...) wystarczy wprowadzić możliwość uzyskiwania w ramach środków grantowych pieniędzy na stypendia doktoranckie na okres 4 do 5 lat. Jednocześnie należy ograniczyć możliwość wydatkowania tych środków koniecznością prowadzenia otwartego ogólnopolskiego konkursu na zatrudnienie doktorantów. W ten sposób zdobycie grantu będzie skutkowało pojawieniem się w prasie ogłoszenia następującej treści: " Instytut Biologii Kosmicznej poszukuje kandydatów zainteresowanych robieniem doktoratu z dziedziny fizjologii stypułek marsjańskich' Wymagania[...] Praca odbywac się będzie w zespole kierowanym przezprof. (albo dr) Dobrego. Opis projektu i nasze ostatnie publikacje na stronie www.marsjanskiestypulki.pl. Jak w Polsce zaczna sie pojawiac takie ogloszenia to i mobilnosc wzrosnie i najlepsi studenc i zaczna trafiac do najbardziej aktywnych naukowo zespolow. I jak zobacze takie ogloszenia to uwierze, ze cos sie reformuje.

Dodam, ze ja rowniez dopiero wtedy uwierze.... Elementy pojawiaja sie przy propozycjach KNOW, ale to bardzo ograniczone srodki w stosunku do calej puli grantow badawczych.

Wydaje mi sie, ze ZM piszac o 'delikatnym' temacie myli dwie zupelnie rozne rzeczy:
1. obrony doktoratow i wydawanie dyplomow doktora przez jednostki nie bedace uczelniami, np IPPT PAN;
2. prowadzenie badan w dowolnym miejscu na swiecie, nie nalezacym do campusu uczelni, w ktorej ma byc obrona pracy.

O ile to pierwsze jest rzeczywiscie dyskusyjne i temat moze byc nie tylko delikatny, ale i silnie polityczny, o tyle to drugie jest nie tylko wskazane, ale wrecz pozadane i majace bardzo czesto juz teraz miejsce - np doktorant prowadzi czesciowo badania w czasie stazu zagranicznego (na innej uczelni). Obecnie jest to dzika dzungla i dobrze, ze ministerstwo proponuje zmiany, ktore maja ja ograniczyc jak np wspolpromotorstwo, podpisywanie umow, etc...
Zupelnie smialo wyobrazam sobie, ze doktorant bedzie realizowal swoj temat badawczy w dowolnej nieuczelnianej jednostce B&R (rowniez w prywatnej firmie) czy to w ramach grantu finansowanego przez budzet panstwa czy tez dane przedsiebiorstwo.

Zbigniew Mitura pisze...

Po namysle doszedlem do wniosku ze moj poprzedni wpis byl nie na temat i zdecydowalem sie go usunac.

Malgorzata pisze...

Oczekujemy likwidacji kierunków studiów to tytul artykulu na stronie PSRP.
Wielkie brawa dla przewodniczacego PSRP Bartlomieja Banaszaka za wypowiedz:
Od ministerstwa oczekujemy też jednak przede wszystkim odwagi w likwidacji kierunków studiów, tak byśmy mogli uczyć się tego co jest zgodne z naszymi zainteresowaniami i oczekiwaniami na rynku pracy.

Moja propozycja brzmi:
uwaga ogólna - powinno się usunąć z ustawy pojecie kierunek studiów, na rzecz dyscypliny studiów.
Art. 8 punkt 2 ustawy PSW jest wygodny z punktu widzenia zatrudnionej kadry (planowanie obciążenia kadry), ale odbierając studentom swobodę kształtowania profilu absolwenta w danej dziedzinie, generuje niepotrzebne koszty dla budżetu (zjawisko studiowania na kilku kierunkach) i ogranicza młodzieży dostęp do bezpłatnej edukacji.
Art. 8 obowiązującej ustawy PSW wprowadza studiowanie na kierunkach. Nowelizacja winna odejść od tej koncepcji na rzecz PROGRAMÓW studiów w ramach DYSCYPLIN. Pojęcia te są zgodne z deskryptorami dublińskimi, które maja być podstawą opracowania KRK i w kolejności nowych programów.

Malgorzata pisze...

Historyczne uzupełnienie z 2005r.

Poseł Ryszard Hayn /SLD/: Przechodzimy do rozpatrzenia punktu 24a, w którym zapisano definicję "kierunek studiów". Ta definicja jest następująca: "wyodrębniony obszar kształcenia". Czy do tej definicji są jakieś uwagi?

Poseł Antoni Stryjewski /RKN/: Mam tu zasadniczą uwagę, chociaż nie mam jeszcze propozycji zmiany w tym tekście. Moim zdaniem, kierunek studiów to nie jest "obszar". Można to określić jako dziedzinę kształcenia czy zakres wiedzy. "Obszar" jest w tym przypadku sformułowaniem nieprecyzyjnym.

Poseł Ryszard Hayn /SLD/: Kto chciałby się wypowiedzieć w tej kwestii?

Poseł Antoni Stryjewski /RKN/: Mam prośbę do pana prof. Jerzego Woźnickiego, żeby jednak spróbować inaczej zdefiniować kierunek studiów i uniknąć tego sformułowania "obszar kształcenia", bo jest to pojęcie raczej odpowiadające przestrzeni geograficznej i zwyczajowo chętnie używane do czegoś innego. Tu chodzi głównie o jakiś zasób wiedzy przekazywanej i pozyskiwanej.

Prof. Jerzy Woźnicki: Gdyby ta sprawa była definiowana w sposób wyłączny w tym miejscu, to trzeba by oczywiście rozbudować tę definicję. My jednak wiemy, że tak naprawdę ten wyodrębniony obszar kształcenia jest tak nazywany i definiowany za pośrednictwem standardów kształcenia przez ministra w rozporządzeniu. Tutaj jest to tylko zapowiedź czegoś, co następnie jest zdefiniowane w sposób bardzo precyzyjny. Mamy system kształcenia, w którym kierunki studiów spełniają fundamentalną rolę, inaczej niż w świecie anglosaskim. Tam używa się pojęcia, które można przetłumaczyć jako "pole studiów", a więc też używa się pojęcia "pole" i ktoś mógłby powiedzieć, że jest to zapożyczenie z rolnictwa. Tutaj mamy kompetencje ministra, który na wniosek Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego, we współdziałaniu ze środowiskiem akademickim, określa te kierunki kształcenia. Dlaczego używamy słowa "obszar", a nie np. "dziedzina kształcenia"? Jest tak dlatego, że mamy dziedzinę nauk, mamy dyscyplinę naukową i nie chcemy mieszać tego nazewnictwa. Słowo "obszar" znaczy tutaj mniej więcej tyle, co pewien zakres kształcenia, ale wydawało się nam, że "zakres" jest słowem nie dość adekwatnym do pojęcia kształcenia. Jest pewien obszar wiedzy i te obszary to są pojęcia stosowane w nauce. Mówimy także o jakichś obszarach działania w nauce. Jednym słowem, pojęcie "obszar" ma jeszcze inne znaczenie niż tylko geograficzne i myśmy tego pojęcia użyli w tej definicji
.

źródło: Biuletyn nr:4156/IV Komisja: Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży /nr 230/ Data: 10-02-2005

Problem polega na tym, że nie tylko w systemie anglosaskim, ale również deskryptory dublińskie (2004r.) (do wprowadzenia KRK) operują pojęciami 'field of study' ewentualnie 'field of work'. Trzeba chyba dostosować definicje ustawowe by móc w przyszłości wprowadzić KRK bez konieczności kolejnej nowelizacji ustawy.
Szkoda, ze nie wzieto tego pod uwage juz w 2005r. przy pisaniu ustawy, ktora byla tworzona pod haslem dostosowania polskich uczelni do procesu bolonskiego

Malgorzata pisze...

Prof. Luty o kierunkach studiow w Polska Gazeta Wroclawska:
"Kierunek studiów" - co to jest? To jakiś program nauczania, wymyślony wyłącznie w polskim systemie. Na świecie nie ma czegoś takiego. Są programy studiów - liczne i elastyczne. To też w końcu powinno u nas zacząć funkcjonować. Wtedy młody człowiek mógłby sobie świetnie ten program kształtować w czasie studiów, a nie być przypisany do jednego kierunku; mało tego, do niedawna był przypisany do niego od pierwszego dnia na uczelni. Naprawdę trzeba wreszcie odważnie powiedzieć: wprowadzamy współodpłatność za studia, zmieniamy algorytm dotacji budżetowej, premiujemy lepszą jakość nauczania, likwidujemy kierunki studiów i wprowadzamy programy nauczania.

Malgorzata pisze...

Krotkie przypomnienie przepisu obowiazujacego do 2005r. z Ustawy z dnia 12 września 1990 r. o szkolnictwie wyższym (Dz.U. 1990 nr 65 poz. 385) art. 99 ustep:
3. Do obowiązków pracowników naukowo-dydaktycznych i naukowych zatrudnionych na stanowisku profesora zwyczajnego lub profesora nadzwyczajnego należy również kształcenie młodej kadry naukowej.
Obowiazek ten zostal usuniety w ustawie 'rektorskiej' z 2005r.

W 2005r. prof. Tazbir w sejmowej KENM stwierdzil:
Mniej więcej na 10 przejrzanych doktoratów od 4 do 7 doktoratów nie spełnia podstawowych wymagań.
W omawianych zalozeniach na str. 10 czytamy:
obserwowany jest trend starzenia się osób osiągających kolejne szczeble kariery naukowej, co szczególnie dotyczy stopnia doktora habilitowanego. Według danych OPI aż 64% osób uzyskuje stopień doktora habilitowanego po ukończeniu 45 roku życia. Deficyt napływu młodej kadry akademickiej jest szczególnie widoczny w zestawieniu ze wzrastającą liczbą studentów w ciągu ostatnich dwudziestu lat.
Ustawowo, dopiero pracownik posiadajacy stopien doktora habilitowanego, jest pracownikiem w pelni samodzielnym naukowo, czyli wczesniej za jego rozwoj jest wspolodpowiedzialny bezposredni opiekun naukowy. W tej sytuacji wydaje sie zasadne pytanie:
Czy opisana niekorzystna sytuacja kadrowa, stale obnizanie sie poziomu doktoratow i podwyzszenie wieku osiagania samodzielnosci naukowej nie sa zwiazane z brakiem nalezytego wywiazywania sie przez osoby zatrudnione w latach 1991-2005 na stanowiskach profesorskich ze swoich ustawowych obowiazkow?

Pytanie wydaje sie jak najbardziej zasadne w kontekscie propozycji wprowadzenia stanu spoczynku dla profesorow tytulatnych i zwiazanych z tym apanazy finansowych/

Jan pisze...

Czy są jakieś "twarde" dane na temat "produkcji doktoratów", bo do tej pory słyszę raczej zalew narzekań na NADprodukcję doktoratów, bo promotorzy potrzebuja "punktów" do tytułów?

Co do słabego poziomu: z tego co widzę, to spadek jest wyraźny. Ale jako powód widziałbym raczej ogromny wzrost "scholaryzacji" oraz pojawienie się BARDZO licznych alternatyw dla najzdolniejszych ludzi (mało komu chce się robic doktorat, gdy gdzies czekają sute oferty). Za PRL-u było inaczej...

Malgorzata pisze...

Jan zadal pytanie:
Czy są jakieś "twarde" dane na temat "produkcji doktoratów"
Pytanie to chyba nalezy skierowac do prof. Tazbira, a dokladniej wraz z prosba o podanie danych statystycznych, na ktorych oparl swoja wypowiedz w komisji sejmowej w 2005r.

Odpowiedzi mogla by tez udzielic parametryczna ocena publikacji z doktoratow. Tylko nikt takich danych chyba nie posiada.

Malgorzata pisze...

Moj komentarz 27 czerwiec 2009 11:43 pozwole sobie uzupelnic cytujac Prezydenta RP za Rzeczpospolita, artykul Prezydent: za długa droga do tytułu profesora,
Lech Kaczyński zaznaczył, że ważne jest, by udział spraw związanych z wychowywaniem nowych doktorów i doktorów habilitowanych był w większym stopniu brany pod uwagę przy decyzji o wysunięciu kogoś na kandydata na profesora. "Postuluję bardzo mocno, żeby element związany z dorobkiem nie tyle dydaktycznym związanym ze studentami, ale z uczniami, bardziej liczył się przy otrzymywaniu tytułu profesorskiego" - powiedział prezydent.

Dodam od siebie parafrazujac powyzsza wypowiedz. Jezeli juz ma byc stan spoczynku to chyba nie dla wszystkich profesorow tytularnych, lecz dla tych, ktorzy wywiazali sie godnie z obowiazku wychowania swoich nastepcow. Przy czym nie powinna sie liczyc ilosc lecz glownie ocena parametryczna dokonan wychowankow...

Malgorzata pisze...

PSRP opublikowal dzisiaj swoje stanowisko w sprawie zalozen - „Uczelnie dla studentów” czyli studenci wobec reformy.
Jutro na naszym blogu, jak tylko dokument zostanie przekazany Pani Minister Kudryckiej, opublikujemy nasze 'techniczne' komentarze do przedstawionych Zalozen. Juz teraz moge zapowiedziec, ze zgadzamy sie z PSRP co do palacej koniecznosci jak najszybszej likwidacji kierunkow studiow, ale rownoczesnie kladziemy szczegolny nacisk na koniecznosc wprowadzenia wewnatrz-uczelnianej konkurencyjnosci przy 'obsadzaniu' procesu dydaktycznego. Uwazamy, ze bez wzgledu na minima kadrowe, wiedza juz zatrudnionej kadry nie jest wykorzystywana w sposob optymalny nie tylko ze wzgledu na standardy ksztalcenia, ale moze nawet w wiekszym stopniu poprzez 'stale przypisanie' przedmiotow do konkretnych osob i katedr.