poniedziałek, 19 października 2009

Czy zmiany ewolucyjne wystarczą aby nastapił zauważalny postęp?

Odpowiedż na tytułowe pytanie zależeć będzie od tego jakie zmiany, czego dotyczące,  gdzie przeprowadzone oraz kto i w jaki sposób oceni ich rezultat. W specyficznej na dziś sytuacji szkolnictwa wyższego w Polsce odpowiedż, wg "Zalożeń" Resortu, brzmi: tak! Dlaczego? Ponieważ wstepnie założono, że warunki zewnętrzne w otoczeniu uprzywilejowanego i mało konkurencyjnego środowiska nie będa się zmieniały zbyt szybko? Ktoś się zaraz zapyta o co tu chodzi i dlaczego są podane okreśenia typu: "uprzywilejowanego" i "mało konkurencyjnego środowiska"? Wytłumaczenie jest proste, aczkolwiek składa się na nie wiele wątków.



Po pierwsze, publiczny sektor szkolnictwa wyzszego w Polsce utrzymuja wszyscy obywatele, a w pewnym wymiarze, korzysta z jego uslug juz mniej (42% ogolu studentow!). Po drugie, Polska nalezy do grupy krajow Unii Europejskiej majacych najwiecej najnizej notowanych w rankingu swiatowym szkol wyzszych w stosunku do ilosci swoich obywateli, poziom jakosci ksztalcenia budzi wiele zastrzezen oraz wystepuje wciaz powszechny brak programow edukacyjnych posiadajacych uznana miedzynarodowa akredytacje (PKA jest czlonkiem ENQA tylko od niedawna). Po trzecie, daje sie zauwazyc niski poziom prac naukowo-badawczych, innowacyjnosci, a takze zastraszajaco maly stopien wdrozen. W Polsce powstalo juz wiele parkow technologicznych/klastrow lecz dopiero sie one rozkrecaja. Po czwarte, uczelnie polskie sa malo atrakcyjne dla obcokrajowcow jako miejsce do studiowania i pracy. W koncu, ktos przyjal, czesciowo sluszne zalozenie, ze poziom konkurencyjnosci osrodkow naukowo-badawczych i gospodarki za granica nie bedzie sie zmienial (na wyzszy) tak szybko jak krajowego sektora (porownaj tutaj).

  Po wstepnej analizie calosci materialu "Zalozen" mozna dojsc do przekonania, ze zawarte propozycje rozwiazan to jest wszystko, na co Kraj stac, i co mozna  oraz  nalezy obecnie zrealizowac? Jesli faktycznie taka jest sytuacja, a mamy tu na wzgledzie uzasadnione przeswiadczenie, ze wlasciwie zostaly wybrane  i przeanalizowane  kluczowe dane diagnostyczne  uzyte w stworzeniu wstepnie przekonsultowanego   materialu "Zalozen", a pojawiajace sie ostanio tonujace opinie czy tez sygnaly warunkowej zgody plynace od rektorskiej reprezentacji srodowiska akademickiego (KRASP)-na to tez wskazuja, to mozna  sklonic sie do przyjecia stanowiska, ze  zaproponowane  reformy powinno sie zaczac wprowadzac stopniowo w zycie. Od czegos ewolucje nalezy zaczac? Moze to byc zarowno zmiana warunkow funkcjonowania elementow istniejacego systemu szkolnictwa  jak i postawienie przed samym srodowiskiem akademickim  nowych wyzwan oraz wymagan?
  Nie powiem, propozycje Resortu wnosza do obecnego systemu wiele nowych elementow, a w paru przypadkach -jak alternatywny konkursowy wybor rektora, uproszczony sposob dochodzenia do stopnia dr. hab, zatrudnianie naukowcow z zagranicy na stanowisko profesora nadzwyczajnego bez posiadania habilitacj oraz przymiarka do opracowania systemu wylaniania  i wspierania markowych uniwersytetow badawczych- sa to naprawde korzystne ewentualnosci badz  tez trafione rozwiazania.  Niestety, minusem w/w materialu jest brak przedstawienia modelowego dla realizacj rozwiazan docelowych, podania istotnych szczegolow gwarantujacych przejrzystosc, zasadnosc wyboru, sposob oceny, zasady kwalifikacji, itp.  Niemniej, zalozony proces ewolucji odnosi sie prawie do kazdego podmiotu opisanego w obecnej Ustawie z 2005r. Nikt wazny nie zostal pominiety: od studenta, poprzez doktora habilitowanego, do profesora belwederskiego, lacznie z jednostkami organizacyjnymi w ktorych oni dzialaja lub ich wspieraja...
  Majac w reku propozycje koniecznych zmian, jak zwykle w takiej sytuacji pojawic sie moga watpliwosci i obawy zwiazane z odbiorem, zrozumieniem i stopniem zaangazowania sie, a wrecz poparcia zaproponowanych zmian przez wszystkie odlamy srodowiska akademickiego-od studentow do profesorow! Przeciez to nie tylko sprawa checi w dostrzezeniu koniecznosci dokonania pewnych zmian. To przede wszystkim sprawa mentalnosci oraz zrozumienia misji i autonomii uniwersyteckiej na dzis?!
  Czy nie nalezy tu postawic sobie sprawdzajacego "pytania jak rzeka": Na czym mozna oprzec gwarancje, ze w rezultacie zaproponowanch ewolucyjnych zmian misja uniwersytetu nie bedzie ulegac dalszemu wypaczaniu, warunki i efekty studiowania oraz pracy sie poprawia, osiagniecia szkol wyzszych stana sie faktycznie motorem rozwoju danego regionu kraju, a opuszczajacy je absolwenci bez problemow znajda prace w swoim zawodzie?


  Chodzi mi o faktyczna konkurencyjnosc szkoly wyzszej, przejrzystosc w jej dzialaniu, merytoryczna i adekwatna do potrzeb ocene jakosci ksztalcenia i poziomu badan, efektywne zarzadzanie, wlasciwa polityke finansowa oraz kadrowa, a takze umiejetnosc stworzenia i realizacji strategii rozwoju na codzien? Czy faktycznie wymusi sie postep w/w obszarach stosujac tylko te, zaproponowane w Zalozeniach, srodki z zewnatrz ? Kto to wszystko bedzie tam w terenie profesjonalnie realizowac, odpowiadac za to, sprawnie monitorowac, i dlaczego tylko on, a nie kto inny, czy tez inni? Ustawa tego nie zapewnia, i ta nowa tez najprawdopodobniej nie bedzie...Dluga droga przed nami. Niemniej pojawia sie sporo plusow: zainteresowane strony siadaja do stolu i dyskutuja-prezentujac rzeczowe poglady! Pomimo to, wciaz daje sie zauwazyc brak wypracowanych wspolnych ustalen, mechanizmow i procedur odnosnie dzialania w danej sytuacji nie majac tez jeszcze w reku nowoczesnych metod zarzadzania sama uczelnia. Zagadnienia takie jak: programy ksztalcenia, planowanie i strategia rozwoju, restrukturalizacja, wdrazanie jakichkolwiek reform lub koniecznych zmian oraz ewentualna ich korekta, nie sa jeszcze powszechnie omawiane i tworzone w krajowych uczelniach z udzialem fachowcow i przedstawicieli lokalnego srodowiska (konwent; AGH lub PW). Przeciez chodzi tu o sprawne przeprowadzenie wlasciwych zmian i... postep! Zauwazmy, ze postawa i podejscie typu: "hulaj duszo, piekla nie ma!" oraz "autonomia, ale bez odpowiedzialnosci", nie ulatwiaja tego zadania.

27 comments:

Zbigniew Mitura pisze...

Bardzo trafne postawienie pytania. Moim zdaniem zmiany ewolucyjne moga okazac sie zupelnie wystarczajace. Chyba byloby to dobre rozwiazanie, gdyz kazda rewolucja niesie ryzyko wymykniecia sie spod kontroli. Jednak moim zdaniem, aby zmiany byly skuteczne Polacy musza uwierzyc w siebie, tj. musza uwierzyc, ze potrafia zrobic cos naprawde dobrze na swiatowym poziomie. Obecnie w mentalnosci Polakow zakorzeniona jest postawa nasladowcza, tj. "nie wychylac sie", "przeczekac", "skopiowac zachowanie sasiada obok". Przy takiej postawie nawet radyklane zmiany prawne nie wystarcza do sukcesu.

Zbyszek pisze...

Mnie w założeniach ministerialnych najbardziej zaniepokoiły kwestie zmian finansowania nauki, te wszystkie KNOW, stypendia dla prymusów, stypendia a 4000 zł (a więc przewyższające pensje profesorskie!). To nie jest zmiana ewolucyjna, a rewolucyjna. Większość KNOW powstanie na UW i UJ, reszcie kraju zostaną ochłapy. To z kolei powinno spowodować drenaż najlepszych studentów i doktorantów do Warszawy i Krakowa i marginalizację "prowincji". Dziwne, ale nie widzę, by proponowane reformy miały wpłynąć na drenaż kadry... To po co te zmiany?


Być może celem KNOW jest odzyskanie polskiej składki do funduszy europejskich w dziale "nauka". W takim wypadku - twórzmy te KNOW-y, nawet tylko na UW i UJ, ale niech ten cel będzie wpisany w statut KNOW-ów i niech dla wszystkich będzie jasne, że w razie jego niespełnienia status KNOW przepada im na co najmniej 5 kolejnych lat.


Jeśli celem KNOW jest dogonienie jeśli nie świata, to przynajmniej Europy, to po co durnowate zastrzeżenie, że KNOWY co roku będą wyłaniane z "innej dziedziny wiedzy". W większości dziedzin wiedzy nie mamy światu do zaoferowania nic poza dobrym samopoczuciem i wpompowanie milionów niczego w tej materii nie zmieni. KNOWy trzeba organizować w dyscyplinach już relatywnie silnych. Poza tym w ich statuty trzeba bezwzględnie wpisać konieczność współpracy uczelni/wydziałów różnych typów, np. politechnik i uniwersytetów, chemików i medyków, etc.


Niepokoi deklaracja, że celem reform polskiej nauki jako wprowadzenie kilku Polskich uczelni do rankingów 20 najlepszych w Europie w ciągu 20 lat. Celem edukacji wyższej nie są miejsca w rankingach! Ministerstwo nie ukrywa, że
ostatecznym celem jest wyłonienie uczelni "elitarnych", "światowych". Obawiam się, że odbędzie się to kosztem reszty kraju i to - co najgorsze - w trybie administracyjnym. Poza tym program opiera sie na wątłym założeni, że PKB Polski będzie rosło > 2.5% rocznie przez 5 lat. A co, jesli funduszy nie starczy?

Nie jest dla mnie tez jasne, czy samo wpompowanie dużych pieniędzy (kredytów?) w chory system, a w zasadzie jego małą część, przyniesie pożądane zmiany. Studia zamawiane - o ile wiem - nie przynoszą spodziewanego efektu, mimo ogromnych kosztów tego projektu!

Skrajnie chorym i niebezpiecznym pomysłem jest nadanie PKA władzy do decydowania, które kierunki się "wyróżniają". PKA może albo działać arbitralnie, albo kontrolować zgodność z istniejącymi przepisami. Dlatego W obecnej postaci PKA nadaje się wyłącznie do likwidacji, a nie do zarządzania pieniędzmi i kreowania polityki "dydaktycznej" państwa.

No i ta powalająca definicja osoby "aktywnej naukowo", która ma mieć bierne prawo wyborcze do CK. "Jedna praca za 10 pkt. w okresie, który podlega ocenie". U nas w zeszłym roku zwolniono adiunkta, który miał 1 samodzielną pracę za 20 pkt, bo "nie rokował nadziei na przeprowadzenie habilitacji". Jak to jest, że to, co na naszym wydziale nie wystarcza, by utrzymać się na stanowisku naukowo-dydaktycznym, gdzie indziej daje prawo decydowania o jakości dorobku naukowego - w tym profesorskiego - innych osób?

Kolejna sprzeczność:
Projekt wyraźnie faworyzuje doktoraty zagraniczne względem polskich. Jednocześnie konserwuje marną jakość tych drugich, promując zwiększenie ich liczby i zezwalając wszystkim doktorantom na zatrudnienie się na pełnym "drugim" etacie. Jednocześnie nie wspomina nawet słówkiem o zniesieniu wymogu nostryfikacji dyplomów zagranicznych "zachodnich"!

cdn.

Zbyszek pisze...

(ciąg dalszy poprzedniego wpisu)

Rozczarowuje brak zniesienia "habilitacyjnych" minimów kadrowych na studiach licencjackich. Możliwość zastąpienia w minimach kilku "samców" doktorami to za mało. W ten sposób kolejny raz deprecjonuje się tytuł doktora. A przede wszystkim: po co habilitacja na studiach licencjackich, skoro ministerstwo przewiduje, że za kilka lat studia licencjackie będzie podejmować nawet 80-90% młodzieży? To znaczy, że na studia pójdą (już idą!) osoby, które 20 lat temu kończyłyby edukację na szkołach zawodowych. Czyli licencjat to szkoła pomaturalna w gmachu wyższej uczelni. Ja umasowienie edukacji uważam za wielki sukces, ale pytam się, po co habilitacja nauczycielowi na studiach pomaturalnych? Tam trzeba dydaktyków, a nie naukowców!

A jeśli licencjat to szkoła pomaturalna, to niech większość nauczycieli na tych studiach będzie zatrudniona na stanowisku starszych wykładowców. Polski nie stać na utrzymywanie 100 tys. naukowców. Po co te nikomu niepotrzebne krajowe konferencje i opracowania pokonferencyjne, to udawanie, że "robi się" naukę. Niech ci ludzie robią dydaktykę - ale niech ją robią porządnie! Niech praca naukowa będzie zajęciem rzeczywiście elitarnym, swoistym przywilejem dostępnym nielicznym i najlepszym! Habilitacja, jeśli ma zostać, niech będzie fakultatywna i prawdziwie obowiązkowa dopiero dla kadry na studiach doktoranckich!

Tak więc umasowieniu studiów powinno towarzyszyć umasowienie stanowiska starszego wykładowcy, co powinno uzyskać odzwierciedlenie w nowym algorytmie przydziału pieniędzy, bo teraz każdy starszy wykładowca to wielkie obciążenie finansowe dla wydziału.


Projekt ubolewa nad małą liczbą dr hab. Ale nie wspomina nic o środkach, jakie taki samodzielny badacz powinien dostać choćby na "rozruch". W rzeczywistości dr hab. w pełnym tego słowa (tj. naukowym) znaczeniu w Polsce jest ZA DUŻO!

W projekcie nie ma śladu refleksji DLACZEGO na polskich uczelniach pracuje tylu profesorów po 70-ce. A przecież przyczyny są systemowe, dobrze znane ministerstwu i projekt stan ten wyłącznie utrwala.

No i - na czyje miejsca wejdą ci młodzi, zdolni, wyedukowani na Zachodzie? Jaki element reformy
wprowadza te miejsca?

Ośmielę się zabłysnąć taką oto refleksją, że zniesienie minimów kadrowych choćby tylko na studiach licencjackich, zniesienie wymogu "robienia" habilitacji od wszystkich i
finansowanie wyłącznie prac naukowych na najwyższym światowym poziomie (z poprawką m.in. na dziedziny związane z kulturą polską) od razu rozwiązałoby problem profesorów po 70-ce i powrotów młodych-zdolnych z zagranicy. Problemu tego nie byłoby w ogóle, gdyby system był nastawiony na nagradzanie efektów (kształcenia, badań podstawowych, wdrożeń) a nie kwalifikacji formalnych.
Hmm... w takim systemie nie widać miejsca nie tylko na habilitację, ale nawet na profesurę "belwederską"...

Reasumując, mimo ze cały mój komentarz to krytyka, uważam kierunek proponowanych zmian za słuszny, godny poparcia, jednak same zmiany są zbyt późne, zbyt nieśmiałe, a i tak wszystko będzie zależeć od szczegółowych rozporządzeń ministra.

Zbyszek

ps.

a)
Chciałbym doczekać chwili, gdy jakiś minister oficjalnie zerwie z polityką "renty zacofania" Leszka Balcerowicza
(kraje zacofane nie powinny uprawiać nauki, bo taniej wyjdzie im technologię kupić).

b)
Wiara w "powracających z Zachodu" i studentów jest naiwna. Jeśli doktorant ma promotora publikującego raz na 2-4 lata pracę w krajowym czasopiśmie za 10 pkt., to nawet jeśli temu doktorantowi zafundujemy stypendia po 40 tys. zł, nie wyrośnie z niego żaden naukowiec. Trzeba system nastawić na jakość i nie patrzeć, kto skąd przychodzi, jakie ma tytuły i ile ma lat :-)

Malgorzata pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Malgorzata pisze...

Pytanie Zbyszka No i - na czyje miejsca wejdą ci młodzi, zdolni, wyedukowani na Zachodzie? Jaki element reformy wprowadza te miejsca?

Odpowiedz wynika wprost np z Opinii Komitetu Polityki Naukowej i Naukowo-Technicznej Rady Nauki z dnia 5 marca 2009 r. w sprawie dokumentu "Partnerstwo dla wiedzy. Nowy model kariery akademickiej".
str. 3 Ad.4 model kariery
"Sluszne jest wprowadzanie zasady, ze obsadzanie etatow naukowych powinno sie odbywac w drodze konkuru. Jednak wygrana w otwartym konkursie na stanowisko kierownicze, zwlaszcza niskiego szczebla (kierownik zakladu lub katedry) osoby z zewnatrz oznaczalaby koniecznosc uruchomienia dla niej nowego etatu. Nie wydaje sie to w kazdej sytuacji realne."

Jako reprezentantka grupy 'powracajacych' czyli mobilnych 'z zewnatrz' moge tylko dodac - to jest sedno naszych problemow - nie ma dla nas godzin a w konsekwencji etatow i to w sytuacji gdy w ciagu ostatnich lat wzrost kadry byl kilkakrotnie mniejszy niz wzrost liczby studentow!!!

W moim glebokim przekonaniu nigdy polskie uczelnie nie wykorzystaja potencjalu intelektualnego kadry mobilnej (w zalozeniach nazwanego otwarciem sie na naukowcow z zagranicy) bez prawnego uniemozliwienia, a przynajmniej znacznego ograniczenia chowu wsobnego na uczelniach. Problem niekompatybilnosci kariery to doprawdy "drobnostka" wobec BRAKU ETATOW dla ludzi z zewnatrz.

Zbigniew Mitura pisze...

do Zbyszka,

Reformy sa spoznione o dobre dwadzescia lat, a ponadto to co jest teraz proponowane to wynik wielu kompromisow, aby to w ogole moglo ruszyc z miejsca (a i tak nie ma gwarancji, ze ruszy, gdyz opor materii jest ogromny).

Odnosnie powracajacych, to niestety jest tutaj duzo roznego rodzaju gry. Tam, gdzie chodzi o przywileje, to prawdopodobnie bedzie to dotyczylo zaledwie kilku osob, ktore przebywaja dalej na Zachodzie, a rodzime instytuty chcialyby sobie formalnie podpiac te osoby do skladu osobowego dla lepszego wizerunku. Bylo juz wczesniej glosno o innej fikcji, tzw. grantach dla powracajacych. W praktyce granty te obejmowaly osoby, ktore mialy etat w kraju, a wyjechaly tylko na krotko, czyli byly to klasyczne granty dla "swoich".

Natomiast faktyczna rzeczywistosc dla osob mobilnych, ktore zdecydowaly sie wrocic, wyglada jednak zle. Sa problemy z etatami, z akceptacja srodowiska itp. Obecne propozycje niewiele tutaj poprawiaja. Ale jak napisalem powyzej byloby dobrze, aby reformy w ogole wystartowaly.

Zdzislaw M Szulc pisze...

Diagnostyka stanu to to, co nam na dluzsza mete brakuje ze strony zaangazowanych fachowcow...czy tez reformatorow.
Uzasadnione obawy odnosnie kondycji i szans na niezaklocony rozwoj sektora edukacji maja prawie... wszyscy. Przyczyny tych obaw sa w wiekszosci przypadkow podobne,roznice sa w zakresie i skali wystepujaceych w danym kraju problemow,...a przede wszystkim w tym, kiedy,kto i jak sie tym problemem zajmuje, aby go szybko i sprawnie rozwiazac? Moim zadaniem linia naprawy: nadawca-odbiorca-wykonawca w Polsce nie dziala..od bardzo dawna?! Pomimo,ze nadawcy istnieja ( rozproszeni w srodowisku, najczesciej krzycza z dolu drabiny)to potencjalni odbiorcy ich nie slysza, bo za slabo krzycza lub nie chca, bo nie mozna sie tak od razu przyznac do dzialania w swiecie fikcji i mimowolnego przekretu. Koniec, kropka. Wykonawcy reform, na jakimkolwiek to poziomie, nie moglo tu byc, bo wygodnie zalozono, ze nie trzeba lub nie pora jeszce cos naprawiac lub zmieniac na lepsze. Przeciez mozna sie narazic i cos popsuc, nawet wbrew sobie?? Moze teraz-od gory w dol!Wszyscy sa tu...wykonawcami! Zyczmy sobie powodzenia.

Malgorzata pisze...

W odpowiedzi Zdzislawowi.
Sondaz Gazey Wyborczej, Wyzsza szkola wstydu (wiecej) - bezlitosnie obnazyl srodowisko, ktore nawet nie jest w stanie przyznac sie, ze jest zle. TYm bardziej srodowisko nie jest zdolne do zaproponowania i przeprowadzenia jakichkolwiek zmian.
Nie zapominajmy, ze rektorzy to 'demokratycznie' wybrana reprezentacja tego srodowiska.
Wynik ankiety powinien byc sygnalem dla spoleczenstwa polskiego i klasy rzadzacej, ze reformy musze byc zaproponowane i przeprowadzone 'z zewnatrz' a wyniki konsultacji spolecznej grupy bojacej sie zmian i dazacej do zachowania obecnego status quo (97%) powinny byc traktowane z duza rezerwa.

Zdzislaw M Szulc pisze...

Zbiorczy komentarz /odpowiedz dla Zbyszka i Malgorzaty. Wpis Zbyszka swietnie punktuje i rozgranicza istniejace rozbieznosci pomiedzy propozycjami a istniejacym stanen rzeczy w swietle oczekiwanych tu mozliwych osiagnec lub postepu??! Sadze ,ze jest to normalne w tym przypadku. Porownujemy tu cos wadliwego , co istnieje w jednostkowym wymiarze atolu hipokryzji i samozadowolenia z osiagniec ilosciowych, w ktorym wystepuje brak checi i koncepcji naprawy tego aby osiagnac postep jakosciowy, do czegos innego ,niezaleznie istniejacego w innym zwartym systemie, zupelnie inaczej ulozonym, w ktorym za danymi terminami/mechanizmem dzialanie, kryja sie inaczej rozumiane i ustawione pojecia i ich funkcjonalne znaczenie. Chcemy to poprawic wprowadzajac nieznane gdzie indzej lub podobne rozwiazania i oczekujemy takich samych jakosciowych rezultatow na wyjsciu? Niestety, musimy sie tu liczyc z ryzykiem pomylki lub tez szybkiego wycofania sie z danego zamiaru (jak zredakowc nowa ustawe , ktora nie trzeba bedzie od razu poprawiac?)... Skupiajac sie juz dalej tylko na sposobie podejscia do wykonania reform wogole, strona inicjujaca ten proces, dobrze to przemyslala. Uzyto najprawdopodobniej dwoch list. Tej, na ktorej jest to, co mozna oraz nalezy stopniowo zaczac poprawiac lub wprowadzac, aby stary system sie nie rozlecial lub nie stal bardzej niedrozny niz obecnie jest, oraz taka, gdzie znajduja sie rzeczy ktorych na razie nie mozna ruszyc ( patrz przykladowo tu : http://www.insidehighered.com/views/2009/09/04/zemsky). I wyszlo to, co mamy. Jest stopniowa zacheta dla tych co wchodza do dlugiej rury kariery akademickiej w Polsce! W malym stopniu reforma dotyka tego zlego wszystkiego co jest obecnie w systemie, a w wiekszosci tylko to, co ma/moze tam od nowa byc. W takim to ukladzie,mozna "nowe" od poczatku tam wstawic bez zbednej walki na kije ze "starym", za ktorym zawsze sie kryja istniejace powiazania, tlumaczone okolicznosciami niewystepujace na swiecie wogole lub w takim zakresie zle przyzwyczajenia,przyzwolone naduzycia, skompromitowana tradycja lub trudna do wytepienia patologia! Sprytne? Ale tylko tak nalezalo postapic. Uwazam tez, ze jest uogolnieniem stwierdzenie, ze “srodowisko akademickie nie chce (takich ?) reform”? Sadze, ze ma to zastosowanie tylko do tej jego czesci, ktora jest na koncu tej dlugiej czesciowo zardzewialej od wewnatrz rury…Nalezy ja wyczyscic, a potem rozsadnie uciac i zalozyc nowa przezroczysta dla spoleczenstwa koncowke na jej wylot...Tak jest przykladowo w... Harvard University!

Jan pisze...

Zbyszek jak zwykle bardzo celnie podsumował problem.

A propos tych co są przeciw (TAKIM) reformom. U nie na Wydziale, to chyba blisko sto procent. Reforma ta zagraża po prostu naszej egzystencji.

Typowych patologii u nas nie ma właściwe wcale. Wieloetatowość u nas - nie istnieje (chyba tylko jeden czy dwóch samodzielnych ma drugi etat i to nie-dydaktyczny, w jednostce badawczej). Praca naukowa - w porządku (ok. 17-20 punktów przeciętnie "na głowę" rocznie, a są i słabsze głowy przecież). Zakłady doświadczalne zapisały na swym koncie i duży grant europejski, i nawet jakiś patent. Jeden samodzielny (teoretyk) - świeżo po kilkuletnim stażu w Harvardzie). Studentów mało, jak to na fizyce, ale rekrutacja ma (o dziwo) tendencję wzrostową, chyba dzięki naszym wysiłkom (kontakty ze szkołami, współpraca ze szpitalem onkologicznym.itp.), bo oczekiwane stypendia „1000 zł” to tylko nóż w plecy (akurat nam nie dano, a konkurencja na mieście w konkurencyjnych dyscyplinach – dostała, mimo iż albo to dopiero otwierali kierunek, albo inni mieli warunkowa akredytacje PKA).

A wg nowej ustawy: jesteśmy zbędni. Za mali (?), za dobrzy (?), zbyt międzynarodowi. Może ten szpital nas nieco podratowuje („współpraca z regionem”). Akurat regionalne „ple-ple-ple” to najlepiej będą wstawiać obecni liderzy patologii: niby-humaniści, czy ledwie wegetujące nauki niby-techniczne. Czy o to chodzi w tej reformie?

Zresztą widać kto się "upasł" na grantach unijnych (niby na rozwój i dokształ jakiś): np. pedagodzy robią szkolenia w czym tam się da, np. w budownictwie itp. Miliony przelatuja przez trzewia tych co dobrze napiszą bełkotliwy wniosek (używając prawidłowej nowomowy). Ale to tak na marginesie...

Może ktoś z dyskutantów powie coś pocieszającego, co być może wynika z tego projektu dla wydziału takiego jak nasz. Moze coś dobrego tam jest? Bo dla nas to wygląda na pełzającą likwidację.

Ten strategiczny podział na "okręty flagowe", okręciki regionalne i zawodówki to moze i ma sens, gdyby był dynamiczny i nie parametryzowany głównie MASĄ, wiekością uczelni. Gdyby odnosił się do Wydziałów (nawet niedużych) i nie kasował w przedbiegach jednostek TU i TERAZ konkurujących z zagranicą. W końcu nie ma ich zbyt wiele w naszym kraju.

Zbyszek pisze...

Na s.10 ministerialnych założeń reformy znajduje się tabelka informująca o wielkości przychodów polskich uczelni z nauki, dydaktyki i działalności operacyjnej. Przychód w dziale "nauka" to ok. 10 procent przychodu uniwersytetów i politechnik, jeszcze mniejszy ułamek dla uczelni ekonomicznych i praktycznie zero dla PWSZ. To znaczy, że większość uczeni po zaniechaniu jakiejkolwiek działalności naukowej - i zwolnieniu naukowców! - poradziłaby sobie finansowo. Ba, z ekonomicznego punktu widzenia zwolnienie tych "nierobów" byłoby ze wszech miar korzystne! I tu jet pies pogrzebany. Dodajmy do tego odgórny, sztywny, pozakonkursowy rozdział większości tych środków wg zasady "każdemu po trochę, jak w zeszłym roku". To czym się mają martwić senaty, rektorzy? Po co mają organizować warsztat pracy Jankowi czy Zdzisławowi, skoro pieniądz leży gdzie indziej?


Dodajmy do tego nikłe finansowanie R&D ze środków pozapublicznych. A skąd to nikłe finansowanie?

a) Uczelnie nie są zainteresowane szukaniem tych środków.
b) Uczeni albo pozorują prace badawcze (produkcja krajowych prac konferencyjnych), albo interesują się problemami ważnymi tylko dla nich samych (spora część prac za 24 pkt.).
c) Istnieją dużo łatwiejsze środki pozyskania środków - choćby dotacja "stacjonarna" i czesne.
d) Brak kultury, tradycji prywatnego sponsorowania uczelni - zarówno publicznych ("ja płacę podatki, o resztę niech się martwi państwo") jak i prywatnych ("przecież nie będę sponsorować badylarza")
e) Zwyczaj rozdzielania i rozliczania środków na naukę wyłącznie w gronie samych naukowców.


Pozwolę sobie sparafrazować słowa bodaj prof. Pacholskiego: jeżeli jakiś naukowiec reprezentujący nauki ścisłe, powiedzmy Janek, mocno zaangażuje się we współpracę badawczą z pobliskim szpitalem, to prawdopodobnie zmaleje jego naukowa "produkcja", ewentualnie ta produkcja przesunie się w obszary poza głównym nurtem badań prowadzonych na wydziale Janka, który w tej sytuacji może zapomnieć o profesurze, zwłaszcza jeśli na straży czystości dyscypliny staną różne takie niezreformowane PANy i Uczeni w Piśmie, którzy zaraz wytkną mu brak "dorobku". Aż strach pomyśleć co by było, gdyby Janek nie miał habilitacji!

Jak wyobrażam sobie system idealny? Jan, Janek i Zbyszek pracują nad konkretnymi problemami mającymi związek z namacalną rzeczywistością, których rozwiązanie jest ważne dla tego, kto finansuje ich badania (prywatna firma lub społeczeństwo) - dlatego mają dostęp do dużych grantów, z których opłacają grupy badawcze, a rozliczają się chodliwymi patentami (dla sponsora) lub publikacjami w najlepszych czasopismach - nie tylko ze swojej dyscypliny, np. matematyki, fizyki, chemii, ale i np. w pismach medycznych - dlatego kształcą doktorantów i magistrantów - dlatego przyszłość ich grup badawczych rysuje się w jasnych barwach. Jan, Janek i Zbyszek nie muszą być kierownikami tych grup; nie muszą też mieć habilitacji, a mimo to nie martwią się o swoje stanowiska pracy - tak długo, jak długo jako grupa są w stanie zdobywać granty.

Zbyszek pisze...

Podobno poniższy komentarz, oryginalnie zamieszczony gdzie indziej, wart jest zachowania dla potomności na tym blogu.
Jeśli tak, proszę bardzo:

Jaką korzyść społeczeństwo ma z tych wszystkich PAN-ów? Jaki pożytek z setek prac po 24 a nawet 30 pkt? Z wysokiej pozycji w rankingach cytowań? A kto czyta te prace? Kto wykorzystuje wyniki badań? Gdzie masowy udział w projektach europejskich? Nie tylko nie ma niebieskiego lasera, ale nawet porządnej fabryki półprzewodników
Jeden Dietl wiosny nie czyni - jesteśmy zaściankiem, lokajami świata.

To, że wydziały fizyki są puste, świadczy o głębokim kryzysie właśnie w fizyce, która wyobcowała się ze społeczeństwa. Świat wokół się zmienia w zawrotnym tempie, a polska nauka, w tym polska fizyka, dalej w głębokim PRL-u.

Nie jest tak, że cała polska nauka jest chora, a tylko nauki ścisłe zdrowe. To są naczynia połączone, a my - reprezentanci nauk ścisłych - jesteśmy chorzy inaczej. Wszyscy wokół - pedagodzy, prawnicy, ekonomiści, lekarze - trzepią kasę, inżynierowie chętnie realizują państwowe granty, ale nie interesują ich patenty czy wdrożenia, a fizycy zamknęli się w 24-punkowej wieży z kości słoniowej, licząc, że jej wysokość usprawiedliwia ich byt - ale w ich ofercie nie znajdziemy ani porządnej, przydatnej do czegoś dydaktyki, ani jakiejkolwiek użyteczności publicznej.

Nie wiem, na ile jest to efekt zaniedbań środowiska, którego możni prawdopodobnie żyją z kontaktów z zagranicą, więc dopóki wydziału lub instytutu nikt nie chce zamknąć, nie muszą przejmować się dydaktyką. Na ile jest to wynik polityki państwa, od niepamiętnych lat promującego izolacjonizm nie tylko wydziałów, ale wręcz poszczególnych naukowców!

U nas myśl, że na fizyce można kształcić kogoś innego niż naukowca przebija się od lat z wielkim trudem i wciąż napotyka opór i niezrozumienie. Tymczasem zaprzyjaźniona informatyka od lat kształci "zwyczajnych" administratorów sieci, a matematyka - analityków finansowych.

Jaką panikę wywołał na uczelniach zapis o konieczności organizowania praktyk studenckich! "Cała nadzieja, że studenci sami je sobie zorganizują". To nie jest chore?

Inny przykład - priorytety programów ramowych UE. Kilka lat temu sobie je przejrzałem z nadzieją, że jako 'młody wilk" w nich wystartuję, i nagle stwierdziłem, że moja działalność naukowa - ukierunkowana na pisanie publikacji "za co najmniej 24 pkt" - nie ma z tymi priorytetami żadnego punktu wspólnego. Kto był/jest chory - ja czy program ramowy?

Dydaktyka nastawiona wyłącznie na kształcenie kadry akademickiej to okłamywanie lub co najmniej marnowanie czasu 90 procent tych nielicznych studentów, których mamy.

Tak więc mamy kryzys - dużo poważniejszy niż u pedagogów czy prawników, bo im co najwyżej grozi spadek dochodów, nam - wyrzucenie na bruk.

Kryzys, to "moment, okres przełomu, przesilenie, decydujący zwrot;". Czy pacjent kryzys przetrzyma, czy wyjdzie z niego słabszy czy wzmocniony - czas pokaże.

Zdzislaw M Szulc pisze...

Do zasadnych wpisow Zbyszka moge tylko dodac sugestie, o czym nalezy szybko pomyslec, aby nie za dlugo dyskutowac, analizowac i nie stac w miejscu...Inni juz to maja za soba.. (Aalto i Qresund University oraz KAUST) . Wpierw opis stanu rzeczy w dwoch zdaniach. Po co komu matematyka, skoro sa dostepne kalkulatory!? Po co tez komu nauka, wystarczy ze mamy naukowcow! Wynikiem tego lekcewazaceg podejscia jest istniejacy stan edukacj, szkolnictwa wyzszego i nauki w Polsce. Pozostawiono to sobie samopas, aby bylo i sie jakos krecilo, niewiele wymagajac i wspierajac! Szybki powrot do wlasciwych proporcji, stworzenie tworczych, konkurencyjnych osrodkow oraz skok cywilizacyjny jest mozliwy tylko z ludzmi nowymi, z tymi, ktorzy przychodza na nowoczesna uczelnie..i po niej znajda prace w zawodzie! Niewazne skad przychodza...Maja byc z innej gliny, a uczelnia ma byc inaczej zorganizowana, funkconujaca i oceniana...oraz powinna przedstawic interesujaca (czytaj najlepsza w kraju) oferte ksztacenia, pracy i kariery! Nie ma takich -nie ma postepu. A wiec co tu zrobic ? Nalezy takie uczelnie stworzyc oraz warunki aby tez pojawily sie docelowe miejsca pracy dla wysoko i swietnie wyedukowanego mlodego pokolenia. To jest tzw strategia rozwoju szkolnictwa wyzszego w praniu!

Jan pisze...

Trudno polemizować z wpisami Zbyszka co do faktów, ale interpretacje i wnioski mam raczej inne.

Po pierwsze; to, ze "dochody uczelni z nauki" są takie niskie, to nie "wina" uczelni, tylko sposobu finansowania. Po prostu BST i granty to niewielki dodatek do dochodów z dydaktyki. I w takim układzie ja bym się cieszył, ze istnieją wydziały, które mimo braku specjalnej motywacji z zewnątrz robią niezła naukę.

Po drugie: priorytety unijne wygladają mi na raczej "chore", przypomin ato w sumie RWPG. Dużo ideologii plus próba państwowego sterowania rozwojem technologii.

Zgadzam się, ze wydziały fizyki POWINNY sie juz dawno dostosować do tych (chorych co prawda) systemów i boleje, że tego do tej pory nie zrobiły. Ale w tym niedostosowaniu dostrzegam tez jakiś szlachetny wymiar.

No bo czemuz narzekać ze ludzie produkuja "tylko" prace 24 pkt. Dobrze,ze je produkują! Nauki stricte stosowane maja często i z tym poważny problem, a technologicznie - takze niczego specjalnego nie wnoszą (mimo realtywnie większych pieniedzy pompowanych w ten sektor).

Zdzislaw M Szulc pisze...

@Jan. Poruszyl Pan pare ciekawych spraw. jJedna jest szczegolna. W stwierdzeniu "istnieją wydziały, które mimo braku specjalnej motywacji z zewnątrz... robią niezła naukę" mozna sie dopatrzyc istnienia/niestety/ oceny tego produktu wylacznie wg siebie/lokalnej skali wartosci/bez porownania z konkurencja(pomijam przypadki wibitne/odkrycia przypadkowe, ktore sie coraz mniej zdarzaja). Prosze sprawdzic to zagadnienie w tym artykule: priorytety akademickie
Malo kto tam probuje kwestionowac, ze tematyka i poziom nauki/badan sa wlasciwe/akceptowalne ,gdy dany projekt jest fundowany z zewnatrz poprzez silnie kompetencyjny system grantowy/lub priorytetowe zlecenie z przemyslu. I tylko takie projekty/ich rezultaty & osiagniecia/ mozna uzywac jako przciwwage do obciazenia od/do obowiazujacej na wspolczesnej uczelni dydaktyki ...Najlepiej ksztalci ten, kto potrafi prowadzic badania na poziomie,a rezultaty tej pracy dobrze "sprzedac". Gdy tylko to pierwsze ma miejsce-to srodkow starcza na pensje tylko i na nic wiecej?

Jan pisze...

@Zdzisław Szulc

Dziękuję za ciekawy link. Ale nie do końca potwierdza on Pana kategoryczne tezy. Raczej okazuje się, że nieco irracjonalny pęd ku badaniom (moim zdaniem wynikający po prostu z pasji badawczej, która przezwycięża przeszkody i "trzyma" człowieka przy nauce mimo nawet słabszych pensji i innych niedogodności), że pęd ten jest OGÓŁNOŚWIATOWĄ tendencją, która co najwyżej w tych czy innych kręgach się nie podoba.

Ja niewątpliwie będę szukał pozytywów (dydaktycznych czy innych) takich nie-sponsorowanych badań (i mam chyba WIELU sobie podobnych także i w USA). A Pan jest po stronie tych, którzy woleliby ograniczyć obecnośc takich badaczy na uczelniach, na rzecz albo dydaktyków albo specjalistów utrzymywanych przez granty z przemysłu czy innych gałęzi gospodarki.

Nota bene: u mnie na uczelni jest wielu ludzi dobrze i b. dobrze publikujących, a jednocześnie życie nas zmusiło, aby nie unikać "spoon-feeding"-owania studentów. Czasem niestety nie da się inaczej.

Zdzislaw M Szulc pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Zdzislaw M Szulc pisze...

@Jan.Swietna riposta! Tak, zdecydowanie jestem zwolennikiem kategorycznej tezy,ze nauka ma za zadanie rozwiazac problem! A nie "polozyc" lub chodzic wokol niego... W moim przypadku, chcemy wiedziec wszystko to, co kontroluje wazne procesy w komorce nowotworowej i dlaczego,w porownaniu do normalnej? Patrzymy na sfingolipidy,ich metabolizm oraz wplyw na funkcje membrany,bialek, a nawet genu. O dziwo,ten sam zwiazek,w roznych miejscach spelniac moze rozne funkcje w komorce, a w szczegolnym przypadku fosforanu sfingozyny, dzialac moze wrecz przeciwstawnie! Jest problem: jak dostarczyc dany zwiazek tylko tam gdzie jest jego specificzny target, ktory kontroluje w sposob jednoznaczny los komorki... Niestety, nie da sie tego zrobic samemu. A wiec...wspolpraca , dostep do oryginalnych narzedzi, metod oraz wiedzy interdyscyplinarnych grup naukowo-badawczych jest tu koniecznoscia. Nie ma tego, to nalezy cos takiego stworzyc lub sie wlaczyc do tego nurtu...Umozliwiaja to wlasne lub zespolowe granty...Byc moze nadal sa zagadnienia i dyscypliny gdzie wlasny wklad wystarczy aby dokonac odkrycia i wprowadzic do obiegu postep? Ale ostatnio jakos nic takiego nie zauwazylem, wrecz odwrotnie...Potrzebne sa znaczne i skomasowane srodki w pewnych tylko rekach... i miejscach.Dlaczego? Aby tego nie trzeba bylo jeszcze raz sprawdzac/odkrywac..w przemysle/u producenta.

Jan pisze...

A zatem "jesteśmy w domu". Streściłbym to tak:

Pracownikow naukowych (a moze wręz całe instytucje naukowe) w Polsce moznaby podzielic na trzy grupy, "sfery":
1. Nauka akademicka - "prawdziwa", w tym sensie, że publikacje są co do ilości i jakości: na poziomie czołowych państw (choć rzecz jasna nie jesteśmy w bardzo ścisłej czołówce).
2. Nauka stosowana - taka o jakiej pisze p. Zdzisław. W Polsce zdecydowanie kuleje, ledwie istnieje.
3. Pseudo-nauka. Czyli coś ani pożytecznego (brak nawet patentów, nie mówiąc o wdrozeniach), ani akademickiego (brak lub ilości śladowe "impaktowych" publikacji). W Polsce to ogromna sfera, dominujaca zresztą w dydaktyce (zdecydowana wiekszość studentów ma do czynienia z tego typu "uczonymi").

Sfera "1" jest w Polsce zapewne nadmiernie rozwinięta, co wynika (obok naturalnego trendu, istnijacego na całym swiecie) również z uwarunkowań historycznych. W komunizmie zarówno braki w aparaturze i materiałach, brak sensownego sprzężenia nauki z gospodarką (w tym zakresie to chyba wręcz jest GORZEJ w chwili obecnej) jak i wszechobecna ideologia, powodowały ucieczkę wielu sensownych ludzi w jakiś rodzaj emigracji wewnetrznej: uprawianie tej nauki, którą się da jakoś uprawiać.
Mój pogląd jest prosty: sfery "1" nie nalezy niszczyć. Trzeba ją zidentyfikować i być moze ewolucyjnie częściowo przekierować w sferę "2". Uniwersytety w ogóle tu nie są problemem. Prawdopodobnie warto pogodzić sie z tym, że ZANIM w Polsce nie powstanie silny sektor technologiczny w gospodarce, to uniwersytety i inne uczelnie będą w sferze "1". Problemem są instytuty PAN i inne JBR. Bo one MUSZĄ być w sferze "2", albo zniknąć.

A sednem reformy powinno być ograniczanie sfery "3". Wyłuskanie stąd dobrych dydaktyków, odsuniecie od władzy post-peerelowskich bonzów i pseudo-naukowców, i zrobienie z tej sfery sektora dydaktycznego, bez żadnego sztafażu niby nauki (tu tytulomania jest rzeczywiście głównym celem i dawanie np. habilitacji czy profesury za jakieś bzdury ośmiesza te stopie czy tytuły).

Większość moich wpisów broni sfery "1". Pewnie rzecz subiektywna, bo sam tu należę.
Ale obecnie utrzymanie tej sfery w Polsce jest dosc tanie (w zasadzie tylko nieduża pensja i to per slado - za dydaktykę raczej niz za naukę). Tu mamy kontakt ze swiatem. Tego nie warto marnować.

Zdzislaw M Szulc pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Zdzislaw M Szulc pisze...

@ Jan. Tak, to wszysko prawda, i mozna tylko sie spierac co do skali, znaczenia i oceny szansy poprawy sytuacji w kazdej z podanych przez Pana grup w danym czasie. Najlepiej przedstawia sie sytuacja dla ludzi i instytucji mocno siedzacych w grupie 1-szej. Widze tu najwieksze szanse oraz konkretny potencjal w dolaczeniu do swiatowej czolowki! Niestety, musi tu byc przeprowadzona zmiana priorytetow dzialania/wspolpracy oraz tematyki badawczej. Dodatkowo bedzie tez konieczna modernizacja obciazen, sposobu rozliczania z efektow pracy,systemu promocji i finasowana badan, na takie jakie sa stosowane/zblizone do mechanizmow funkcjonujacych tam gdze robi sie nauke swiatowa. Dana jednostka/panstwo musi tu zapewnic badaczom dostep do niezbednej infrastruktury naukowo-badawczej.

W drugiej grupie-sytuacja wyglada na przegrana (nikt nie bedzie sie dzielic profitem bez uprzedniego wkladu)! Widoczny jest tu przerazajacy brak pozytywnych przykladow, osrodkow i wymiernych osigniec na rynku(chocby w Polsce). Wlasna, konkurencyjna i silna gospodarka oraz prezny kapital inwestycyjny firm nastawionych na "high-tech" z dochodowym produktem na rynku -to wciaz tylko mit? Sa powolane do zycia Parki, Centra, Doliny oraz wielkie konsorcja uczelniane (EIT+, CEZAMET,wspierane przez MNiSzW lub EU). Wciaz czekamy tu na odkrycia i publikacje naukowe w danych dyscyplinach...? Sa juz takowe do wgladu, lub tez znajdujemy jakies konkretne nowe polskie produkty na rynku? Nie znam.
W 3 grupie nic sie dalej nie zmieni, jesli sie nie wprowadzi do praktyki uniwersyteckiej/akademickiej normalnych rozwiazan,stosowanych poza granicami Polski! Nie zwalajmy winy tu na ludzi lub rzad. To, co sie kryje za potocznymi pojeciami i dzialnoscia na markowych uniwersytetach poza Krajem ,a co w Polsce, to wszyscy wiedza. Zarowno odnosnie znaczenia kazdego elementu w systemie, w dochodzeniu do niego, ocenie,realizacji,odpowiedzialnosciza niego oraz w wynagrodzeniu za konkretna prace na danym stanowisku i poziomie odpowiedzianosci oraz skali wymiernych rezultatow. System jest wciaz niewydolny i zly zarowno...odnosnie zarzadzania, organizacj, prowadzenia uczelni i jej strategii rozwoju, jak i oceny jakosci ksztalcenia oraz badan. Caly proces tworzenia i przeplywu kapitalu intelektuanego na polskim uniwersytecie nalezy gruntownie zmodernizowac...Srodowisko samo powinno to zaczac "sprzatac" i zmieniac na rozwiazania sprawdzone, dajace szybko oczekiwane efekty i przy latwej wlasnej kontroli. O dziwo, nie wiele z tego nowego/lepszego jeszcze wyszlo/wprowadzono skutecznie do praktyki? Po prostu, co innego sie mowi i obiecuje zrobic,a co innego sie faktycznie czyni lub faktycznie chce zrobic, bo po co, skoro inwencja w tym kierunku nigdy, nigdzie nie zostala nagrodzona lub potrzebna aby byc w czyms wyroznijacym lub dobrym? Nalezy tylko osiagnac oczekiwany, wg Ustawy, przecietny poziom wszystkiego, wypelnienic minima kadrowe, takie same coroczne oczekiwania jednej PAKi, badz tez zadawolic urzednika w stolicy wzg ilosciowej oceny parametrycznej? A najczesciej, nikt nic nie wie co, kto robi i dlaczego jest na uczelni,bo nie musi tego przeciez lokalne otoczenie wogole wiedziec!
Cos w tym stylu.
Jest wiele starych zamkow w okolicy. Niestety,nie sa one samodzielne i ich zaloga musi sie utrzymac z tego, co jej na odczepke daja, bo na tyle ich okoliczni wierni oceniaja i potrzebuja. Skoro ich zaloga zgadza sie stac za murem,fosa i czesciowo na wyspie, to znaczy czegos sie wciaz obawia, niedowierza temu ,co w okolicy gadaja lub za miedza sie dzieje. Widocznie wciaz probuja zamienic tam rtec w zloto, ale czy ta obietnica juz wystarczy aby przezyc?

Jan pisze...

"Srodowisko samo powinno to zaczac "sprzatac" i zmieniac na rozwiazania sprawdzone", "nie zwalajmy winy na rząd".

Z tym się nie mogę zgodzić. Rząd (występujący w roli właściciela!) jest kluczowy. A środowisko, zdominowane CAŁKOWICIE (i liczebnie i finansowo) przez "grupę 3" - nic samo nie zrobi. Nawet jesli rektorzy większych uczelni są naukowcami akademickimi, to stąpają po grząskim gruncie uwarunkowań zewnetrznych, które NIE motywują do zmiany.

Jesli nauka akademicka (grupa 1) miałaby byc tym "zamkiem otoczonym fosą", to pamiętajmy, ze "grupa 3" nie siedzi w tym zamku, czekając na datki, ale ostro ściąga kontrybucje z ludności. Wyjście z zamku - nic nie zmieni, co najwyzej zamek rozbiorą na cegły do swych prywatnych siedzib.

Zdzislaw M Szulc pisze...

@Jan.Podal Pan wewnetrzna optyke sytuacji. Natomiast ja, to co ogolnie mozna powiedziec o uczelni, jej skladzie, dzialnosci i rezultatach patrzac na to z zewnatrz.Uczelnia zyje, bo ma pewna niezbedna ilosc kadry i studentow. Ta masa krytyczna nie wystrcza juz od dawna, nie tylko na swiecie, aby byc konkurencyjnym, samodzielnym, samorzadnym i sie rozwijac!Rezultaty pracy wlasciciela i srodowiska po 1989r sa widoczne, ale niewiele z tego wyniklo, na tyle, aby ten system sie mogl zmienic na inny bardziej sprawny i rozwojowy? Panstwo nie zbudowalo zadnej nowej markowej uczelni, z prawdziwego zdarzenia, od zera oraz nie utworzono jeszcze w pelnym wymiarze zadnego silnego konsorcjum uniwersytetow (jak np.Aalto, Qresund w Skandynawii) Nowoscia jest to ,ze wlasciciel podsuwa teraz alternatywe: rektor z zewnatrz oraz konwent i jego stosowne wykorzystanie.Widze tu konglomerat postaw: Zosie samosie w akcji (EIT+), podgladanie co czynia inni(konwenty) oraz jakos to bedzie(wszyscy pozostali)...A na wlasnym podworku , jest tak, jak bylo ...od lat? Czy kazdy dzien pracy profesora przypomina rozkladem i rezultatem ten sam dzien pracy prof na Oxfordzie? Widac tu wciaz znaczace roznice czy tez pojawily sie podobienstwa?

Jan pisze...

Panie Zdzisławie: zgoda, z zewnatrz moze to i tak wygląda. Natomiast będąc wewnątrz po prostu obawiam się, że "sfera 1" w mniejszych uniwersytetah zostanie podczas tych nieporadnych ruchów reformatorskich - zgnieciona, bo przygnieciona to juz jest.

Z mego punktu widzenia powstaje coś w rodzaju jakiegos układu między "sferą 3" a sferami rządowymi, w kierunku wiekszej niezależności (przyznam się, ze nie aż tak bardzo mnie to interesuje, wolałbym "ostrzejszą" postawę właściciela, zwłaszcza że u nas od niezależności do odpowiedzialności - droga daleka). A "sferę 1" chce się zamknąć w paru "wizytówkach", okrętach flagowych, KNOW, itp. robiąc to jednak nie konkurencyjnie, ale wyznaczając (chyba) dość arbitralnie kilka ośrodków. I to tez dla mnie jest drugorzędne, bo mój ośrodek raczej na pewno się "nie załapie".

No i w ten sposób nawet trudno mi myśleć o czymkolwiek konstruktywnym w ramach tak zarysowanej reformy (co najwyżej przygotowywać działania indywidualne: czy to ucieczka do innego osrodka, i to raczej za granicę niz w kraju, czy to zmiana dziedziny, na taką bardziej w studentodajnej "strefie 3").

Zdzislaw M Szulc pisze...

@Jan.Wymagajacy z Pana dyskutant, ktory,ze wzgledu na spore doswiadczenie, jak i tez, nie watpie, znaczne osiagniecia w pracy- wie co, do czego porownac, ocenic i przewidziec problem(y) w nadchodzacej przyszlosci.

Podzielam Pana obawy. Koszty ruchu uczelni publicznej(w tym pensje) sa ogromne (widzialem raz rozliczenie budzetu, gdzie na rozwoj pozostalo ~5% srodkow).Nie mam pod reka,nie znam dokladnie, jak uklada sie tu proporcja i dostep do srodkow na badania wlasne (statutowe,zlecone,fundowane,z granow + za uslugi) na poszczegolnych uczelniach? Ciekawostka by bylo, porownanie wykorzystania 1 zlotowki na badania na uczelni i w PANie na jedna zasadna publikacje w naukach podstawowych. Czy w oparciu o ten parametr mozna tez wylonic uczelniane KNOWy?

W stanie obecnym, przy podanych do wgladu "Zalozeniach", nie wszystko wyglada tak wyraznie i pewnie, jako kroki/stworzenie warunkow pro-jakosciowe(ych), takich, ktore maja tez wspierac i promowac indywidualnego naukowca(jego grupe naukowo-badawcza) na kazdej uczelni! A przeciez tak jest na kazdym markowym uniwersytecie. Roznica jest to, ze nie rzady tam dbaja o warsztat pracy naukowca (stwarzaja tylko mozliwosci dojscia do kasy),lecz same uniwerstety ustawiaja sie do rzeczywistosci tak, aby potrzebny (dochodowy i prestizowy) warsztat pracy naukowca byl juz zapewniony lub wybieraja z konkursu takiego kandydata, ktory ma juz granty lub jest ustawiony z warsztatem /ma potencjal na ich zdobywanie/. Uczelnia ma 2 wyjscia: zdobyc dodatkowe srodki na badania in block od rzadu(jako konsorcjum, KNOW?) oraz przemyslu(zlecenie/wspolpraca) lub wyksztalcic sobie/sciagnac naukowcow z tymi srodkami/potencjalem do siebie (patrz : M.Samoc, PWr lub P. Garstecki,PAN, W-wa; granty + potezne fundowanie z FNP). Naturalnie, mowimy tu o mozliwosciach i konkretnych wyjatkach...A gdzie jest nowa bezpieczna regula dla wszystkich? Nie pomyslano o niej dotychczas, nie jest wdrozona jeszcze (choc znana i nie zabroniona), czy tez krajowe srodowisko nie wykazywalo w tym wzgledzie inwencji, aby prace naukowa/zadania te na uczelni wyszczegolnic, silnie wspierac oraz chronic? Wiadomo,ze perpetuum mobile nie... dziala? Albo za ksztalcenie sie powszechnie slono placi albo nie, a dana w tym sytemie szkola ma wlasne srodki(nie wazne skad) na funkcjonowanie i rozwoj! Prosze zauwazyc ,ze te od gory umieszczone na swiatowych listach rankingowych szkoly, sa bogatsze(maja w banku na koncie) wiecej niz dochody polowy panstw na swiecie! Sa tez takie instytucje , ktore potrafia sciagnac od otoczenia w ciagu jednego roku ~1Mld$(bez czesnego i dotacji od rzadow/stanu, same granty, zlecenia,donacje,za uslugi,itp)! A wiec istnieja samorzadne KNOWY-giganty drenujace spoleczenstwo/gospodarke az na taka skale!? Co stwarza te mozliwosci? Profesionalne zarzadzanie, jakosc uslug, pokazany na zewnatrz produkt oraz cholernie odpowiedzialny wlasciciel/zarzadca + Rada Nadzorcza/Konwent, patrzaca ostrym okiem na to wszystko z zewnatrz codziennie! Przejrzystosc/podzial zadan, monitorowanie, merytoryczna ocena rezultatow, i reakcja/decyzyjnosc na uczelni od reki! To nie propaganda, lecz symptomy pewnego ladu akademickiego do rozwazenia...i wprowadzenia do uzytku? Chcemy czy nie, inni wokolo naszych "zamkow", podazaja juz ta droga...od lat (po cichu?)!

Jan pisze...

Sprawne zarzadzanie i elastyczne, zalezne od efektów (w tym JAKOŚCI), inansowanie/nagradzanie; oczywiście jestem od razu ZA.

Natomiast obawiam się chaotycznego rzucenia sporych pieniędzy w kilku kierunkach (do okretów flagowych), bez zbytniego wnikania w efekty (bezsensowne rozdawnictwo srodków unijnych działa czasem nawet in minus - bo może umacniać struktury patologiczne) oraz dalszego tłuczenia kasy (przez mniejszych graczy) na zasadzie kto sciągnie więcej naiwnych studentów pod swe skrzydła. Oczywiście im mniejsze wymagania - tym większe powodzenie kierunku studiów. Na razie ta reguła wydaje się sprawdzać.

Zdzislaw M Szulc pisze...

@ Jan.Omawiane skrotowo przez Pana zagadnienie "jak finansowac uniwersytety i dlaczego?" jest wazne , i to zrowno z punktu widzenia podatnikow/rzadu, jak i samych zainteresowanych. Chodzi tu po prostu o... motywacje do dzialania w powiazaniu do przejrzystej polityki/mechanizmu finansowania dzialanosci naukowo-dydaktycznej. Przegladajac skromna, jak na dzis, e-bibloteke, natrafilem na dosc interesujace opracowanie w tym temacie: zasady i struktura finansowania wybranych uniwersytetow w EU w 2008
Trudno w tym materiale znalezsc jeszcze odpowiedz na glowne pytanie: jak nalezy finansowac aby otrzymac na wyjsciu optymalny efekt, lecz mozna sie zorientowac jakie elementy ladu akademickiego (university governance) oraz polityki finansowej sa brane tu pod uwage, i co z tego wynika? Niewiele , jesli od razu nie porowanamy otrzymanych na wyjsciu produktow dla danych instytucji (rankingi szkol/dane bibliometryczne, np tutaj)A te tez nie sa w kazdym przypadku dostepne! A pieniadze przeciez nalezy rozdzielic/wydac w terminie...Zdecydowanie latwiej jest to zrobic tam, gdze edukaja w szkolach wyzszych jest w pelni odplatna.